Mimo problemów, lider zostaje w stolicy - relacja z meczu AZS Politechnika Warszawska - Sokół Łańcut

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Spotkanie pomiędzy Politechniką a Sokołem było szlagierem 20. kolejki I ligi mężczyzn. Zawodnicy nie zawiedli, emocji bowiem nie zabrakło. Jednak druga i trzecia kwarta padła łupem Akademików, co znacząco ułatwiło im wygraną. Pod koniec ostatniej odsłony meczu gra łańcucian poprawiła się, ale nie stanowili oni zagrożenia dla gospodarzy, którzy już wcześniej zagwarantowali sobie utrzymanie fotelu pierwszoligowego lidera.

Mecz pomiędzy liderem a wiceliderem z założenia musi być zacięty. Początek spotkania na to nie wskazywał, jako pierwszy trafił bowiem po 1,5 minuty Marcel Wilczek (0:2). Był to sygnał, że łańcucianie są w dobrej dyspozycji i zamierzają wywieźć z Warszawy dwa punkty (2:8). Akademicy szybko ocknęli się z letargu i zniwelowali straty do jednego "oczka" (9:10). Mecz zaczął się więc od początku, ale o jeden-trzy punkty lepsi byli przyjezdni. Dopiero po 8 minutach do remisu doprowadził Piotr Pamuła (16:16). Znacząca poprawa gry Akademików w porównaniu z pierwszymi akcjami, wskazywała że nie zamierzają tak łatwo oddać fotela lidera. Po tej kwarcie na tablicy wyników był widoczny remis (22:22).

Druga odsłona spotkania rozpoczęła się od ataku Politechniki, która zaczęła dominować na parkiecie. Pomógł w tym Sokół, którego zawodnicy nie potrafili celnie rzucić (25:22). Wystarczyło, że warszawianie pójdą za ciosem i wykorzystają słabszą postawę swoich rywali, by wypracować sobie wysoką przewagę, pozwalająca na spokojną grę do końca meczu. Jednak łańcucianie szybko dali znać, że tylko przespali początek tej kwarty, już bowiem po niespełna 4 minutach doprowadzili do remisu za sprawą trójki Piotra Ucinka (27:27). Natomiast wolne Rafała Glapińskiego pomogły odzyskać prowadzenie (31:32). Cztery punkty z rzędu dla stołecznej ekipy zmusiły Dariusza Kaszowskiego do wzięcia czasu (35:32). Do szatni zawodnicy schodzili przy prowadzeniu Akademików (43:40).

Po przerwie bardziej zmobilizowani na parkiet wyszli gospodarze, świadczyła o tym skuteczność obu ekip - stołeczni koszykarze trafiali, ich rywale wręcz przeciwnie. Gra Sokoła wyglądała źle, więc o czas poprosił łańcucki szkoleniowiec. Jednak nie przyniósł on oczekiwanego efektu. Procent celnych rzutów jego podopiecznych był bardzo niski i malał wraz z każdym kolejnym rzutem. Jednak postawa przyjezdnych nagle się zmieniła, a Politechniki trochę pogorszyła - o czas przy stanie 54:50 poprosił więc Mladen Starcević. W końcówce Piotr Ucinek mógł zniwelować straty do czterech punktów, ale nie trafił ani za dwa, ani za trzy (64:55).

Akademicy rozpoczęli ostatnią kwartę z wysokiego C, co od razu przełożyło się na rosnące prowadzenie (69:57). O czas poprosił szkoleniowiec Sokoła, jego podopieczni bowiem wyraźnie obniżyli swoje loty przy Marymonckiej. Jednak słabsza dyspozycja dotknęła również gospodarzy. Żadna z drużyn nie potrafiła celnie rzucić przez 3 minuty! Wynik więc utrzymywał się. Gdy wreszcie tę obustronna niemoc przerwał Mateusz Ponitka, rozwiązał się worek z trafieniami (74:59). Mimo ambitnej gry łańcucian, nie byli oni w stanie znacząco zmniejszyć przewagi. Jednak po trójce Ireneusza Chromicza o czas poprosił szkoleniowiec Politechniki (77:67). Czas płynął nieubłaganie, do końcowej syreny pozostały 2 minuty, a prowadzenie gospodarzy nie topniało. Na 20 sekund przed końcem wynosiło ono zaledwie cztery punkty, za trzy rzucał Piotr Ucinek, ale nie trafił. Lider pozostał więc w stolicy (80:76).

AZS Politechnika Warszawska - PTG Sokół Łańcut

80:76 (22:22, 21:18, 21:15, 16:21)

Politechnika: Piotr Pamuła 29, Kamil Pietras 16, Łukasz Wilczek 8, Mateusz Ponitka 8, Patryk Pełka 7, Leszek Karwowski 7, Michał Nowakowski 2, Marcin Kolowca 2, Jarosław Mokros 1, Marek Popiołek 0.

Sokół: Marcel Wilczek 23, Maciej Klima 14, Piotr Ucinek 13, Bartosz Dubiel 9, Rafał Glapiński 6, Jaromir Szurlej 6, Ireneusz Chromicz 3, Wojciech Pisarczyk 2.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)