Beniaminkowi horrory nie straszne - relacja z meczu Zastal Zielona Góra - Trefl Sopot

Beniaminek ekstraklasy, zespół Zastalu Zielona Góra, jest jak na razie największym pozytywnym zaskoczeniem tegorocznych rozgrywek Tauron Basket Ligi. Zielonogórzanie, wygrywając przy nadkomplecie publiczności z Treflem Sopot 72:71, odnieśli czwarte zwycięstwo z rzędu.

Spotkanie lepiej rozpoczęli sopocianie, którzy po trzech minutach prowadzili 5:2. Zastal potrzebował trochę czasu, aby pokazać swoją koszykówkę. Dla drużyny z Trójmiasta było to dobrą okazją, aby odskoczyć punktowo gospodarzom. I tak też się stało, gdyż w 7. minucie Trefl wygrywał już 20:11. Zielonogórska ekipa do końca inauguracyjnej kwarty zdążyła jeszcze zniwelować straty i pierwsze dziesięć minut meczu zakończyło się wynikiem 18:24.

W drugiej odsłonie zielonogórzanie wciąż nie mogli udowodnić tego, co tak naprawdę potrafią. Zastalowcy co prawda do pewnego czasu utrzymywali 6-punktową stratę z pierwszej ćwiartki, ale to team z Trójmiasta na parkiecie prezentował się lepiej. Kwarta numer dwa do piątej minuty toczyła się cios za cios, ale ten stan zmienili koszykarze Trefla. Po punktach Marcina Stefańskiego i Filipa Dylewicza, Trefl prowadził już 36:24, co było najwyższą przewagą w spotkaniu. To dla koszykarzy Zastalu mogło być sygnałem do odrabiania strat, bo te z pewnością nie należały do małych.

Losy tej konfrontacji diametralnie zmieniły się w trzeciej kwarcie. Gra podopiecznych Tomasza Herkta wreszcie zaczęła się układać, co miało przełożenie na wynik. Po akcjach Chrisa Burgessa i Macieja Raczyńskiego, Zastal tracił do Trefla już tylko 3 "oczka" (37:40). Od tego momentu, podniosła się temperatura w hali CRS, gdyż Zastalowcy złapali wiatr w żagle, a zielonogórscy kibice uwierzyli, że ich ulubieńcy mają realne szanse na zwycięstwo. Z sopocian natomiast zeszło powietrze, a ich gra nie była już tak dobra, jak w pierwszej połowie. Miejscowi dość długo musieli czekać w tej potyczce na pokazanie swoich atutów, ale opłacało się. Zawodnicy trenera Herkta dali sopocianom potężny cios w postaci "trójek". Kosz Trefla dziurawili zza linii 6,75m kolejno: Jakub Dłoniak, Walter Hodge, Marcin Flieger i Burgess. Tym sposobem Zastal trzecią kwartę wygrał aż 26:9 i przed ostatnią częścią meczu prowadził 59:49.

Zielonogórzanie do czwartej odsłony przystąpili z dość sporą zaliczką, ale dziesięć punktów do odrobienia wciąż było w zasięgu Trefla. W tym przypadku priorytetem dla gospodarzy nie były więc poczynania ofensywne, ale skupienie się na obronie, aby nie stracić przewagi. Do 37. minuty Zastal realizował te założenia (72:61 po punktach Raczyńskiego), ale później w ekipie z Winnego Grodu nie było już tyle harmonii. Sopocianie wykorzystali to i konsekwentnie zaczęli niwelować straty. Drużyna z Sopotu zdobyła dziesięć punktów z rzędu i na 15 sekund przed końcem meczu na tablicy świetlnej widniał wynik 72:71. W tym momencie Zastalowcy popełnili błąd przy wyprowadzaniu piłki, którą przejął Trefl. Ekipa przyjezdna miała 12 sekund na rozegranie decydującej akcji, której mózgiem był Giedrius Gustas. Litwin postanowił wejść pod kosz, ale został zmuszony przez obrońców Zastalu oddać piłkę na obwód. Podanie nie znalazło jednak drogi do kolegi z drużyny, gdyż piłkę przechwycił Dłoniak. Następnie w zielonogórskiej hali wybuchł szał radości. Ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 72:71.

Zastal Zielona Góra - Trefl Sopot 72:71 (18:24, 15:16, 26:9, 13:22)

Zastal: Chris Burgess 19 (14 zb), Jakub Dłoniak 11, Walter Hodge 11, Grzegorz Kukiełka 8, Marcin Flieger 7, Maciej Raczyński 7, Żarko Comagić 6, Trenton Marshall 2, Tomasz Kęsicki 1, Marcin Chodkiewicz 0

Trefl: Marcin Stefański 18 (11 zb), Giedrius Gustas 16, Filip Dylewicz 9, Paweł Kikowski 8, Adam Waczyński 7, Dragan Ceranic 6, Saundis Buskevics 3, Lawrence Kinnard 2, Michał Hlebowicki 2

Źródło artykułu: