Jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji w pierwszej fazie play-off było wiadomo, że w Radomiu nie wystąpi Wojciech Pisarczyk. - Z jednej strony trochę szkoda, że nie zagrał przeciw nam, ale z drugiej może lepiej - powiedział po zakończeniu niedzielnego pojedynku jego brat, Tomasz, zawodnik Rosy. Zapytany o to, dlaczego tak uważa, odpowiedział: - Wojtek jest przecież zawodnikiem pierwszopiątkowym, więc zagrożenie z jego strony byłoby duże.
Tomasz Pisarczyk w niedzielnym meczu grał zdecydowanie dłużej, niż dzień wcześniej. Na parkiecie spędził dwa razy więcej minut. Wyróżniał się zwłaszcza pod obiema tablicami, notując 15 zbiórek, w tym aż 10 w obronie.
Jak podkreślił, on i jego koledzy z drużyny zdawali sobie sprawę z tego, że w drugim spotkaniu Sokoły zaryzykują. - Na pewno nie spodziewaliśmy się tego, że odpuszczą. To taka drużyna, która chyba nigdy nie odpuszcza. Wiedzieliśmy o tym, iż rzucą siły na jedną szalę i będą chcieli "wyrwać" zwycięstwo. Przyjechali tu z zamiarem wywiezienia jednej wygranej - wyjaśnił.
"Pisar" zaprzecza temu, jakoby w pierwszej połowie niedzielnego starcia zawodników Rosy mogła "uśpić" bardzo spokojna atmosfera na trybunach. - Może i wśród kibiców było sennie, ale na boisku nie brakowało walki. Drugi mecz był zdecydowanie bardziej wyrównany od poprzedniego - przyznał.
Tomasz Pisarczyk: Dobrze, że brat nie grał
Skrzydłowy Rosy nie ukrywa, że przed rozpoczęciem niedzielnego spotkania spodziewał się lepszej gry ze strony Sokoła. Tak faktycznie było, aczkolwiek radomianie znów wygrali bardzo pewnie, bo 75:60. Tomasz Pisarczyk nie żałował tego, że na boisku nie mógł zmierzyć się ze swoim bratem, Wojciechem, zawodnikiem ekipy z Łańcuta.
Źródło artykułu: