Po 2. dniu MŚ kobiet: Wielki triumf Japonek, Brazylijki bliskie upokorzenia

Fantastyczne widowisko, spektakl, który chciałoby się oglądać godzinami zafundowały kibicom koszykarki z Argentyna i Japonii, górą wyszły z niego Azjatki. Bliskie sprawienia gigantycznej niespodzianki były Malijki, które godnie broniły honoru kontynentu afrykańskiego, Brazylijki obroniły się przed klęską. Ponadto pierwszą porażkę zanotowały gospodynie, a Amerykanki znów znokautowały swoje przeciwniczki.

W tym artykule dowiesz się o:

Grupa A

Dla obu reprezentacji był to bardzo ważny mecz. Bynajmniej nie chodziło tylko o zamazanie plam z inauguracyjnych potyczek, bo to jeszcze można przeboleć. Znacznie gorsza była świadomość faktu, że przegrany...praktycznie wraca do domu, a to już prawdziwy nokaut. Rozjuszyło to bezbarwne pierwszego dnia Chinki, które narzuciły początkowo swój styl gry. A że koszykarkom Sun Fengwu z łatwością udawało się trafiać do kosza, to w poważnych tarapatach znalazły się reprezentantki Klonowego Liścia. Azjatkom sił starczyło jednak tylko na dwie kwarty, później się pogubiły i zamiast szukać sposobu na zapanowanie nad chaosem, pogrążyły się w nim totalnie. Już na dziesięć minut przed ostatnią syreną na prowadzeniu były Kanadyjki, które nie pozwoliły wydrzeć sobie zwycięstwa. Wielka w tym zasługa fantastycznej Kimberley Smith, która rzuciła aż 25 punktów. Czytaj więcej o tym meczu: Chiny - Kanada 61:65

Australijki w Czechach bronią tytułu, toteż sporo się od nich oczekuje. Póki co faworytki do złotego medalu nie zawodzą, wygrywają wysoko i przekonująco. Tym razem o sile teamu z Antypodów przekonały się Białorusinki, choć początkowo dzielnie stawiały opór. Drużyna prowadzona przez Anatoliego Bujalskiego polegała na Natalii Trafimowej, w ten sposób nasze wschodnie sąsiadki zaskoczyły rywalki i wyszły na prowadzenie. Miarka się jednak w pewnym momencie przebrała, Australijki zebrały się wreszcie na pierwsze podrygi i pokazały przeciwnikom miejsce w szeregu. Od drugiej kwarty mecz stał się jednostronny, kto liczył na niespodziankę musiał o niej zapomnieć, bo "Kangurzyce" odskoczyły dość wyraźnie, choć najmocniejszy cios zadały w ostatniej partii. Czytaj więcej o tym meczu: Australia - Białoruś 83:59

Grupa B

Afrykańskie zapędy, marzenia o niezłym wyniku, odchodzą w niebyt. Reprezentantki innych krajów są wyraźnie poza zasięgiem, ich siła jest momentami tak porażająca, że pozostaje tylko bierne przyglądanie się genialnej grze. Tak było właśnie w starciu naładowanych energią Amerykanek z Senegalkami. Koszykarki z USA są jak maszyna, funkcjonują na wysokich obrotach, choć pomimo tego grają z ogromnym polotem, na tyle efektownie, by nie uśpić widowni, która od samego początku wie, jaki będzie końcowy rezultat. Podopieczne Geno Auriemmy nie zwlekały z narzuceniem swojego stylu, zrobiły to tak szybko, jak było to możliwe. Zawodniczki z egzotycznego kraju były właściwie sparing-partnerkami, miały jedynie rozgrzać Amerykanki przed najważniejszym meczem z Francją. Auriemmy może być zadowolony z dotychczasowego swojego dzieła, rzadko bowiem dochodzi do sytuacji, aby aż sześć koszykarek zdobywało co najmniej 10 punktów, zwłaszcza na imprezach światowej rangi. Czytaj więcej o tym meczu: USA - Senegal 108:52

Greczynki po blamażu w starciu z Amerykankami, nie zdołały sobie poprawić humoru. Stanęły im na drodze mistrzynie Europy, które na mistrzostwach świata w Czechach chcą dowieść swojej wartości. Pokonanie Senegalek nie należy do najtrudniejszych zadań, to wręcz postawienie gotowego do skonsumowania dania na talerzu. Co innego już konfrontacja z ekipą z Hellady, choć i tutaj można mieć spore wątpliwości, czy to zespół grający na wysokim poziomie, czy też typowy średniak. Abstrahując od tego, podopieczne Pierra Vincenta kontrolowały przebieg wydarzeń na parkiecie, kiedy tylko się przyłożyły do swojego zadania, natychmiast odskakiwały. Zbyt szybko jednak Trójkolorowe wybiegły myślami do ostatniej syreny, bo Greczynki miały sporo swobody, nie musiały pracować w pocie czoła, aby szybko odrabiać straty. Francuzki otrząsnęły się jednak w odpowiednim momencie, kiedy zapaliło się pomarańczowe światło, sygnalizujące niebezpieczeństwo i nadciągającą ekipę z Bałkanów. Koniec końców wszystko skończyło się tak, jak się spodziewano, mistrzynie Europy wygrały i trzeciego dnia czempionatu zagrają o pierwsze miejsce z USA. Czytaj więcej o tym meczu: Francja - Grecja 69:55


To był prawdziwy mecz walki (Argentyna - Japonia)

Grupa C

Konsumpcja wygranych zasmakowała dotąd rzadko zaspokajane Koreanki. Podopieczne Lim Dal Chika tak się rwały jednak do walki, tak pragnęły kolejnej siurpryzy, że od samego początku szaleńczo poszły do przodu, wyrwały się z peletonu. Na nic jednak zdają się takie strategie, kiedy przeciwniczki tworzą naprawdę silny monolit, są scalone w każdym przewodzie. Zawsze zdarzają się jednak momenty słabości, nie inaczej było w przypadku Hiszpanek, które na przerwę schodziły jednak w dobrych nastrojach. Poszukiwacze niespodzianek zgrzytali zębami po drugiej kwarcie, bo z powodu kontuzji na parkiet nie powróciła Park Jung Eun, niezawodna wcześniej zawodniczka, która miała największy wpływ na całkiem nie najgorszy rezultat dla Koreanek. Spore osłabienie, nieco wolniejsze tempie wymiernie przełożyły się na to, że w drugiej połowie to podopieczne Jose Hernandeza rozdawały karty. Koszykarki Chika nie znalazły sposobu na zatuszowanie swoich słabości, zamaskowanie mniejszego potencjału i umiejętności, przegrały wysoko, choć należą się brawa i pochwała za heroiczną walkę.Czytaj więcej o tym meczu: Hiszpania - Korea 84:69

Spaliłyby się ze wstydu, zostałyby zepchnięte do czeluści, utraciły szacunek i wszelkie honory, które zawdzięczają grze w reprezentacji. Brazylijki niemal cudem wygrały z przeciwniczkami, które miały otrzymać od każdego wielkie lanie i lekcję prawdziwej koszykówki. Tymczasem przekonujemy się nie po raz pierwszy na wielkiej imprezie, że wiele zależy od wielce zaniedbanej i niewdzięcznej motywacji, od nastawienia psychicznego i wytrzymania narastającej presji, która wprawia często w osłupienie, pobudza negatywne myśli. Malijki, bo to o nich mowa, godnie broniły honoru nie tylko swojej ojczyzny, ich pokłady nieskończonej nadziei sprawiały, że walczyły dla całej Afryki. Canarinhos dowiodło, iż są daleko od wysokiej formy, nawet nie są blisko przyzwoitej dyspozycji, w efekcie były bliskie kompromitacji. Zdołały jednak wyjść z tej niesprzyjającej im sytuacji obronną ręką, mimo wszystko uchronić się od totalnej klęski i zachować nadzieję na przyzwoity wynik na MŚ w Czechach. Z taką grą będzie jednak o to szalenie ciężko...Czytaj więcej o tym meczu: Brazylia - Mali 80:73

Grupa D

Gdzie można było szukać największych emocji, kapitalnego widowiska oraz walki do dosłownie ostatnich sekund? W kolejnym meczu Azjatek, choć tym razem to nie Koreanki, lecz Japonki zwyciężyły po fantastycznym spektaklu, wspaniałym koncercie dla wszystkich wielbicieli tej dyscypliny sportu. To nie było zwykłe spotkanie o dwa punkty, w powietrzu dało się wyczuć nastrój walki wagi ciężkiej. Nic więc dziwnego, że już po kilku minutach doszło do mocnego uderzenia, na którym ucierpiały Sachiko Ishikawa i Florencia Fernandez, obie krwawiły. Próby przechylenia szali na swoją stronę, kończyły się fiaskiem, nieprzyjemnym rozczarowaniem. Ku zdumieniu wszystkich szalenie szybkie tempo zdawało się nie mieć końca, w normalnym meczu koszykarki już dawno by zwolniły, uspokoiły tempo, dopasowały do sił, ale nie tym razem. Trwała bowiem wielka bitwa, która musiała wyłonić zwycięzce. I tak też się stało - w końcówce emocje sięgnęły zenitu, każda akcja, każdy punkt był na wagę złota, a zadecydowały oczka Yuki Ogi, liderki reprezentacji Kwitnącej Wiśni. Czytaj więcej o tym meczu: Argentyna - Japonia 58:59

Nie był to koniec pasjonujących konfrontacji, poetycki spektakl kontynuowano w drugim meczu tejże grupy. Tym razem w głównych rolach wystąpiły koszykarki z Rosji oraz gospodynie, dzięki którym hala wypełniła się aż po brzegi, co przełożyło się na ogólne postrzeganie batalii. Reprezentantki Sbornej nie miały łatwego zadania, publiczność była przeciwko im, a z to pobudzało Czeszki, które i tak dysponują silnym składem. Borys Sokołowski zadbał jednak o to, by jego podopieczne potrafiły rozmontować linię defensywną rywalek, toteż Rosjanki na przerwę schodziły ze sporą przewagą. Bynajmniej nie oznaczało to końca emocji, wręcz przeciwnie spotkanie dopiero nabierało rumieńców. Zawodniczki dowodzone przez Lubora Blazka odzyskały nieco wiarę w swoje możliwości i w zwycięstwo. Ponoć wiara czyni cuda, a Czeszki zbierały jej plony, zmniejszyły straty i doprowadziły do emocjonującej końcówki, były nawet blisko doprowadzenia do dogrywki, lecz ostatecznie dwa punkty zainkasowała Sborna. Czytaj więcej o tym meczu: Rosja - Czechy 55:52


Ostatnia akcja świetnego widowiska (Argentyna - Japonia)

Komentarze (0)