Pierwotnie szefowie Formuły 1 zakładali, że pierwsza edycja GP Miami dojdzie do skutku w roku 2019. Plan był bardzo prosty. Polegał na stworzeniu z tej imprezy nowej "perły w koronie" F1, a zawody na Florydzie miały stanowić równowagę dla rozgrywanego w Europie GP Monako. Wszakże "słoneczny stan" przyciąga miliarderów, wielu z nich posiada ekskluzywne rezydencje wokół Miami.
Jednak od początku z wyścigiem F1 nie po drodze jest sporej części mieszkańców. Lokalna społeczność skutecznie torpedowała plany organizacji imprezy, a kilku właścicieli nieruchomości położonych w ekskluzywnej części Miami nie chciało się zgodzić na utworzenie nitki wyścigowej w centrum.
Wyjściem okazało się stworzenie toru wyścigowego wokół Hard Rock Stadium w mniej ekskluzywnej części - Miami Gardens. Tyle że na niespełna miesiąc przed pierwszą edycją GP Miami, znów pojawiają się kłopoty. Jak informuje "Miami Herald", do sądu wpłynął pozew dotyczący odwołania imprezy F1 ze względu na hałas, który ma być "nie do zniesienia" dla mieszkańców Miami Gardens.
ZOBACZ WIDEO: "Królowa jest jedna". Wystarczyło, że wrzuciła to zdjęcie
Pozew w imieniu społeczności lokalnej skierowała do sądu Betty Ferguson. To była komisarz hrabstwa Miami-Dade, która torpedowała wcześniejsze plany dotyczące rozgrywania F1 w tym miejscu.
W pozwie możemy przeczytać, że hałas generowany przez bolidy doprowadzi do "poważnych zakłóceń i obrażeń fizycznych u mieszkańców Miami Gardens". Z domach zlokalizowanych w promieniu 2,5 mili od Hard Rock Stadium poziom hałasu przekroczy 97 dB, co ma mieć negatywny wpływ na zdrowie.
Prawnicy reprezentujący mieszkańców żądają, aby sędzia zajmujący się sprawą wniósł tymczasowy zakaz organizacji imprezy, aż do momentu wydania wyroku. Jednak fakt, że wyścig zaplanowano na 8 maja sprawia, że byłoby to równoznaczne z odwołaniem GP Miami - zwraca uwagę "Miami Herald".
Czytaj także:
Lewis Hamilton prosi o wsparcie dla Ukraińców. Padły ważne słowa
Zespoły F1 kłócą się o pieniądze. Pat trwa w najlepsze