Szczęście się do nas uśmiechnie - rozmowa z Alexem Harrisem, obrońcą Energi Czarnych Słupsk

Choć zespół Energi Czarnych Słupsk postawił wiceliderowi tabeli, Anwilowi Włocławek, ciężkie warunki gry, to jednak gospodarze zwyciężyli w minioną sobotę 96:89. Jedną z wyróżniających się postaci w zespole przyjezdnym był Amerykanin Alex Harris, który nie tylko wyłączył z gry Andrzeja Plutę, ale sam zdobył 15 punktów. Po meczu sympatyczny koszykarz opowiedział o obecnej sytuacji zespołu specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Ciężko powiedzieć chyba coś konkretnego po czwartej porażce z rzędu?

Alex Harris: Zdecydowanie. Nie bardzo wiem jak to skomentować. Czwarty mecz i czwarta porażka, bardzo bolesna. Mogę się jednak pocieszać, że tak naprawdę nie brakowało nam wiele do szczęścia, a Anwil to przecież wicelider tabeli, który ma nawet szansę na walkę o pierwszą lokatę.

Czego zatem zabrakło?

- Skuteczności w ataku - to na pewno. Nie można nie trafiać otwartych rzutów gdy gra się na wyjeździe. Ale myślę, że ważniejsze było to, że nie pomagaliśmy sobie należycie w obronie. 96 punktów straconych mówi za siebie.

A konkretnie co w obronie funkcjonowało nie tak?

- My staramy się grać taką obroną, która polega na pomaganiu sobie nawzajem, nawet jeśli kryjemy każdy swego. Problem w tym, że gdy jeden zawodnik pomaga drugiemu, kolejny musi dostrzec tą sytuację i szybko zająć miejsce pomagającego. Brak szybkiej reakcji sprawia, że niektórzy rywale są wolni na czystych pozycjach i nie pozostaje im nic, jak tylko zdobyć łatwe punkty. To małe błędy, ale stanowią o całości.

Pomimo słabego początku meczu, gdy przegrywaliście już dziesięcioma punktami, byliście jednak w stanie odrobić straty i wyjść nawet na prowadzenie...

- Tak, bo widzisz, my nie graliśmy dzisiaj wcale źle. I nie mówię tylko tutaj od drugiej kwarcie, ale o całym meczu. Zobacz, zdobyliśmy 89 punktów w hali rywala, pomimo, że sporo rzutów nie wpadło do kosza. Ponadto naprawdę zostawiliśmy na parkiecie wiele serca, bardzo chcieliśmy wygrać ten mecz.

Po raz kolejny gracie słabiej drugą połowę, a już na pewno koszmarem jest dla was trzecia kwarta...

- Nie wiem dlaczego tak się dzieje i myślę, że na to pytanie mógłby raczej odpowiedzieć trener. Jego musisz spytać. Nie chciałbym spekulować, a czynników może być wiele. Może nie mamy zbyt długiej ławki rezerwowych, może wkrada się w nasze poczynania jakieś dziwne rozprężenie? Naprawdę ciężko mi cokolwiek powiedzieć... (po długim namyśle) Może po prostu druga kwarta kosztowała nas bardzo dużo energii i potem byliśmy już zmęczeni? Naprawdę chciałbym znać odpowiedź na to pytanie.

Anwil sprawił wam solidnie lanie w walce na tablicach i w tym momencie od razu nasuwa się brak Chrisa Danielsa, z którym klub nie ma żadnego kontaktu...

- Bardzo żałuję, że nie ma z nami Chrisa, ale nie usłyszysz ode mnie złego słowa o nim. To jeden z tych koszykarzy, który wie na czym polega walka pod koszem, pomimo tego, że nie ma jakiś specjalnych warunków fizycznych. Bez wątpienia mogę powiedzieć, że to jeden z najlepszych zbierających, z którymi miałem okazję grać w całej swojej karierze. A co do samej nieobecności Chrisa w tym meczu, czy poprzednich - to nie może być dla nas wytłumaczenie. Powinniśmy zbierać piłki równie dobrze z nim, czy bez niego, ale już na pewno powinniśmy to czynić na własnej tablicy. Przecież jest Chris Booker, jest Paweł Leończyk. Oni naprawdę umieją walczyć pod koszem i wierzę, że są w stanie załatać dziurę po Danielsie.

Gdzie szukacie motywacji przed kolejnymi spotkaniami? Atmosfera w zespole z pewnością musi być daleka od ideału?

- Akurat na to pytanie odpowiedź jest bardzo prosta - kompletnie nie interesujemy się tym, co obecnie dzieje się w tabeli. Do końca rundy zasadniczej pozostały cztery kolejki i tyle meczów pomimo wszystko chcemy wygrać. Nie będziemy na przykład kalkulować czy warto przegrać z tym, a może z tamtym, żeby nie wpaść na kogoś potencjalnie lepszego w play-off. Kiedy rozpocznie się kolejna faza sezonu, wówczas wszyscy dostaną równe szanse na grę w wielkim finale. Wiadomo, że zawsze lepiej jest być wśród czterech najlepszych zespołów, bo wtedy ma się przewagę własnego parkietu, ale dla nas to już nierealne, więc nie ma co zawracać sobie tym głowy.

Po meczu z Anwilem zajmujecie ósmą lokatę w tabeli. Jeśli rozstrzygnęlibyście na swoją korzyść fazę pre play-off, wówczas waszym przeciwnikiem w półfinale będzie mistrz Asseco Prokom...

- To oczywiste, że nikt nie chce grać z Prokomem, bo to wyjątkowa drużyna. Odniosła wielki sukces w Europie, ale przecież ostatnio Polonia pokazała, że można ich pokonać (rozmawiamy zanim znany był wynik meczu gdyńskiego zespołu z Polpharmą Starogard Gdański - przyp. M.F.). Tak naprawdę jednak, każda z czterech drużyn, które obecnie zajmują najwyższe miejsca w lidze jest po prostu silna, więc nie ma co gdybać. Koncentrujemy się tylko na sobie i stawimy czoła wszystkiemu, co nam przyniesie los. Ostatnio co prawda przegrywaliśmy, ale spójrz w tabelę - mamy kilka punktów straty do najlepszych ekip, ale inne zespoły są za nami. To nie jest przecież tak, że nie nadajemy się do gry w tej lidze. W kilku spotkaniach zabrakło nam szczęścia i ja wierzę, że ono jeszcze się do nas uśmiechnie.

Powiedział pan, że jako zespół zagraliście całkiem niezły mecz. A jak w tym meczu zagrał Alex Harris?

- Zawsze może być lepiej - tak mówię sobie po każdym meczu (śmiech). A mówiąc poważnie, trener każe mi się koncentrować przede wszystkim na obronie, bo mamy w zespole wielu nieźle usposobionych strzelecko koszykarzy. Mam wrażenie, że ze swojej roli wywiązuje się całkiem dobrze...

Krył pan Andrzeja Plutę, który zdobył tylko cztery punkty...

- ... no właśnie to chciałem powiedzieć. Zawsze staram się dać z siebie wszystko w obronie, uniemożliwić oddanie każdego potencjalnego rzutu i chciałbym, żeby mi się to udawało z prostej przyczyny - dobra obrona to gwarant dobrego ataku. A co do mojego dzisiejszego występu - rzuciłem 15 punktów, bo miałem okazje je zdobywać i mogę być zadowolony z tego, że wykorzystałem swoje szanse. Znam jednak swoją rolę w zespole.

Komentarze (0)