Bez wątpienia mecz w Koszalinie nie należał do słabych w wykonaniu Zastalu. Zielonogórzanie przeciwstawili się ekipie AZS-u mimo absencji dwóch centrów - Chrisa Burgessa i Tomasza Kęsickiego. To tylko świadczy o tym, że "Zastalowcy" potrafią grać w każdym warunkach. - Do trzeciej kwarty graliśmy bardzo fajny mecz. Dobrze prezentowaliśmy się w obronie i wyprowadzaliśmy szybkie ataki. W tej trzeciej odsłonie nasza przewaga wynosiła już dziesięć punktów - powiedział Marcin Flieger, rozgrywający Zastalu.
Podopieczni Tomasza Herkta przed ostatnią "ćwiartką" prowadzili 80:67, ale nawet 13-punktowa przewaga nie okazała się bezpieczna. Zielonogórscy koszykarze wiedzieli, że wybronienie tego prowadzenia nie będzie należało do łatwych zadań. Koszalinianie, niesieni dopingiem własnej publiczności, nie chcieli po raz kolejny zawieść swoich kibiców i zaczęli odrabiać straty. Zastal w ostatnich dziesięciu minutach potyczki jakby stanął w miejscu, a w dodatku w 35. minucie z boiska za pięć fauli zszedł jego lider Walter Hodge. Efektem tych zdarzeń była czwarta kwarta przegrana przez zielonogórzan aż 19 punktami (7:26). - Niestety w czwartej kwarcie zagraliśmy słabiej i na niższej skuteczności niż w poprzednich odsłonach. Nie trafiliśmy ważnych rzutów osobistych i rzutów z otwartych pozycji. Do tego doszedł też problem z faulami. Parkiet musieli opuścić nasi podstawowi zawodnicy. Na pewno też zabrakło nam trochę doświadczenia, stąd porażka - kończy Flieger.
Marcin Flieger w Koszalinie grał przez 31 minut. W tym czasie zawodnik Zastalu zdobył 11 punktów, zaliczył 6 asyst i 4 przechwyty.