Tak buduje się zespół w polskiej lidze. Trener odkrywa karty

Materiały prasowe / fot. Wojciech Figurski/400mm.pl / Kadra Polski: Michał Dukowicz obok Igora Milicicia
Materiały prasowe / fot. Wojciech Figurski/400mm.pl / Kadra Polski: Michał Dukowicz obok Igora Milicicia

- Magiczny notes i koncert życzeń kończy się w moim przypadku po trzech tygodniach od momentu, gdy rozpoczynamy proces budowy zespołu i odmowie z różnych względów 95 procent zawodników. To jest trudny proces - mówi nam Michał Dukowicz.

WP SportoweFakty kontynuują rozmowy z trenerami polskich klubów na temat procesu budowania składu na sezon 2022/2023. Tym razem na tapet wzięliśmy MKS Dąbrowa Górnicza, gdzie ważną postacią jest asystent Jacka Winnickiego, Michał Dukowicz, który ostatnio był także w sztabie szkoleniowym reprezentacji Polski na EuroBaskecie. Nam zdradza, w jaki sposób wyszukuje zawodników na rynku transferowym. Nie ukrywa, że to proces bardzo trudny, też ze względu na małą atrakcyjność polskiej ligi dla obcokrajowców. Wspomina osoby, którzy mu w tym pomagają. Nie są to tylko skauci, ale też ludzie, których Dukowicz poznał na Twitterze czy Facebooku. To pasjonaci koszykówki. Z ich wiedzy trener MKS-u nie boi się korzystać.

- Gracze zagraniczni nie traktują PLK jako cel numer jeden, a jeżeli już tu trafiają, to raczej z myślą o niej jako trampolinie do innych lig europejskich czy od niedawna także azjatyckich. Odkąd jestem w ekstraklasie wakacje kojarzą mi się z dwoma atrybutami: telefonem i komputerem z załadowanym Synergy (program do analizy video zawodników) i Eurobasketem (strona internetowa, gdzie można znaleźć informację o wszystkich zawodnikach) - mówi nam Michał Dukowicz.
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: To prawda, że to pan - jako asystent pierwszego trenera - buduje skład MKS-u Dąbrowa Górnicza?

Michał Dukowicz, asystent Jacka Winnickiego w MKS-ie Dąbrowa Górnicza i Igora Milicicia w reprezentacji Polski: Dobrze, że właśnie to pytanie pada jako pierwsze, bo chciałbym coś zdementować. Prawdą jest, że faktycznie odpowiadam za skauting i wynajdowanie zawodników, ale nie jest tak, że Michał Dukowicz w całości odpowiada za proces budowania składu. Nie pełnię funkcji GM-a w MKS-ie. Decyzje kadrowe podejmujemy wspólnie z trenerem Jackiem Winnickim czy wcześniej z innymi pierwszymi trenerami pracującymi w Dąbrowie Górniczej, ponieważ w ten proces nigdy nie był zaangażowany i nie ingerował prezes Łukasz Żak, który uważa że trenerzy odpowiadają za dobór zawodników do zespołu. Ma do nas pełne zaufanie w tym kontekście. Prezes daje określony budżet i my musimy się w nim zmieścić.

Jak w takim razie wyglądała budowa składu na sezon 2022/2023?

Zacznę od tego, że to nie jest łatwy proces i z każdym rokiem jest coraz trudniejszy, co już wcześniej zauważyli inni trenerzy i prezesi pracujący w PLK. Żan Tabak mówił wprost: "polska liga nie jest atrakcyjna dla obcokrajowców". I ja się z nim w pełni zgadzam. Gracze zagraniczni nie traktują PLK jako cel numer jeden, a jeżeli już tu trafiają, to raczej z myślą o niej jako trampolinie do innych lig europejskich czy od niedawna także azjatyckich. Skoro trener Tabak ma problemy z namówieniem zawodników do gry w Treflu Sopot, to proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, czy w MKS-ie jest łatwiej czy trudniej.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznajesz ją? Nie nudzi się na sportowej emeryturze

Trudniej.

No właśnie. MKS nie należy do największych klubów ani do najbardziej utytułowanych, ani zamożnych, więc główny problem z kontraktowaniem zawodników nie jest w ich znalezieniu, tylko w ich przekonaniu. Magiczny notes i koncert życzeń kończy się w moim przypadku po trzech tygodniach od momentu, gdy rozpoczynamy proces budowy zespołu i odmowie z różnych względów 95 procent zawodników. I wtedy zaczyna się żmudny proces oglądania setek koszykarzy i szukania kompromisu pomiędzy oczekiwaniami, a możliwościami klubu. Odkąd jestem w ekstraklasie wakacje kojarzą mi się z dwoma atrybutami: telefonem i komputerem z załadowanym Synergy (program do analizy video zawodników) i Eurobasketem (strona internetowa, gdzie można znaleźć informację o wszystkich zawodnikach).

Jakimi pieniędzmi na zawodników dysponuje MKS Dąbrowa Górnicza?

Uważam, że nasze miejsce pod tym względem jest w grupie zespołów z pozycji 12/14. Mogę zdradzić, że jest niewielu zawodników w tym sezonie, którzy trafili do PLK, a nie znam ich ceny. Oczywiście na ostateczną wysokość kontraktu zawodnika ma wpływ wiele czynników (renoma klubu, ambicje, wypłacalność, czy miejsce do życia), ale na pewno nie są to bardzo duże różnice na plus czy na minus. Należy pamiętać, że w przypadku MKS-u do budżetu płacowego wliczamy całą kwotę, jaką wydajemy na zawodnika w czasie sezonu (kontrakt, prowizje, zakwaterowanie, bilety lotnicze w przypadku zawodników zagranicznych). W tym sezonie to kwota rzędu dwóch milionów złotych.

Ostatnio trener Mantas Cesnauskis narzekał, że wielu koszykarzy w ostatniej chwili mu odmówiło, mimo wysłanych już kontraktów. Kontakt z nimi nagle się urywał. Też tego doświadczyliście?

Tak. Wysłaliśmy około 20 umów, gdzie wszystkie warunki były ustalone, a finalnie nic z tego nie wychodziło, dlatego ten okres był dla nas bardzo trudny. Na dodatek, gdy jechałem na kadrę, to nasz skład nie był zamknięty, więc na zgrupowaniu łączyłem pracę w reprezentacji z obowiązkami klubowymi. Tak też umówiłem się z trenerem Winnickim. W sierpniu udało nam się podpisać: Tassa, Krampelja i Bluietta. Chealey był podpisany jako pierwszy (zawodnik z listy życzeń) i Verge, którego potencjał oceniliśmy na godny ryzyka i w dobrej cenie do jakości.

Skąd pomysł na dużą liczbę graczy po G-League?

Nie był to pomysł, który sobie założyłem. To czysty przypadek. Sporo osób pyta mnie o to, jak to robimy że do Dąbrowy Górniczej trafiają ciekawi zawodnicy, którzy później trafiają do dużo większych klubów.

To co im pan odpowiada?

To bardzo proste. Od wielu lat się tym zajmuję. Mam całą siatkę ludzi, którzy mi w tym pomagają. Numerem jeden na liście jest Bronisław Wawrzyńczuk. Od bardzo dawna się znamy i zawsze liczę się z jego zdaniem, bo jest jednym z najlepszych skautów w Europie. Do tego dochodzą inni skauci, agenci z każdego praktycznie miejsca na świecie. Ale także ludziom, których poznałem na Twitterze czy Facebooku - jak np. Karol Bruski. Oni są pasjonatami koszykówki i ja z ich wiedzy nie boję się korzystać i bardzo ją cenię. Wracając do pytania: nie G-League czy inna liga jest moim celem, a zawodnik o jak największej jakości.

Co to znaczy?

Szukam zawodników, którzy umieją grać i rozumieją koszykówkę, którzy dają jakość indywidualną, ale i dla zespołu. Sztuką jest znaleźć takich zawodników i ich przekonać do podpisu zwłaszcza, jeżeli tych pieniędzy nie ma dużo, a rywalizujących o te podpisy klubów bardzo dużo. Niestety - jak zaznaczyłem wcześniej - często tak jak zawodnicy my również musimy po prostu iść na kompromis i zaryzykować. Z drugiej strony proszę zobaczyć, jak zmienił się zespół MKS-u w zeszłym sezonie po dojściu Devyna Marble'a. To jest przykład, że czasami nie wolno się poddawać i tych zawodników z notesu męczyć, a może w końcu się zgodzą na transfer.

Robert Johnson z MKS-u powędrował do dużych klubów
Robert Johnson z MKS-u powędrował do dużych klubów

Jak było z transferami takich zawodników jak Dominic Artis i Robert Johnson?

To jest dobra historia, bo tacy zawodnicy - w teorii - nigdy nie powinni trafić do MKS-u Dąbrowa Górnicza. Przekonałem ich dużymi rolami w zespole, perspektywą zbudowania swojej pozycji na rynku. Nakreśliłem im ścieżkę kariery w Europie. Zaufali mi i uważam, że na tym nie stracili. Byli w niezłych klubach, zarobili przy okazji dobre pieniądze. Nie ukrywam, że podobna historia - jak wcześniej zaznaczyłem - jest z Josephem Chealey'em. Ten zawodnik był na naszym celowniku od dwóch lat. W zeszłym roku wysłałem mu nawet gotowy kontrakt. Wtedy się nie zgodził, teraz podpisał umowę.

Dlaczego?

Uważam, że duża w tym zasługa agenta, z którym mam bardzo dobre relacje, a który wie, że on i zawodnik może liczyć na jasne i przejrzyste zasady współpracy. Poza tym nie ukrywam, że w rozmowach z zawodnikami zawsze korzystam z jednej sztuczki.

Jakiej?

Pokazuje im zawodników, którzy byli kiedyś w MKS-ie, a gdzie są obecnie. Przypominam sobie tylko jednego gracza, który okazał się kompletnym niewypałem, ale o nim nie wspominam w tych rozmowach. To Todd O'Brien z sezonu 2015/2016. Prawdę mówiąc nie wiem, jak taki gracz trafił do MKS-u Dąbrowa Górnicza. To była dla mnie ogromna nauczka, że nie mogę popełniać takich błędów. Później takich zawodników nie było. Wielu z nich trafiło po grze w MKS-ie do lepszych klubów za większe pieniądze. Mam na myśli m.in. Broussarda, Sheltona, Artisa czy Johnsona.

Gorąco jest wokół tematu buy-outów w kontraktach. Podobno teraz nie ma ich wpisanych w umowach zawodników. To prawda?

Faktycznie dyskusje na ten temat wielokrotnie są bardzo burzliwe. Kilka osób poddaje w wątpliwość takie działania, ale znów wrócę do kwestii budżetu. Dla nas najważniejsze jest to, by pozyskać najlepszego zawodnika w możliwie najlepszej cenie. Jeżeli musimy iść na pewien kompromis, to po prostu to robimy. My nie mamy 100-150 tysięcy dolarów do wydania na zawodnika, który nam się akurat podoba. Ale możemy np. dać 50 tys. i wpisać w kontrakt buy-out do klubu z Euroligi czy EuroCupu. Ale w tym sezonie takich zapisów nie ma.

Jak agenci patrzą na polską ligę?

To ciekawy temat. Patrzą różnie. Są tacy, którzy patrzą przychylnie i z nimi staramy się współpracować i tacy, którzy chcą nam dać graczy, których nikt inny nie chce. Dlatego osobiście bardzo cenię polskich agentów, którzy znają polskie realia i są swoistym buforem pomiędzy zagranicznymi agentami, zawodnikami a klubem. Wiele spraw biorą na siebie i rozwiązuje te problemy na miejscu. Chodzi o kwestie mieszkaniowe, podatkowe czy sportowe. Grzegorz Piekoszewski, Tarek Khrais i Arkadiusz Brodziński to agenci, z którymi współpracuję najczęściej. Nie ukrywam, że fajnie, iż na rynku pojawił się Grzegorz Kulig, który był od lat w koszykówce w innej roli, a teraz próbuje swoich sił w tej branży i życzę mu jak najlepiej. Uważam, że wszyscy zawodnicy zagraniczni powinni być podpisywani z udziałem polskich agentów.

Tak jest np. we Francji i na Węgrzech.

Tak.

Zmieńmy temat na koniec. W ostatnich tygodniach pełnił pan rolę asystenta Igora Milicicia w sztabie reprezentacji Polski. Jak się pan tam znalazł? To było duże zaskoczenie.

To było duże zaskoczenie. Dla mnie także. W wielu wypowiedziach podkreślałem, że nie wiedziałem tego, iż Marek Popiołek zrezygnował z pracy w reprezentacji Polski. Dlatego tym bardziej byłem zdziwiony, że mam go zastąpić, gdy otrzymałem telefon od Igora Milicicia z propozycją pracy w kadrze. Natomiast sama odpowiedź była prosta, zgodziłem się bez wahania, nie było się nad czym zastanawiać, Reprezentacji Polski po prostu się nie odmawia. Z tego miejsca jeszcze raz wielkie podziękowania dla trenera Milicica, Łukasza Koszarka za danie mi tej szansy, ale także trenera Winnickiego i prezesa Żaka, że pozwolili mi na to.

Jaką rolę pełnił pan w kadrze? Czym się pan zajmował?

Trener Igor Milicić jest bardzo wymagającym trenerem, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Jako jego nowy asystent musiałem się szybko nauczyć jego sposobu pracy, ale także całego systemu gry polskiej kadry. Starałem się to zrobić jak najszybciej. Ale nie było łatwo, czasu było mało, a pracy dużo do wykonania. Na szczęście znalazłem się w sztabie ludzi, z którymi praca to była czysta przyjemność, mogłem liczyć zawsze na ich pomoc. Od samego początku wiedziałem, że głównym moim zadaniem będzie przed meczami analiza gry zawodników naszych rywali pod kątem ich mocnych i słabych stron, chociaż czasami te słabe trudno było znaleźć jak u Luki Doncicia czy Nikoli Jokicia.



Zobacz także:
Kacper Gordon: Mam papiery na grę w PLK
Mateusz Ponitka: Bez czekania na NBA
Żan Tabak: Polska liga nie jest atrakcyjna
15-latek pisze historię. W tle... nauki matematyki

Źródło artykułu: