Jacek Konsek: Zastępczy problem

Kary finansowe, wykluczenia, notorycznie przerywane mecze oraz lawiny nieprzychylnych komentarzy to rezultat zaledwie miesiąca pracy nowych rozjemców w NBA. Problem z zastępczymi sędziami staje się powoli sprawą pierwszej wagi.

W tym artykule dowiesz się o:

Sytuacja w NBA staje się coraz bardziej komiczna. A może lepszym słowem byłoby niepokojąca. Od czasu kiedy zastępczy sędziowie zaczęli być rozjemcami podczas meczów przedsezonowych, nie ma praktycznie dnia, żeby nie było pod ich adresem jakichkolwiek uwag. Patrząc w statystyki naprawdę można się przerazić. Nazbyt często liczba fauli przekracza 55 a nawet 60, a krytyczne komentarze padają z ust trenerów, zawodników, kibiców, komentatorów, ekspertów…

Przypomnijmy o czym mowa. Władze NBA i stowarzyszenie sędziów nie umieli dojść do kompromisu w sprawie nowej umowy, która wygasła już 1 września. Jak zwykle, sednem całej sprawy były pieniądze. Konkretnie nie doszło do porozumienia w kwestiach emerytur sędziowskich, odpraw po zakończeniu pracy, a także liczby spotkań, które sędziowie mają prowadzić w filialnych ligach WNBA i D-League. Z powodu lokautu NBA zorganizowała obóz przygotowawczy dla zastępczych sędziów. To właśnie oni są rozjemcami w meczach przedsezonowych i jeśli nie uda się przełamać dotychczasowego impasu, to także oni (o zgrozo!) będą biegać z gwizdkami podczas sezonu zasadniczego.

Jest niedziela. Mecz charytatywny pomiędzy New York Knicks a Maccabi Tel Awiw. Podkreślam jeszcze raz: charytatywny. Na ławce izraelskiej drużyny Pini Gershon, niezwykle impulsywny i gestykulujący trener. Nowi sędziowie chcą jednak zabłysnąć i sypią faulami technicznymi na lewo i prawo. Najpierw "dacha" otrzymali Chuck Eidson i Alan Anderson, a potem dwukrotnie Pini Gershon. Rozpoczął się niepotrzebny spektakl z rabinem w roli głównej. Skończyło się na tym, że podczas charytatywnego meczu zastępczy sędziowie wyrzucili z boiska jednego z trenerów.

Był to niepotrzebny ruch ze strony arbitrów. W ogóle mecze przedsezonowe stały się okropnie nudne. Co chwila tylko faul, faul i faul. Gwizdki nie milkną, koszykarze co rusz stają na linii rzutów wolnych, gra jest szarpana, przerywana, a przez to nudna. Widać wyraźnie, że nowi rozjemcy kompletnie nie czują harmonii i stylu gry NBA. Sędziowanie D-League czy WNBA to jednak całkiem inny kawałek chleba.

Stern ma alibi. Mówi, że jest kryzys i trzeba szukać oszczędności. Ale czy warto było upierać się i stawiać na swoim? Czy chce powtórki z sezonu 1995/1996? Patrząc na ostatnie dni i sypiące się jak z rogu obfitości kary dla klubów i trenerów, wydaje się, że cała sprawa może lidze NBA tylko zaszkodzić. Panie Stern, proszę zmienić tę chorą sytuację i powziąć jakieś działania. Nikt nie chce takiej żenady oglądać podczas właściwych rozgrywek. Zarywa się noce po to, aby oglądać w akcji zawodników, szybką grę, a nie gwiżdżących panów w szaro-czarnych uniformach.

Lionel Hollins, trener Memphis Grizzlies uszczuplił swoje konto o 25 tysięcy dolarów. Stan Van Gundy i jego Orlando Magic musieli zapłacić 35 tysięcy, a doświadczony Larry Brown z Charlotte Bobcats aż 60. Za co? Za krytykowanie zastępczych arbitrów. Kary najpewniej słuszne, ponieważ to panowie z gwizdkami na szyi mają najwyższą władzę na parkiecie. Ale czy Stern chce, aby takie sytuacje przeszły do porządku dziennego podczas sezonu zasadniczego?!

Takich sytuacji jak ta z Pini Gershonem będzie więcej. Krnąbrnych i impulsywnych zawodników w lidze przecież nie brakuje. Rasheed Wallace od lat kolekcjonuje przewinienia techniczne, które czasem dawane mu są nawet za głębsze westchnienia. Nie potrafię sobie również wyobrazić Marka Cubana, rzucającego pod adresem zastępczych arbitrów stek epitetów. Uszy więdły doświadczonym i znającym go sędziom. Jak reagować będą zastępczy rozjemcy? Łatwo się domyślić.

Źródło artykułu: