Szokujące obrazki w wielkim finale Energa Basket Ligi. King Szczecin, drugi zespół po rundzie zasadniczej, wygrał ze Śląskiem Wrocław dwa spotkania w Hali Stulecia i jest na autostradzie do zdobycia mistrzostwa Polski.
To była prawdziwa dominacja ze strony szczecinian, którzy w obu meczach grali jak z nut, w pełni kontrolując wydarzenia na parkiecie. Komentatorzy piali z zachwytu nad grą szczecińskiego zespołu.
Podopieczni Arkadiusza Miłoszewskiego grali wyrachowaną, jakościową i przede wszystkim zespołową koszykówkę, na którą wrocławianie nie umieli znaleźć żadnej odpowiedzi.
Mistrzowie Polski byli całkowicie bezradni, w wielu momentach snując się po parkiecie. To były obrazki, których nie widzieliśmy w tegorocznych play-off. Mistrzostwo zaczyna uciekać Śląskowi.
- Słabo zaczęliśmy. Mieliśmy ogromne problemy z powrotem do obrony i znalezieniem zawodników, przez co tworzyły się przewagi, które szczecinianie wykorzystywali. Rywale zrobili przewagę, ale byliśmy w stanie wrócić do meczu. To cieszy. Ale w drugiej połowie totalnie coś się zacięło w naszej grze. Nie umiem wyjaśnić, dlaczego tak się stało - mówił na konferencji prasowej Aleksander Dziewa, jeden z liderów Śląska Wrocław.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Miss Euro szaleje! "Mamba na koniec"
"Co on powiedział? Chciałbym wiedzieć" - zagaił trener Ertugrul Erdogan, po tym jak Dziewa (pierwszy przemawiał po stronie Śląska Wrocław) opuścił salę konferencyjną. Turecki szkoleniowiec był bardzo niezadowolony z postawy swoich zawodników, narzekał na brak odpowiedniego zaangażowania i zespołowości, ale winę za tę porażkę wziął na siebie. Erdogan przemawiał przez prawie trzy minuty, mówiąc wprost: "King gra jak zespół, my jesteśmy zlepkiem indywidualności. Tak nie wygramy złota".
- Po takiej porażce jedyną osobą odpowiedzialną za taką porażkę jest trener. Nie chcę nikogo obwiniać. Biorę to na klatę. Jestem za to odpowiedzialny. Pamiętam, że przed finałem ktoś mnie zapytał, czy uważam, że obecność Kinga jest zaskoczeniem. Odpowiedziałem, że nie, bo ta drużyna w pełni na to zasłużyła. Ta drużyna zasługuje na wielki szacunek i pochwały. Jestem pod wrażeniem zespołowej gry Kinga. To prawdziwy zespół. My nie gramy wystarczająco dobrze jako zespół. A w ostatnich piętnastu w ogóle nie graliśmy jak zespół. Byliśmy zlepkiem indywidualności, za co biorę odpowiedzialność. To mój błąd - powiedział trener Śląsk Wrocław.
Mistrzowie Polski z minionego sezonu znów mieli ogromne problemy ze skutecznością (7/26 za trzy), przegrali walkę na tablicach (30:35), na dodatek popełnili 13 strat. Tylko dwóch zawodników przekroczyło granicę 10 i więcej punktów. Nie było odpowiedniego - jak na tę fazę sezonu - zaangażowania i determinacji.
Wrocławscy kibice, którzy licznie stawili się w Hali Stulecia, byli mocno zawiedzeni postawą swoich ulubieńców. Część fanów jeszcze przed ostatnim gwizdkiem opuściła legendarny obiekt.
- Jeśli chcesz wygrać z Kingiem, musisz mieć pięciu zawodników na parkiecie, którzy chcą jechać na tym samym wózku. Mam na myśli realizowanie taktyki, poziom koncentracji i poświęcenia. Tego nie mamy - przyznał po chwili.
Jeden z dziennikarzy zadał Erdoganowi pytanie o przywództwo Jeremiaha Martina w finałowej serii. Turecki szkoleniowiec strasznie się zirytował, bo - jak po chwili - przyznał: "koszykówka to sport zespołowy, a nie szukanie indywidualności".
- Nie ma sensu rozgadywać się na temat jednego czy dwóch zawodników. Trzeba brać pod uwagę cały zespół. Indywidualne popisy nigdy nie przełożą się na zdobycie tytułów. Jeden gracz może wygrać mecz, może dwa, ale nigdy całej serii i mistrzostwa. To jest niemożliwe - odpowiedział.
King Szczecin prowadzi już 2:0 w serii do czterech zwycięstw. Mecz nr 3 w środę o godz. 20:00. Transmisja w Polsat Sport.
- Seria jeszcze się nie skończyła, ale jeśli nie zmienimy swojej gry i podejścia, to przegramy 0:4. To bardzo proste. King gra jak zespół, nam tego brakuje - ocenił trener Erdogan.
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Phil Greene, gwiazda ligi: Mam sporo ofert
Michał Kolenda: To był trudny sezon
PGE Spójnia buduje skład. Klub chce grać w ENBL
Dawid Słupiński: Anwil ma priorytet