Wydawało się, że w pierwszej kwarcie Anwil Włocławek ustawił sobie ekipę PGE Turowa Zgorzelec niczym wytrawny bokser, który ściąga rywala do rogu, by zadać ostateczny cios. Zespół Krzysztofa Szablowskiego prowadził już 9:0 oraz 13:2 i choć po czasie wziętym przez Jacka Winnickiego goście zaczęli grać lepiej, nic nie wskazywało na to, że za chwilę losy meczu ulegną diametralnej zmianie. Tymczasem drugą kwartę zgorzelczanie wygrali aż 26:15 i przed przerwą prowadzili 48:40. Co prawda gospodarze zniwelowali praktycznie całe straty tuż po zmianie stron, ale w końcówce więcej do powiedzenia mieli przyjezdni, którzy lepiej wykorzystywali swoje atuty.
Przede wszystkim, w zespole PGE Turowa zafunkcjonowały rzuty z dystansu. Jako pierwszy sygnał do użycia tej broni dał Damian Kulig, który w pierwszej kwarcie trafił dwukrotnie, zaś jego wyczyn o 100 procent pobił w drugiej odsłonie Ronald Moore (14 punktów w tej części meczu). Swoje trafienia dodali także Arthur Lee oraz Artur Mielczarek. - W całym meczu Turów miał prawie 60 procent skuteczności w tym elemencie, trafiając 13 z 22 prób. W samej pierwszej połowie zaaplikowali nam 10 trójek i wtedy zbudowali swoją przewagę - tłumaczył Szablowski.
Poza celnymi trójkami, PGE Turów wygrał również dlatego, że opanował zbiórki, zwyciężając w tym elemencie 32:29. Już do przerwy przyjezdni mieli na swoim koncie pięć zebranych piłek ofensywnych, a w całym meczu 12. - Te zbiórki pod naszym koszem przełożyły się na aż 22 punkty zdobyte z ponowień, a w takim meczu to bardzo duża liczba. Do tego dobra gra Moore’a, rzuty z daleka i niestety skończyło się tak, jak się skończyło - dodał trener Anwilu.
Szkoleniowiec włocławian wziął całą odpowiedzialność za odniesioną porażkę na swoje barki, przyznając, że drużyna nie była optymalnie przygotowana do starcia z PGE Turowem, choć sporo do powiedzenia w tym przypadku miał także, nomen omen... przypadek. - Bardzo dużo czasu i uwagi w trakcie minionego tygodnia poświęciliśmy na rozłożenie na czynniki pierwsze gry Wysockiego. Uznałem bowiem, że wykorzystując tego koszykarza na pozycji niskiego skrzydłowego, trener Jacek Winnicki w ten sposób będzie chciał nas zaatakować. Jak się okazało, Wysocki nie przyjechał, my zmarnowaliśmy sporo czasu i nie było już kiedy wprowadzić poprawek - opowiadał Szablowski, natomiast Konrad Wysocki pozostał w Zgorzelcu ze względu na kontuzję.
Krzysztof Szablowski stwierdził również, że niebagatelny wpływ na losy meczu miał także bardzo dobry początek Anwilu. W pierwszych dwóch minutach włocławianie wymusili aż trzy straty rywali i aż trzy przewinienia Giedriusa Gustasa. Szalejący i napędzający ataki Krzysztof Szubarga zdobył siedem oczek z rzędu i gospodarze prowadzili 13:2. - To miało wielki wpływ na naszą późniejszą grę. Myślę, że gdzieś w podświadomości pomyśleliśmy, bo to zawsze jest podświadomość, przecież nikt nie myśli sobie, że teraz czuje się bezpieczny, że teraz będzie łatwo. Tak dobry początek prawie zawsze rozluźnia zespół i to się nazywa miłe złego początki - powiedział trener.
Mimo porażki, opiekun "Rottweilerów" uznał, że jego podopieczni rozegrali spotkanie na dobrym poziomie i wskazał także kilka pozytywów. Najważniejszy był ten, że sobotnia przegrana miała zupełnie inny wydźwięk niż poprzednie. Przecież jeszcze miesiąc temu Anwilowi zdarzało się odpuszczać mecze już w drugiej czy trzeciej kwarcie. Przeciwko zgorzelczanom zażarta walka trwała do samego końca. - Mojej drużynie dziękuję za walkę i za to, że się nie poddała. Taki jest sport, czasami się przegrywa, ale dzisiaj walczyliśmy. Nie poddaliśmy się i nie spuściliśmy głów, co było naszą bolączką w przeszłości. Od poniedziałku znowu mocno trenujemy i przygotowujemy się do kolejnego starcia - zakończył trener Szablowski.
Krzysztof Szablowski: Nie spuściliśmy głów
Kapitalna skuteczność za trzy PGE Turowa Zgorzelec, przegrana walka o zbiórki oraz przygotowania pod kątem Konrada Wysockiego, a także zbyt wczesne prowadzenie, które spowodowało rozluźnienie - oto największe grzechy Anwilu Włocławek z sobotniego spotkania według trenera Krzysztofa Szablowskiego. Niemniej jednak opiekun włocławian uznał, że jego podopieczni rozegrali dobre zawody.
Źródło artykułu: