8 stycznia 2023 roku po raz ostatni Kacper Młynarski wystąpił w koszulce zespołu Polski Cukier Start Lublin. W meczu z PGE Spójnią Stargard zagrał dziewięć minut, zdobywając w tym czasie siedem punktów. Po tym spotkaniu Polak udał się na rozmowę do trenera Artura Gronka, którego poinformował, że nie chce już być częścią drużyny, argumentując to tym, że liczył na znacznie większą rolę. Polski szkoleniowiec zrozumiał to, obaj podali sobie ręce. W tym momencie trwają przepychanki na linii zawodnik-klub. Jedno jest pewne: Młynarski do składu Startu już nie wróci.
- Kacper przyszedł i poprosił o zakończenie współpracy. Jeśli mam być szczery, uważam, że to nie była dobra decyzja, ale każda ma swoje konsekwencje. To jest biznes, więc trzeba się teraz dogadać na linii zawodnik-agent-klub - mówił nam ostatnio Artur Gronek, trener Startu Lublin.
Teraz przedstawiamy wersję zawodnika, który potwierdza, że nie chce już grać w lubelskim zespole, ale dodaje też, że są duże problemy z dogadaniem warunków rozwiązania kontraktu. Prezes Arkadiusz Pelczar nie przyjął jego propozycji i domaga się wpłacenia 100 tys. zł plus rezygnację z sześciu pensji. Co na to zawodnik?
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: W jakich okolicznościach zdecydował się pan na odejście z zespołu z Lublina?
Kacper Młynarski, zawodnik Polski Cukier Start Lublin: Po meczu z PGE Spójnią Stargard (8 stycznia) dwukrotnie rozmawiałem z trenerem Arturem Gronkiem. Nie były to zresztą pierwsze rozmowy w tym sezonie. Przed sezonem zgodziłem się na rolę zmiennika zawodnika lepszego ode mnie w zespole, który miał być w czołówce ligi. Postawiono na dwóch zawodników, którzy - w mojej opinii - nie byli lepsi ode mnie na tej pozycji. Zespół przegrywał, a co za tym idzie: frustracja rosła.
ZOBACZ WIDEO: Ten kibic oszalał. Zobacz, co zrobił w trakcie meczu
To dlatego zdecydował się pan na taki krok?
Zdecydowałem się odejść i tutaj jest absolutnie kluczowa część tego zamieszania, ponieważ od początku sezonu trener wielokrotnie nam powtarzał jedno zdanie: "jak się komuś nie podoba, to może odejść. Drzwi są otwarte". Trener słowa dotrzymał, po odbyciu dwóch męskich rozmów. Padły konkretne argumenty. Podaliśmy sobie ręce w normalnej atmosferze. Niestety prezes Pelczar nie uszanował słów trenera, a ja nie miałem żadnych powodów, żeby trenerowi nie wierzyć.
Czy to prawda, że wcześniej grał pan z kontuzją kolana?
Przez ponad dwa miesiące grałem z bólem kolana. Codziennie byłem na środkach przeciwbólowych, co niestety ciągnęło za sobą również konsekwencje żołądkowe. Wielokrotnie zgłaszałem ten problem i wraz z fizjoterapeutami pracowaliśmy regularnie, żebym mógł funkcjonować w trakcie meczów. Zdecydowałem jednak, że muszę w końcu zadbać o swoje zdrowie. Zgłosiłem to do klubu.
I?
Bezpośrednio po tym gdy poinformowałem, że nie dam rady grać, bo muszę pozbyć się bólu, zarzucono mi, że symuluję kontuzję. Grożono mi też fikcyjnymi nagraniami. I to wszystko w ciągu jednego dnia. Ja skupiłem się na ćwiczeniach siłowych, zgodnie z zaleceniami. Przez tydzień nie byłem w stanie grać w koszykówkę. Diagnoza okazała się celna i 15 stycznia zgłosiłem, że ból ustąpił, a jako że mój kontrakt nadal jest ważny, to jestem gotowy do gry.
Ale trener powiedział, że nie widzi pana w drużynie?
Tak. To zrozumiała decyzja, bo wcześniej podaliśmy sobie ręce i doszliśmy do porozumienia.
To jak wygląda obecnie sytuacja Kacpra Młynarskiego?
Nie ukrywam, że zależało mi na załatwieniu tej sprawy z klasą i po cichu. Chciałem rozstać się w zgodzie, bez żadnych awantur. Sytuacja robi się jednak coraz bardziej napięta i... żenująca. Przychodzę na trening, trenuję indywidualnie, a koledzy i trener pytają, czy coś się wyjaśniło. Nikomu ta sytuacja nie służy. Obie strony chcą się rozstać. Niestety prezes ma inne zdanie.
Co to znaczy?
Od początku powtarzałem, że chcę tę sytuację rozwiązać z klasą z jak najmniejszą szkodą dla zespołu. Obecnie minął kolejny miesiąc mojej umowy, co wiąże się również z dalszymi wypłatami. Na tej sytuacji nikt nie wygrywa.
Jakie rozwiązanie pan zaproponował?
Jestem w Lublinie od sześciu miesięcy. W tym czasie otrzymałem cztery wypłaty. Świadomy, że klub będzie w niekomfortowej sytuacji z powodu mojego odejścia zaproponowałem, że zrzeknę się dwóch przepracowanych miesięcy i należnej premii. Nawet chciałem dopłacić i zrzec się oczywiście czterech kolejnych wypłat do końca sezonu. W jednym z wywiadów trener wprost powiedział, że szuka zawodnika na pozycję podkoszową, co potwierdził później w rozmowie ze mną przed samym odejściem. Kwota, którą zaproponowałem wystarczyłaby na pokrycie licencji dla obcokrajowca i jego pobytu. Prezes odrzucił moją propozycję, żądając kwoty dla mnie nieosiągalnej.
Czy to była kwota 100 tysięcy złotych, która byłaby przeznaczona na grę sześcioma obcokrajowcami w składzie?
Tak. 100 tys. złotych plus rezygnacja z sześciu wypłat.
Czy to prawda, że w ostatnim czasie otrzymał pan sporo wiadomości od lubelskich kibiców?
Tak. Część z nich była mocno absurdalna. Kibice pisali, że kłócę się o pieniądze. Skoro to ja chce odejść, to niepotrzebnie zajmuje miejsce w składzie, a już mógłby być nowy zawodnik. Powtarzam: to nie moja wina. Jednego też nie rozumiem.
Czego?
Ostatnio prezes Pelczar na Twitterze napisał, że z niewolnika nie ma pracownika. I to jest zgoda. Ja chcę zrzec się pensji i pożegnać się z klubem. Liczę, że uda się to osiągnąć.
Czy na stole leżą już oferty z innych klubów?
Nie mam żadnych ofert. Ustaliłem z agentem, że dopóki nie rozwiąże umowy, nie zamienię nawet zdania z innym klubem.
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Beniaminek szokuje Polskę. Za tym stoi hojny sponsor
Już krzyczą na niego "MVP". Kluby chciały go podkupić!
Licencje w polskiej lidze: kto wydał najwięcej? Śląsk... ani złotówki!
Żenujące sceny po meczu. "Nie ma jedzenia, jest tylko alkohol" [OPINIA]