Los Angeles Lakers wybrali go z 55. numerem w drafcie. Ale Bronny James, syn słynnego LeBrona Jamesa, na ligę NBA gotowy jeszcze nie jest. Ma zbierać cenne doświadczenie na jej zapleczu, w rozgrywkach G League. I w sobotę właśnie tam zadebiutował.
19-latek zdobył swoje pierwsze punkty zaledwie 43 sekundy po rozpoczęciu meczu przeciwko Salt Lake City Stars. Później było już jednak gorzej.
Bronny James finalnie zapisał przy swoim nazwisku sześć oczek, trafiając dwa na dziewięć oddanych rzutów z gry (0/4 za trzy), trzy zbiórki i cztery asysty. Popełnił ponadto pięć strat. To wszystko w 31 minut, które spędził na parkiecie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Chalidow wrzucił zdjęcie z wanny. On to ma poczucie humoru!
Jego sobotni występ przypominał średnie z uczelni USC (4,8 punktu, 2,8 zbiórki, 2,1 asysty) oraz z okresu przedsezonowego Lakers (4,2 punktu, 1,5 zbiórki, 0,3 asysty).
Rezerwy klubu z Kalifornii, ekipę South Bay Lakers, do sukcesu 110:96 poprowadził Quincy Olivari, autor 28 punktów i 10 zbiórek. Jest związany z Jeziorowcami umową typu two-way (pozwala klubowi podpisać dwóch dodatkowych zawodników powyżej ustalonego limitu - przyp. red.). Komplementował Jamesa. - Byłem po prostu szczęśliwy, widząc go na boisku - mówił.
Obecność Bronny'ego przyciągnęła dużą uwagę ze względu na fakt, że jest synem LeBrona Jamesa. Bilety się wyprzedały, a otwarcie sezonu w wykonaniu South Bay Lakers obejrzały na żywo takie postacie, jak trener Lakers JJ Redicka, wiceprezes Roba Pelinka, koszykarze Anthony Davis czy D'Angelo Russell oraz, co nie może dziwić, rodzina 19-latka.
- To jedna z wielkich historii w koszykówce - powiedział trener Salt Lake City Stars, Steve Wojciechowski, podkreślając, jaką uwagę przyciąga Bronny. Zyskuje na tym G League.
Sam koszykarz również nie krył podekscytowania - To niesamowite doświadczenie, móc wyjść na boisko i grać tak, jak potrafię i mogę - podkreślał.
Syn LeBrona w niedzielę dołączy do Lakers na mecz przeciwko Raptors, a jego harmonogram pozostaje elastyczny, jak zauważył prezes South Bay, Joey Buss. - Zrobimy to, co będzie najlepsze dla jego rozwoju - podkreślił.