Ray McCallum o Polaku w NBA: Trafił idealnie

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Ray McCallum i Jeremy Sochan
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Ray McCallum i Jeremy Sochan

- San Antonio Spurs, gdzie trafił Jeremy Sochan, to też idealne miejsce dla niego. Tam od wielu lat stawia się na obcokrajowców - mówi nam nowy zawodnik Legii, który występował w klubie, gdzie obecnie jest Polak.

CV 31-letniego Raya McCalluma, nowego zawodnika Legii Warszawa, może robić wielkie wrażenie. Rozegrał aż 154 mecze w NBA, gdzie reprezentował barwy Sacramento Kings (wybrany z 36. numerem w drafcie w 2013 roku), San Antonio Spurs i Memphis Grizzlies. Parkiety najlepszej ligi świata opuścił w 2016 roku i przeniósł się do Europy.

Tam występował w renomowanych klubach: Unicaja Malaga (tam występował z Adamem Waczyńskim), Darussafaka Stambuł, Hapoel Jerozolima, a ostatnio Hamburg Towers czy BCM Gravelines Dunkerque. Z niemieckim klubem rywalizował przeciwko Śląskowi Wrocław w EuroCupie, we francuskim z kolei był kolegą Dominika Olejniczaka.

- To wspaniałe uczucie powiedzieć, że było się graczem NBA. Każdy koszykarz w dzieciństwie o tym marzy. Ja stawiałem sobie taki cel i udało mi się go zrealizować. Nie ukrywam, że czuję ogromną satysfakcję z tego powodu. Spędziłem tam cztery sezony, rozegrałem ponad 150 meczów. Sochanowi życzę jak najlepiej, ma przed sobą wspaniałą karierę, Spurs to dla niego idealny klub - mówi nam Ray McCallum.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: plaża na Florydzie, a tam Polka. Zachwytom nie ma końca

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Wie pan, kto to Jeremy Sochan?

Ray McCallum, nowy zawodnik Legii Warszawa, ma za sobą 154 mecze w lidze, grał w klubie San Antonio Spurs: Słyszałem o nim. To absolwent uczelni Baylor, dobrze pokazał się w NCAA (rozgrywki uczelniane, które w USA cieszą się ogromnym zainteresowaniem - przy. red.), a potem został wybrany przez klub NBA San Antonio Spurs. Wiem, że w Polsce dużo się o nim mówi.

Czy klub, do którego trafił Jeremy Sochan, to dobre miejsce na początek przygody z najlepszą koszykarską ligą świata?

Jeremy lepiej trafić nie mógł. San Antonio Spurs to fantastycznie zorganizowany klub, wszystko jest tam dopięte na ostatni guzik. Myślę, że dla niego to też idealne miejsce, bo tam od wielu lat stawia się na obcokrajowców. W przeszłości w zespole wielkie role odgrywali Francuz Parker czy Argentyńczyk Ginobili.

To istotne?

Tak. To sprawia, że będzie mu łatwiej dopasować się do warunków panujących w NBA. Spurs stawiają na zespołową i poukładaną koszykówkę. To wszystko zasługa trenera Gregga Popovicha. On tam nad wszystkim panuje, wszystko kontroluje. Ten klub nigdy nie byłby w takim miejscu, gdyby nie ten szkoleniowiec.

Jaki jest Popovich na co dzień? Jak go pan zapamiętał?

Co prawda nie grałem tam wiele, ale sporo się od niego nauczyłem. To trener, który pokazał mi, jak wygląda zespołowa i uporządkowana koszykówka. On nic nie pozostawia przypadkowi, wszystko jest przemyślane, a później dokładnie zrealizowane na parkiecie. Egzekucja jest kluczowa w jego układance. Miałem też szczęście, że w Spurs trafiłem na klasowych zawodników, od których mogłem wiedzę czerpać garściami. Parker, Duncan, Ginobili czy Leonard - to byli koszykarscy geniusze.

Rozegrał pan 154 mecze w lidze NBA. Jest moment, do którego lubi pan szczególnie wracać?

Dzień loterii draftowej. To było wyjątkowe. Mimo że upłynęło już ponad dziewięć lat, to ja dokładnie pamiętam tamten moment. Niezapomniane chwile pełne ekscytacji i radości. Trafiłem wtedy do młodego zespołu Sacramento Kings. Co prawda nie mieliśmy najlepszego bilansu, ale odgrywałem dużą rolę, grałem sporo minut. Poznałem tam wielu wspaniałych ludzi, z którymi do dzisiaj utrzymuję kontakt. Zawsze będę miło wspominał Kings, mimo że zostałem wymieniony do Spurs.

Domyślam, że wielu pyta pana o występy w NBA, różne sytuacje i zawodników. Ten temat pana nudzi?

Nie, opowiadam o tym z dużą frajdą i przyjemnością, bo to wspaniałe uczucie powiedzieć, że było się graczem NBA. Każdy koszykarz w dzieciństwie o tym marzy. Ja stawiałem sobie taki cel i udało mi się go zrealizować. Nie ukrywam, że czuję ogromną satysfakcję z tego powodu. Spędziłem tam cztery sezony, rozegrałem ponad 150 meczów. To są fajne statystyki, choć uważam, że mogło tych spotkań być jeszcze więcej.

Pana pierwszym europejskim klubem była Unicaja Malaga, gdzie występował pan razem z Adamem Waczyńskim. Pamięta go pan?

Oczywiście. Takich ludzi się nie zapomina. Wspaniały człowiek i koszykarz. Poznałem też jego rodzinę. Miałem ogromną frajdę i przyjemność z grania z nim w jednym zespole. Zapamiętałem go jako świetnego przywódcę, także w szatni.

W ostatnim sezonie grał pan z innym Polakiem, Dominikiem Olejniczakiem. Słyszałem, że obaj wystawili panu niezłe laurki, które przekonały trenera Kamińskiego do współpracy.

Serio? To muszę im za to podziękować. Z Dominikiem grałem krótko we Francji, ale dał się poznać jako uśmiechnięty i sympatyczny facet, któremu bardzo zależy na koszykówce. Cieszę się, że go poznałem. Wiem, że przed nim duża przyszłość. Życzę mu jak najlepiej.

Ray McCallum: Polska kultura mnie inspiruje
Ray McCallum: Polska kultura mnie inspiruje

W lutym 2022 roku trafił pan do Francji, a ja słyszałem taką informację, że już wtedy mógł pan zasilić szeregi Legii Warszawa. To prawda?

To zabawna historia, bo ja wtedy nic o tym nie wiedziałem, a gdy latem przyjechałem do Polski, od razu o tym usłyszałem, że ponoć tak miało być.

Jak to się stało, że teraz trafił pan do Warszawa? 

Gdy dostałem telefon z Legii, wiedziałem, że to klub z dużymi tradycjami i sukcesami w ostatnim sezonie. Zaszli daleko w FIBA Europe Cup, walczyli o mistrzostwo Polski. To klub, który zbudował dobry skład, by namieszać w Lidze Mistrzów. To była interesująca propozycja. Zobaczyłem, że jest tam mój przyjaciel z Detroit Devyn Marble. Skontaktowałem się z nim i on powiedziałem mi same dobre rzeczy na temat klubu, trenera i miasta. Znałem też Travisa Leslie. Widząc tych dwóch gości, wiedziałem, że ja będę tam pasował.

Zaczął się pan uczyć języka polskiego?

Tak (mówi w języku polskim). Ale... to niezwykle skomplikowany język. W naszej szatni Dariusz Wyka dba o to, by obcokrajowcy szybko uczyli się polskiego.

Słyszałem, że gdy dowiedział się pan o polskim paszporcie Geoffrey'a Groselle'a, to sam wyraził chęć posiadania polskiego obywatelstwa. To prawda?

Jeśli byłaby taka możliwość, dlaczego nie? To byłoby duże wyróżnienie. Polska ma świetny zespół, który z każdym rokiem osiąga coraz więcej. Ostatnio zajęliście 4. miejsce na EuroBaskecie. To o czymś świadczy.

Zna pan A.J. Slaughtera? On w polskiej kadrze gra już od... 2015 roku!

Serio tak długo gra w kadrze? Nie wiedziałem o tym. To świadczy o tym, że to bardzo wartościowy zawodnik, który czuje duże przywiązanie do Polski. Wiem, że kibice bardzo go tutaj lubią i szanują. W przeszłości kilka razy rywalizowaliśmy, to była duża przyjemność, bo to świetny zawodnik.

To prawda, że jest pan człowiekiem, który interesuje się nową kulturą, obyczajami i historią?

Tak. Koszykówka to wspaniała podróż, która zabiera mnie w różne miejsca. Lubię poznawać nowe kultury, zawsze staram się uczyć miejscowego języka, by łatwiej dogadywać się z ludźmi. Szanuję ich zwyczaje, staram się też je rozumieć.

Jaka jest Warszawa?

Warszawa dała się poznać jako wspaniałe i nowoczesne miasto. Jest dużo większe niż myślałem. To międzynarodowe miejsce, gdzie różne kultury mieszają się ze sobą. Ludzie są mili i pomocni. Jedzenie też jest na dobrym poziomie. Nie mogę na nic narzekać!

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Tak buduje się zespół w polskiej lidze. Trener odkrywa karty
Mateusz Ponitka: Bez czekania na NBA
Żan Tabak: Skład nie jest zamknięty
Krzysztof Szubarga: Jako trener widzę więcej

Komentarze (0)