Robert Skibniewski: King? Ego w kieszeni. Rola Polaków w Śląsku zastanawia

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / WKS Śląsk Wrocław
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / WKS Śląsk Wrocław

- Przez pierwszą część sezonu to polscy gracze na czele z Jeremiahem Martinem ciągnęli ten wózek. Oni decydowali o zwycięstwach. W dalszej części rozgrywek ich rola diametralnie się zmieniła. I to mnie bardzo zastanawia - mówi Robert Skibniewski.

Sezon Energa Basket Ligi dobiegł końca. W wielkim finale King Szczecin, wicelider po rundzie zasadniczej, pokonał lidera WKS Śląsk Wrocław 4:2 i po raz pierwszy w historii klubu zdobył mistrzostwo Polski. To wielki sukces ekipy prowadzonej przez Arkadiusza Miłoszewskiego. Nasz rozmówca, Robert Skibniewski, były reprezentant Polski, a obecnie trener I-ligowego zespołu Weegree AZS Politechnika Opolska, nie ukrywa, że w finale liczył na nieco większą dramaturgię. W pewnym szczecinianie prowadzili 3:0 i byli o krok od zdemolowania rywali. Ostatecznie wrocławianie wygrali dwa spotkania i uniknęli blamażu.

- Nie ukrywam, że z perspektywy kibica liczyłem na bardziej wyrównaną rywalizację. Brakowało mi meczu na styku. Takiego, którego wynik rozstrzygałby się w ostatnich sekundach. W pierwszych trzech spotkaniach King zdominował zespół Śląska. Wiele osób przecierało oczy ze zdumienia, patrząc na jakość gry drużyny z Wrocławia - przyznaje były koszykarz m.in. Śląska Wrocław.

- Pojawiały się liczne głosy, że może dojść do "sweep'u" i wygranej 4:0 dla Kinga. Z drugiej jednak strony, przy stanie 0:3, Śląsk potrafił podnieść głowy i wstać z kolan, wygrywając dwa kolejne spotkania, opóźniając tym samym koronację Kinga. Wiara i nadzieja na historyczny wyczyn została we Wrocławiu przywrócona, więc troszeczkę tej ekscytacji było - dodaje po chwili trener zespołu z Opola.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wzruszające chwile po sukcesie Djokovicia w Paryżu

MVP serii finałowej został uznany Amerykanin Bryce Brown, choć kandydatów było jeszcze co najmniej dwóch. Wymienia się m.in. Zaca Cuthbertsona czy pozyskanego w trakcie rozgrywek Alexa Hamiltona. Każdy z nich wykonał świetną pracę i dołożył ważną cegiełkę do olbrzymiego sukcesu szczecińskiego zespołu.

- MVP? Bardzo trudny wybór. Zac Cuthbertson kapitalnie ograniczał w obronie przez większość czasu poczynania Jeremiaha Martina. W ataku też spisywał się wyśmienicie, trafiając z dystansu czy atakując kosz rywali. Myślę, że optycznie występ i skuteczność rzutów za trzy punkty Browna w ostatnim, szóstym meczu tej rywalizacji, zadecydowały o przyznaniu mu nagrody MVP. Po gorszej skuteczności i porażce Kinga w piątym meczu był to idealny czas na poprawienie się w tym elemencie gry. Wykorzystał to idealnie - ocenia nasz rozmówca.

Eksperci kilka miesięcy temu typowali, że o mistrzostwo Polski powalczy pięć ekip: Śląsk, Legia, Anwil, Trefl i Stal. Niektórzy byli zdania, że do tego grona należy dopisać nieobliczalnego Kinga, który - w trakcie rozgrywek - potrafił uprzykrzyć życie najlepszym. Ogromna w tym zasługa trenera Miłoszewskiego, który zbudował wszechstronny zespół. Na każdej pozycji są jakościowi zawodnicy, którzy są w stanie zrobić różnicę. Skibniewski jest pod wrażeniem pracy polskiego szkoleniowca, który - dla wielu - był MVP tego sezonu.

- Trener Miłoszewski zbudował bardzo fajny zespół. Fizyczny i multipozycyjny. Wszechstronność to był olbrzymi atut Kinga. Zarówno w ataku, jak i w obronie zawodnicy mogli grać na różnych pozycjach. Tak jak to ma miejsce w dzisiejszej koszykówce. Gracze w ataku poruszali się w pewnych schematach taktycznych, gdzie każdy w danym momencie stanowił zagrożenie i mógł wykorzystać nieuwagę w obronie przeciwnika. Nie była to toporna koszykówka, taka jak kiedyś, w której większość rzeczy była celowana i na siłę wymuszana. Tylko czytanie i odpowiednie reagowanie na panujące warunki podczas meczu - zauważa Skibniewski.

Robert Skibniewski pracował w Śląsku w zeszłym sezonie
Robert Skibniewski pracował w Śląsku w zeszłym sezonie

- W obronie natomiast ten wcześniej wspomniany atletyzm dał się we znaki wszystkim drużynom w PLK. Wybiegani, mobilni, skoczni gracze o dużej rozpiętości ramion byli często zaporą nie do przejścia - podkreśla.

W zespole panowała świetna atmosfera, co można było dostrzec w trakcie trwania meczów, ale też na konferencjach prasowych. O to dbał trener Miłoszewski, który potrafił - na różne sposoby - rozładować duże napięcie. Zawodnicy kupili jego sposób bycia. Chcieli za nim podążać.

- Ostatnia rzecz jaka rzuciła mi się w oczy to chemia w drużynie. Po każdym wygranym meczu każdy z zawodników podkreślał, że nie jest ważne jak on sam zagrał. Najważniejsze jest to, że drużyna wygrała. Ego zostało schowane do kieszeni na rzecz dobra zespołu. To pokazuje jak świetnych ludzi wybrał trener Miłoszewski. Ogromne gratulacje dla niego - zaznacza Skibniewski.

Wszyscy chwalą Kinga za twardą i nieustępliwą grę. Miłoszewski miał w swojej ekipie zawodników, którzy byli zdolni do poświęceń i agresywnej defensywy: Matczak, Mazurczak czy Cuthbertson. Polak lubił mieszać w składzie, świetnie czuł się w "szachach trenerskich", w których górował nad swoim vis-a-vis (Ertugrul Erdogan). Czy Skibniewski więcej spodziewał się po pracy Turka w Śląska? Nasz rozmówca zwraca na jeden ważny element: "diametralna zmiana ról Polaków w drugiej części sezonu".

- Proszę pamiętać, że nie było nas w środku drużyny. W szatni czy na treningach. Nie wiemy, jakimi standardami trener Erdogan się kierował ustalając plan czy rotację na mecz. Więc tutaj nie chciałbym polemizować wedle powiedzenia "Polak mądry po szkodzie". Mnie osobiście zastanawiać będzie jedna rzecz. Przez pierwszą część sezonu to polscy gracze na czele z Jeremiahem Martinem ciągnęli ten wózek. Oni decydowali o zwycięstwach Śląska. W dalszej części rozgrywek ich rola diametralnie się zmieniła. I to mnie zastanawia dlaczego... - komentuje.

- To trener Erdogan przygotowywał zespół. Nie wiemy, na co zwracał uwagę i na co się przygotowywał w tej potyczce. Jak rozmawiał ze swoimi graczami i czego od nich oczekiwał. Możemy się tylko domyślać. My jako kibice, szczególnie teraz po finale, możemy mieć różne odczucia i przemyślenia. Że ten czy tamten zawodnik powinien grać tak i tak, tyle i tyle. Ale na koniec dnia to trener wraz ze swoim sztabem ustalał plan gry, z którego będzie rozliczany - zauważa Robert Skibniewski.

W ciągu najbliższych dni powinniśmy poznać przyszłość trenera Erdogana w Śląsku Wrocław. Obie strony dały sobie trochę czasu do namysłu. Niepewna jest też przyszłość polskich liderów wrocławskiego zespołu: Dziewy i Kolendy (obaj planują wyjazd zagraniczny).

Karol Wasiek, WP SportoweFakty

Zobacz także:
Phil Greene, gwiazda ligi: Mam sporo ofert
Michał Kolenda: To był trudny sezon
Gorąco w polskiej lidze. Spory ruch na rynku
Wiśniewski: Miłoszewski MVP, Erdogan rozczarował

Komentarze (3)
avatar
gardener
19.06.2023
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
"Przez pierwszą część sezonu to polscy gracze na czele z Jeremiahem Martinem ciągnęli ten wózek" - nie ma ludzi którzy byli by w stanie pisać chociaż z sensem? Czytaj całość
avatar
labeo7
18.06.2023
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Zawodnicy Kinga grali lekką przyjemną dla oka koszykówkę, podczas gdy Śląsk po prostu się męczył i każdy punkcik przychodził z wielkim trudem. Też chyba spora różnica była pomiędzy trenerami, t Czytaj całość
avatar
wojak5036
18.06.2023
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Jestem kibicem Śląska , lecz muszę przyznać że tytuł Mistrza Polski trafił w godne ręce. King zdominował wrocławian w każdym elemencie gry , co było widać szczególnie w pierwszych 3 meczach. On Czytaj całość