Diana Taurasi nie od dziś uważana jest za jedną z najlepszych koszykarek świata. Amerykańska rzucająca nie miała wiele okazji do pokazania wszystkich swoich umiejętności na czeskich mistrzostwach świata, ale turniej i tak zakończyła ze złotym medalem na piersi.
W finałowym meczu rzucająca Phoenix Mercury i Fenerbahce Stambuł spędziła na parkiecie 30 minut, a w tym czasie zapisała na swoim koncie 16 punktów. W całym turnieju notowała natomiast na swoim koncie 12 punktów, 2,6 asysty i 2,4 zbiórki, spędzając na parkiecie średnio niespełna 21 minut. Więcej jednak nie musiała, gdyż Amerykanki grały kapitalnie, a każda, która pojawiała się na parkiecie, dawała z siebie wszystko.
- Przyjechać tutaj, zagrać przeciwko tak wielkim i tak znakomitym zespołom przed takim tłumem, znaczyło dla nas bardzo dużo - komentuje Taurasi. - Mieliśmy w składzie 12 niezwykle zdeterminowanych koszykarek. Czechy to kraj koszykówki, mają dobrych graczy i znakomitego trenera. Na tych mistrzostwach miały znakomitą passę.
Czeszki to jedno z objawień mistrzostw świata. Gospodynie turnieju na swojej drodze do finału wyeliminowały m.in. broniące tytułu zawodniczki z Australii. W finale jednak nie były w stanie przeciwstawić się rozpędzonym zawodniczkom zza oceanu.
- Zdobycie złota na tych mistrzostwach świata było dla nas bardzo wyczerpujące i ciężkie, ale osobiście jesteśmy bardzo usatysfakcjonowane. Szczególnie usatysfakcjonowane sposobem i stylem, w jakim to osiągnęłyśmy - komentowała Taurasi, wybrana do najlepszej piątki turnieju.
W finale Czeszki były jedynie do połowy równorzędnym rywalem dla podopiecznych Geno Auriemmy. Po przerwie na parkiecie królował już tylko jeden zespół. - Wróciłyśmy na drugą połowę meczu z niesamowitą energią. Zanotowałyśmy bardzo dobrą serię, trafiłyśmy kilka ważnych rzutów i poszło - zakończyła Taurasi. Amerykanki po pierwszej połowie prowadziły 40:35, ale trzecią kwartę wygrały 34:17 i rozwiały nadzieję gospodyń na kolejną sensację w turnieju.