Zbigniew Majcherek: Brak doświadczenia i ogrania

Chociaż AZS Szczecin jest beniaminkiem pierwszej ligi, to w rozgrywkach radzi sobie bardzo dobrze. Meczem z MKS-em Dąbrowa Górnicza jego zawodnicy po raz kolejny udowodnili, że nie wolno ich lekceważyć. Mimo dobrej postawy na przestrzeni całego spotkania, Zbigniew Majcherek znalazł błędy w grze swoich podopiecznych.

Przed wyjściem na parkiet faworytem meczu pomiędzy dąbrowianami a szczecinianami byli bardziej doświadczeni gospodarze. Zawodnicy MKS-u udowodnili to przede wszystkim w końcowym wyniki, ich rywale bowiem przez większą część spotkania dotrzymywali im kroku, co czyniło grę zaciętą i emocjonującą. Mimo to szkoleniowiec AZS-u nie jest zadowolony z podstawy swoich podopiecznych.

- MKS wygrał dzięki większemu doświadczeniu. Zrobili to, co do nich należało, czyli grali pod kosz. My staraliśmy się to bronić rotacją, co było błędem. Trzeba było wytrzymać. W pewnym momencie zawodnicy wychodzili nie w to tempo i wykonali bardzo dużo celnych rzutów spod samej dziury. Dopuściliśmy ich na rzut, wiedzieliśmy że mają słabych graczy w tym roku, bo słabo rzucają z półdystansu. Wpadło im parę rzutów, zresztą większość, bo zdobyli 26 punktów spod kosza, to jest troszeczkę za dużo i to w dodatku po błędach naszej obrony - krytycznie ocenił szkoleniowiec AZS-u Szczecin Zbigniew Majcherek. - To właśnie jest brak doświadczenia i ogrania z naszej strony. Myślę, że z meczu na mecz będzie to u nas coraz lepiej funkcjonowało i nie będzie takich głupich sytuacji, że będziemy tracić tak dużo punktów spod kosza - dodał.

Mimo krytycznych uwag Akademicy zaprezentowali się z bardzo dobrej strony. Prowadzili wyrównaną walkę z drużyną, która w minionym sezonie otarła się o Tauron Basket Ligę, a w obecnym ponownie ma walczyć o ekstraklasę. Jednak dąbrowianie ułatwili swoim rywalom zadanie, bo sami nie wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności. Zagłębiacy zagrali tak, by wygrać. Na kilka minut przed końcową syreną losy spotkania mogły się zmienić, szczecinianie bowiem zaczęli niwelować straty, niestety, zabrakło im czasu, by doprowadzić do dogrywki.

- Druga sprawa, że dwóch moich zawodników w danym momencie po prostu nie wypełniło przedmeczowych założeń, tego czego od nich wymagałem. W końcówce było widać, że staraliśmy się trochę poprawić wynik, ale niektóre momenty były takie, że musiałem zdjąć Staszka Prusa, bo jakoś nie funkcjonował tak jak potrzeba w tym momencie na parkiecie. Z tego rodziły się błędy, a nie korzyści. Zagrał dobre spotkanie w pierwszej połowie, a w drugiej jakoś ospale wszedł w mecz i był problem - zakończył rozmowę z portalem SportoweFakty.pl Zbigniew Majcherek.

Komentarze (0)