Inwestycja w Hannibala była dobrym posunięciem - rozmowa z Tomaszem Wróblem, rozgrywającym MKS-u Dąbrowa Górnicza

W obliczu wielu kontuzji jakie trapią MKS, do zespołu dołączył Tomasz Wróbel. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiedział o wspomnieniach związanych z czterema ostatnimi latami swojego życia, nowym etapie o nazwie MKS Dąbrowa Górnicza, strachu przed pierwszym wejściem do hali "Centrum", a także pochwalił się wiedzą na temat dobrze wszystkim znanego Hannibala. Ale czy na pewno wszyscy znają go tak dobrze?

W tym artykule dowiesz się o:

Olga Krzysztofik: Większa część pańskiej kariery związana jest z klubem z Radomia, w minionym sezonie zdeklasowaliście rywali i wywalczyliście awans do I ligi. To pana największy sukces?

Tomasz Wróbel: Tak, ostatnie cztery lata spędziłem w Radomiu, w ostatnim sezonie doznaliśmy tylko jednej porażki i awansowaliśmy na zaplecze ekstraklasy. Dla mnie był to cudowny sezon, ale największe sukcesy dopiero przede mną!

A jak będzie pan wspominał zakończony etap w swoim życiu pod tytułem Radom? Coś mogło pójść lepiej w ciągu tych czterech lat, czy wszystko potoczyło się idealnie?

- Zawsze może pójść lepiej. Z Rosą awansować powinniśmy sezon wcześniej, ale niestety na naszej drodze stanęła wtedy rozpędzona Politechnika Warszawska. Radom zawsze będę wspominał bardzo dobrze, był to dla mnie cudowny okres. Ale to już zamknięty etap w moim życiu, teraz koncentruję się na MKS-ie Dąbrowa Górnicza.

W tym sezonie Rosa zaskoczyła chyba wszystkich, zdobywając fotel lidera I ligi. Jakie to uczucie z drugoligowych parkietów praktycznie od razu przenieść się na szczyt zaplecza ekstraklasy?

- Przeskok nie jest taki duży jak mogłoby się wydawać, dla mnie osobiście największą różnicą, oczywiście na plus I ligi, jest kultura gry. Sama gra jest też bardziej poukładana i oczywiście bardziej siłowa.

Piękne wspomnienia to jedno, a rzeczywistość to drugie. Ten sezon w Rosie w liczbach to 283 minuty na parkiecie, średnio po 19 minut na mecz. Chyba jednak nie było tak pięknie?

- 19 minut to bardzo dużo jak na zawodnika wchodzącego z ławki. Rosa posiada bardzo wyrównany skład i cała dziesiątka grała od 15 do 25 minut. Wiadomo, że chciałbym spędzać na parkiecie całe 40 minut i decydować o obliczu zespołu, koszykówka to jednak sport zespołowy, pojedynczy zawodnik może wygrać jedno, może dwa spotkania, ale mistrzostwo zdobywa zespół!

Jednak obiło mi się o uszy, że jednym z powodów pańskiego odejścia był konflikt z trenerem Piotrem Ignatowiczem. Właściwie był to konflikt czy zwyczajna różnica zdań? A może go w ogóle nie było, a zadecydowała chęć zmiany otoczenia?

- Żadnego konfliktu nie było, podjęliśmy z trenerem decyzję o rozstaniu się, zmiana otoczenia zawsze działa na człowieka mobilizująco. Tak się stało i nie ma co do tego wracać. Skontaktował się ze mną szkoleniowiec Wojciech Wieczorek i teraz jestem zawodnikiem MKS-u.

Tomasz Wróbel spędził w Radomiu cztery lata, teraz walczy o jak najlepsze wyniki w barwach MKS-u

Duet trenerski MKS-u przyznał, że zdecydował się sięgnąć po pana ze względu na kontuzję sprowadzonego przed tegorocznym sezonem Rafała Partyki. Pomijając ważną i smutną kwestię kontuzji, chyba jest pan dzieckiem szczęścia. Z beniaminka, który mimo wszystko radzi sobie w I lidze wyśmienicie, trafił pan do klubu, który w minionym sezonie otarł się o TBL.

- Nie ukrywam, że zawsze chciałem grać o jak najwyższe cele. Reprezentowanie barw MKS-u Dąbrowa Górnicza pozwala walczyć w każdym meczu o zwycięstwo. Jest to bardzo dobrze poukładany i zorganizowany zespół. Poprzedni sezon jest już za nami, teraz musimy skupić się na walce o jak najlepszą lokatę przed fazą play-off.

Był stres przed pierwszym meczem w dąbrowskiej hali? Obawa jak przyjmą pana kibice? W końcu było to spotkanie po fatalnym występie całej ekipy w Łańcucie.

- Najbardziej obawiałem się tego, jak przyjmą mnie koledzy z zespołu, ale już na pierwszym treningu znaleźliśmy wspólny język i z aklimatyzacją w nowej drużynie nie było najmniejszych problemów. Z kibicami jest troszkę inaczej, na sympatię czy szacunek trzeba zasłużyć dobrą grą. Pierwszy mecz w hali "Centrum" był bardzo trudny, nie wiedzieliśmy na co nas stać po tak upokarzającej porażce z Sokołem, na szczęście naszą złość udało się przelać na zespół Spójni i wygrać to spotkanie.

Już od pierwszych sekund gry w meczu ze Spójnią dał pan poznać się z dobrej strony i agresywnej gry. Rywale MKS-u mają czego się obawiać w następnych meczach, w których wystąpi Tomasz Wróbel?

- Cieszy mnie taka opinia. Mam nadzieję, że z każdym następnym meczem będę grał coraz lepiej i lepiej rozumiał się z kolegami z zespołu. Chcę się stawać coraz lepszym zawodnikiem i pomóc drużynie w odnoszeniu kolejnych zwycięstw.

A co pan wie o Hannibalu?

- (śmiech) Podobno już straszy w Dąbrowie! To z powodu kontuzji odniesionej w Łańcucie muszę teraz grać w specjalnej ochronnej masce. Mam nadzieję, że wkrótce będę już mógł ją zdjąć, ponieważ przeszkadza ona w grze, bardzo ogranicza pole widzenia.

Ale podoba się panu taki przydomek, który jakby nie patrzeć sieje trochę strachu?

- Nie przywiązuję wagi do przydomków, ale jeśli ma się przyjąć wśród kibiców, to wolałbym, żeby było to spowodowane moją dobrą grą, której rywale będą się obawiać... A nie z powodu noszenia tej twarzowej maski.

Podczas pierwszego meczu po odniesionej kontuzji Tomasz Wróbel został nazwany Hannibalem

(fot. Maciej Wasik, sportowezaglebie.pl)

Trenerzy MKS-u pokładają w panu dość duże nadzieje, które w związku z licznymi kontuzjami są jeszcze większe. Nie zawiedzie ich pan?

- W każdym meczu dam z siebie 100 proc. i będę chciał udowodnić, że inwestycja w Hannibala była dobrym posunięciem.

Przed wami trudny mecz z ŁKS-em Łódź, który przy sprzyjających wynikach pozostałych spotkań może dać wam nawet fotel wicelidera. Szykujecie jakąś specjalną taktykę na łodzian?

- W tabeli zrobiło się bardzo ciasno, każda następna ligowa kolejka może nieźle namieszać w ostatecznym rozrachunku. Możemy zająć fotel wicelidera, ale możemy też spaść na szóste czy siódme miejsce. Nic specjalnego nie będzie, skupiamy się przede wszystkim na własnej grze, musimy jeszcze doszlifować parę elementów w naszej grze obronnej, będziemy chcieli narzucić swój styl gry gościom z Łodzi. Dwa punkty muszą zostać w Dąbrowie.

Z czym kojarzy się panu data 12 marca 2011 roku?

- Trudno powiedzieć, urodzin wtedy nie mam, więc nie wiem. Chwila... Już wiem. Rosa będzie gościć w Dąbrowie.

A już myślałam, że zagnę pana na tym pytaniu. Jakaś specjalna mobilizacja na ten mecz? Pojawi się jakiś sentyment w momencie wyjścia na parkiet?

- Z pierwszym gwizdkiem sędziego sentymentu już nie będzie. Liczą się dwa punkty. Gdy grałem w barwach Rosy, pokonaliśmy MKS w pierwszej rundzie, teraz czas na rewanż, tylko że w dąbrowskich barwach. Po meczu na pewno powspominamy z chłopakami z Radomia stare dobre czasy.

MKS w tegorocznym sezonie ponownie ma walczyć o miejsce w TBL. Jakie są realne szanse na wywalczenie przepustki do ekstraklasy?

- Początek sezonu nie był udany dla dąbrowian, ale z każdym meczem było już coraz lepiej, wygrana w pierwszej rundzie z Akademikami z Warszawy pozwoliła ponownie myśleć o awansie. Musimy się skupić na każdym następnym spotkaniu i na zakończenie rundy znaleźć się jak najwyżej w ligowej tabeli. Najlepiej w pierwszej czwórce, a potem jest już wszystko możliwe.

Komentarze (0)