Nie wiedziałem czy wyjdę na parkiet - rozmowa z Brettem Winkelmanem, skrzydłowym Anwilu Włocławek

Anwil Włocławek pewnie pokonał Polpharmę Starogard Gdański 78:61 w szlagierowym meczu 20. kolejki PLK i właściwie wszyscy podopieczni Igora Griszczuka zasługują na słowa pochwały. Również debiutujący przed włocławską publicznością skrzydłowy Brett Winkelman, który w ciągu 13 minut spędzonych na parkiecie zdobył dziewięć bardzo ważnych punktów w drugiej połowie meczu. Po ostatnim gwizdku sędziego Amerykanin opowiedział portalowi SportoweFakty.pl o swoich wrażeniach z pierwszego meczu.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: Trzeba przyznać, że bardzo obiecująco rozpoczął pan swoją przygodę z Anwilem Włocławek...

Brett Winkelman: Bardzo cieszę się, że tak to wszystko się ułożyło. Kompletnie nie wiedziałem czego mam się spodziewać przed tym spotkaniem. Dużo rozmawiałem z moimi nowymi kolegami, ale lekki stres był mimo wszystko. Nastawiłem się więc na to, że jeśli tylko otrzymam szansę gry, postaram się ze wszystkich sił pozostawić po sobie dobre wrażenie.

Dru Joyce stwierdził, że wykonał pan kawał dobrej roboty rzucając siedem punktów pod koniec trzeciej kwarty. Zgodzi się pan z tym?

- Wychodząc na parkiet nie wiedziałem jak to wszystko się potoczy i w ogóle nie myślałem o rzucaniu punktów. Powiedziałem tylko sobie, że muszę dać jakąś iskrę zespołowi, wejść do gry z energią, bo po to trener daje mi szansę. Pojawiłem się parkiecie przecież wtedy, gdy przeciwnik osiągnął jedno- lub trzypunktową przewagę. Ale tak jak powiedziałem przed chwilą - w ogóle nie myślałem o tym ile punktów zdobędę, czy w ogóle je zdobędę, czy w ogóle oddam jakiś rzut. Chciałem dać zastrzyk energii i walczyć ze wszystkich sił.

Tak się jednak złożyło, że zdobył pan bardzo ważne punkty, dzięki którym Anwil złapał wiatr w żagle...

- Cóż, jestem koszykarzem, więc potrafię rzucać, zresztą, w moim poprzednim klubie we Włoszech byłem jedną z podstawowych opcji ofensywnych drużyny. Gdyby jednak złożyło się tak, że zamiast tych punktów zebrałbym kilka piłek, kilka razy podał swoim kolegom w ten sposób, że ci zdobyliby łatwe punkty, albo po prostu dałbym z siebie wszystko w obronie, wówczas też byłbym tak samo zadowolony.

Anwil ostatecznie wygrał to spotkanie. Spodziewał się pan takiego rezultatu?

- Nie spodziewałem się niczego, bo przed meczem wiedziałem tylko tyle, że naszym rywalem jest drużyna, która w tabeli zajmuje miejsce tuż za nami. Suche fakty zatem kazały mi sądzić, że nie czeka nas łatwe zadanie, ale nie miałem konkretnych oczekiwań. Oczywiście chciałem, żebyśmy wygrali i bardzo cieszę się, że mogłem zadebiutować w Anwilu w zwycięskim meczu. Uważam, że cała drużyna zagrała bardzo dobre zawody.

Trener Igor Griszczuk rozmawiał z panem przed tym spotkaniem? Mówił, że zamierza dać panu szansę?

- Nie rozmawialiśmy z trenerem na ten temat. Nie wiedziałem czy w ogóle wyjdę na parkiet czy zostanę pominięty. Oczywiście gdyby tak było, to nie miałbym do nikogo pretensji, bo w końcu jestem we Włocławku od kilku dni. Mimo to, od pierwszych minut starałem się aktywnie wspierać swoich partnerów z ławki i cały czas pozostawać w gotowości, mając nadzieję, że trener w końcu spojrzy w moją stronę.

Powróćmy jeszcze na chwilę do samego meczu. Zdaje pan sobie sprawę z tego, jak ważny był pojedynek z Polpharmą?

- Wiedziałem, że gdyby rywal okazał się od nas lepszy, różnica między nami zmniejszyłaby się do jednego punktu i do końca rundy zasadniczej trwałaby ciężka rywalizacja. Dzięki zwycięstwu, nieco oddaliliśmy się od trzeciego zespołu i możemy spokojnie przygotowywać się do kolejnych spotkań.

Anwil wygrał to spotkanie bo dobrze grał w ataku, czy dobrze grał w obronie?

- Chyba nie mam wystarczającej wiedzy by odpowiedzieć na to pytanie. Nie mam skali porównawczej, nie wiem, jak zespół grał wcześniej, po za tym, że wygrywał aż 16 razy. Wydaje mi się, że po prostu zagraliśmy dobry mecz po obu stronach parkietu. Byliśmy zaangażowani i postawiliśmy na zespołową koszykówkę. Oczywiście, pojawiły się błędy, ale ich nie sposób uniknąć.

Decydujący cios zadaliście na początku czwartej kwarty, gdy przewaga szybko wzrosła do około 15 oczek. W tej części meczu pozwoliliście rywalowi również zdobyć tylko osiem punktów...

- I chyba to można uznać za kluczowy czynnik. Tylko osiem punktów straconych pokazuje z jakim graliśmy zaangażowaniem, z jaką energią i wolą walki. Życzyłbym sobie tylko takich meczów w barwach Anwilu (śmiech).

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×