Adam Popek: Kolejne tygodnie mijają, a prowadzony przez pana Sokół nadal nie zwalnia tempa. Dzięki sobotniej wygranej nad Sportino wskoczyliście już na fotel lidera.
Dariusz Kaszowski: To prawda, aczkolwiek pierwsze miejsce wywalczyliśmy dzięki temu, że w tej kolejce pauzował zespół Spójni Stargard Szczeciński, który po prostu nie miał możliwości by zdobyć jakiekolwiek punkty. Stało się tak dlatego, że w tym roku w lidze mamy nieparzystą ilość drużyn, w związku z czym to miejsce w tabeli nie zawsze w pełni oddaje dokonania danego teamu. Nie zmienia to jednak faktu, że plan na sobotni wieczór, jakim było zwycięstwo został wykonany i to jest dla nas najważniejsze. Jestem też bardzo zadowolony z realizacji założeń, jakie poczyniliśmy jeszcze przed spotkaniem. Gdyby przeanalizować naszą grę to właściwie w stu procentach była ona odzwierciedleniem tego, co wcześniej zakładaliśmy. Dlatego finisz był dla nas tak pozytywny. Niemniej jednak wygrana wcale nie przyszła nam łatwo, bo ekipa Sportino, mimo że okupuje ostatnie miejsce w ligowej hierarchii jest bez wątpienia bardzo groźna, co zresztą pokazała w pierwszej połowie. To właśnie wtedy goście rozegrali kilka akcji na naprawdę wysokim poziomie, dzięki czemu też kibice mogli być świadkami ciekawej i skutecznej koszykówki. Dlatego też tym bardziej cieszymy się, że po tym wyrównanym początku potrafiliśmy udowodnić swoją wyższość, bo do następnej kolejki, w ramach której spotkamy się ze wspomnianą Spójnią podejdziemy w bardzo dobrych nastrojach. A to właśnie ta konfrontacja zadecyduje tak naprawdę o pozycji lidera.
Ale Sportino, które ma swoich szeregach wielu graczy z ekstraklasową przeszłością chyba zaprezentowało się nieco poniżej oczekiwań?
- Tak, jednak trzeba przy tym nadmienić, że w zespole z Inowrocławia bardzo mocna jest pierwsza piątka, a pozostali zawodnicy wcale nie prezentują tak wysokiego poziomu. Taka dysproporcja na pewno ma w pewien sposób negatywne odzwierciedlenie na jego postawie. Ale nie jest nasz problem. My chcieliśmy możliwie jak najszybciej narzucić rywalowi szybkie tempo gry, by wymęczyć tych graczy podstawowych i to nam się udało. W drugiej połowie, bowiem to już my dominowaliśmy czego dowodem jest choćby jedynie 20 punktów straconych po zmianie stron. Zresztą w ogóle trzeba pochwalić naszą obronę, bo ta przez cały mecz funkcjonowała bez zarzutu. Dzięki temu mogliśmy uzyskać przewagę nad przeciwnikiem i pokazaliśmy, że ta formacja w naszym przypadku jest dużym atutem.
Kluczowa dla spotkania była trzecia kwarta, kiedy to najbardziej było widać dominację Sokoła. Zresztą na tym etapie meczu trudno było w waszej postawie doszukać się jakichkolwiek mankamentów.
- Zgadza się, ale w kontekście całego meczu nie jestem do końca zadowolony z naszej walki pod tablicami. Generalnie przegraliśmy zbiórki 31:40 i to na pewno jest pewną ujmą. W tym względzie widoczny był brak Marcela Wilczka, który zwykle okazuje się bardzo pomocny. Ale rezultat jaki osiągnęliśmy świadczy o tym, że nawet mimo braku podstawowego zawodnika potrafimy zrekompensować jego nieobecność, co wobec prawidłowego funkcjonowania zespołu jest niezwykle ważne. W sobotę ciężar gry na swoje barki wziął Maciej Klima, który rozegrał naprawdę dobre zawody, a także Ireneusz Chromicz. Ten drugi imponował skutecznością zarówno z dystansu, jak i z bliższych odległości. To cieszy, bo w sezonie zdarzają się różne przypadki i trzeba mieć zawsze w zanadrzu jakiś wariant.
Mamy już za sobą cztery tygodnie obecnego sezonu. Z tego początku w wykonaniu Sokoła chyba może być pan zadowolony?
- Oczywiście, że tak. Bilans pięciu zwycięstw i zaledwie jednej porażki mówi sam za siebie. Zresztą ta jedyna przegrana miała miejsce w Radomiu, gdzie mierzyliśmy się z bardzo silną drużyną Rosy, więc ujmy ten niekorzystny rezultat nam nie przynosi. Choć warto dodać, że tam byliśmy naprawdę o krok od sukcesu, zabrakło dosłownie trochę szczęścia. Dlatego też mam świadomość, że w drugiej rundzie na naszym parkiecie bez wątpienia jesteśmy w stanie się zrewanżować, mimo tego, że radomska drużyna jest budowana pod awans do TBL. W tym wszystkim jednak cieszy mnie to, że jesteśmy prawdziwym kolektywem, a nie jedynie zespołem z nazwy. Jako drużyna funkcjonujemy zarówno na parkiecie jak i poza nim, co później doskonale widoczne jest w trakcie spotkań. Tym razem odzwierciedlenie tego można było dostrzec w defensywie. Fakt, że w trakcie całego meczu straciliśmy zaledwie 46 punktów jest po prostu kapitalnym wynikiem i zarazem wykładnikiem tego, że wykonywana przez nas praca nie idzie na marne.
Ale tak dobre zgranie kolektywu wynika chyba też z tego, że z roku na rok utrzymujecie główny trzon zespołu?
- Dokładnie i to pokazuje kolejny już sezon, w którym opieramy się na takiej strategii. W tym roku nie udało nam się co prawda zatrzymać dwóch koszykarzy, Rafała Glapińskiego i Piotra Ucinka, ale powodem tego nie było to, że chcieliśmy się ich pozbyć. Wszystko rozbiło się o oczekiwania finansowe, jakie postawili, a my nie byliśmy w stanie im sprostać. To po prostu wymusiło zmiany. Ponadto, wypożyczony do drugiej ligi został Bartek Czerwonka, który nie miał zbyt wiele możliwości gry, a chcemy, by troszkę obył się na parkiecie. To akurat ma być dla niego wbrew pozorom krok do przodu. Jednakże, te trzy roszady to w zasadzie wszystko, co nastąpiło w przerwie między sezonami i uważam, że dla naszego klubu to duży plus.
Pod tym względem jesteście prawdziwym ewenementem na skalę krajową, bo w większości drużyn po osiągnięciu dobrego wyniku wymagania finansowe ze strony graczy wzrastają, a wy jak wiadomo dysponujecie budżetem na stałym poziomie.
- Tak, ale ten budżet w naszym przypadku nie jest jeszcze zamknięty i cały czas staramy się pozyskiwać kolejne środki finansowe. Najważniejsze w naszym przypadku jest jednak to, że nie żyjemy ponad stan. Wolimy jeść małą łyżeczką, niż chochlą żeby się od razu nie zadławić. Nie można poczynić nie wiadomo jak spektakularnych ruchów kadrowych i co za tym idzie podpisać zbyt wysokich kontraktów, bo na coś takiego nas nie stać. Dlatego też w naszych szeregach, co zresztą można od kilku lat zaobserwować występują w dużej mierze gracze młodzi, albo tacy, którzy nie mają jeszcze wyrobionego nazwiska. Jednak dzięki tej stabilności, o której już była mowa i regularnej pracy czynią postępy, dochodzą do pełni formy, dzięki czemu z czasem stają się naprawdę wartościowymi zawodnikami. Przykładem jest choćby Marcel Wilczek czy Wojciech Pisarczyk, o których wcześniej niewielu szkoleniowców myślało, a teraz z pewnością widzieliby ich w swoich zespołach.
Widać też, że dzięki dobrym wynikom jakie osiągacie w drużynie panuje świetna atmosfera. Zawodnicy cieszą się grą, po meczu bawią się razem z kibicami i nie ciąży na nich jakaś zbędna presja.
- Oczywiście. Mamy świadomość, że nie występujemy tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla kibiców i miło nam, że było to już kolejny mecz, w którym łańcucka hala wypełniła się niemal w całości. Doping jest coraz lepszy, głośniejszy, co sprawia radość kibicom, a zawodnicy po prostu cieszą się, że mają dla kogo grać. Pod tym kątem jesteśmy bardzo zadowoleni i chcemy taki stan rzeczy utrzymać jak najdłużej.
Czyli można powiedzieć, że w tym sezonie Sokół znów będzie jednym z czołowych zespołów pierwszej ligi?
- Na pewno chcielibyśmy żeby tak było. Sezon jest jednak bardzo długi, a my za sobą mamy dopiero początek, więc jeszcze wiele może się wydarzyć. Ale powiem szczerze, że w tym roku po raz pierwszy jestem spokojny, bo widzę wielkie zaangażowanie wśród moich graczy i ich postawę na boisku. Na pewno zdarzą nam się trudniejsze momenty, z których pewnie nie zawsze wyjdziemy zwycięsko i jest to zrozumiałe, ale nigdy się nie poddamy. Będziemy grać do końca bez względu na okoliczności i zawsze naszym celem będzie zwycięstwo.