Ferrari odbiło się od dna. Ogromny wysiłek za kulisami

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Charles Leclerc (po lewej) i Mattia Binotto
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Charles Leclerc (po lewej) i Mattia Binotto

Ferrari przez ponad dwa lata nie potrafiło wygrać wyścigu F1. Zespół skupił się na rewolucji w przepisach i wyrasta na faworyta sezonu 2022. Po zwycięstwie Charlesa Leclerca w GP Australii zachwycony był Mattia Binotto, szef ekipy.

Zanim nadszedł sezon 2022 w Formule 1, Ferrari z ostatniego zwycięstwa cieszyło się we wrześniu 2019 roku. Bardzo długi okres oczekiwania na triumf w F1 sprawił, że wielu ekspertów podawało w wątpliwość sens pracy Mattii Binotto na stanowisku szefa zespołu z Maranello. Włoch mógł jednak liczyć na zaufanie kierownictwa firmy, co z perspektywy czasu wydaje się dobrą decyzją.

Charles Leclerc wygrał dwa tegoroczne wyścigi i raz był drugi. Monakijczyk pewnie prowadzi w klasyfikacji generalnej F1 i jak sam mówi, myśl o walce o tytuł mistrzowski wywołuje u niego uśmiech na twarzy. Nie powinno to dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę, że w Maranello czekają na mistrzostwo świata od sezonu 2007, kiedy to najlepszym kierowcą globu został Kimi Raikkonen.

- Jestem bardzo zadowolony z GP Australii. Odniesienie zwycięstwa to zawsze coś wspaniałego, bo zwiększa ono morale zespołu. Zwłaszcza gdy on na to zasługuje. Wszyscy razem rozwinęliśmy odpowiednią mentalność, aby stawić czoła trudnym momentom i jak najlepiej wykorzystać każdą okazję - przyznał Binotto, cytowany przez zespół prasowy Ferrari.

ZOBACZ WIDEO: "Królowa jest jedna". Wystarczyło, że wrzuciła to zdjęcie

Szef ekipy z Maranello podkreślił, że w ostatnich dwóch latach nie wątpił w to, że Ferrari może powrócić na szczyt F1. - Zawsze mówiliśmy, że to możliwe, o ile zrobisz wszystko perfekcyjnie. Ten wyścig to udowodnił. Leclerc był niezwykle dojrzały za kierownicą. On się przyzwyczaja do takiej jazdy - dodał Włoch.

Równocześnie GP Australii było pierwszym wyścigiem w sezonie 2022, w którym na podium zabrakło drugiego z kierowców Ferrari - Carlosa Sainza. Hiszpan wypadł z toru już na początku rywalizacji. - Szkoda mi go, bo jego weekend był mocno skomplikowany przez szereg okoliczności. Mam tu na myśli zdarzenia w kwalifikacjach i wyścigu, które wpłynęły na jego wydajność - przyznał Binotto.

- Znam Carlosa na tyle dobrze, że wierzę, iż odwróci te negatywy w coś pozytywnego i wróci silniejszy następnym razem, gdy będzie miał okazję ścigać się tym bolidem - dodał szef Ferrari.

Włoski zespół obecnie prowadzi nie tylko w klasyfikacji kierowców, ale również konstruktorów. Najbliższe dwa tygodnie będą dla niego okazją, aby nieco podładować baterie i przygotować się do GP Emilia Romagna, które zaplanowano na 24 kwietnia. - Początek sezonu był pozytywny, a praca podjęta w ostatnich miesiącach procentuje. Będziemy nadal koncentrować się na sobie i patrzeć na sytuację wyścig po wyścigu - stwierdził Binotto.

- Teraz mamy nieco czasu, by spędzić Wielkanoc z rodzinami, ale potem wrócimy do pracy, myśląc już o kolejnym wyścigu. Zawody na Imoli nabierają na znaczeniu. Nie możemy się doczekać rywalizacji w tym miejscu - podsumował Binotto, nawiązując do obiektu, który nosi imię założyciela firmy - Enzo Ferrariego.

Czytaj także:
Czy Ferrari można w ogóle pokonać? Charles Leclerc w innej lidze
"Gorzej być nie może". Ogromne problemy byłego mistrza F1

Komentarze (0)