Łukasz Koszarek: Zdecydowanie za dużo myślimy

Asseco Prokom Gdynia przegrał z Anwilem Włocławek, a słabszy mecz zanotował Łukasz Koszarek. Mistrz Polski jest w dołku i sprawia wrażenie, jakby nie wiedział jak z niego wyjść.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Nie tego spodziewali się ci kibice Asseco Prokomu Gdynia, którzy pomimo ostatnich słabych wyników drużyny, zjawili się w hali Gdynia w niedzielny wieczór na meczu z Anwilem Włocławek. Starcie 8. kolejki Tauron Basket Ligi miało być przełamaniem mistrza Polski, wszak "Rottweilery" w ostatnich tygodniach również nie zachwycały swoją grą (choć zaczęły wygrywać spotkania).

Już pierwsze minuty meczu pokazały jednak, że włocławianie wyszli na parkiet bardzo mocno skoncentrowani i bez respektu dla krajowego potentata. Grą Anwilu dowodził Krzysztof Szubarga (10 punktów, 10 asyst, siedem fauli wymuszonych), który przyćmił obydwu playmakerów Asseco Prokomu: Jerel Blassingame'a (14 punktów i cztery asysty, ale tylko 4/14 z gry) oraz Łukasza Koszarka (10 punktów i cztery asysty i 4/12 z gry).

- Krzysztof zagrał świetne spotkanie i po raz kolejny udowodnił, że jest jednym z najlepszych rozgrywających w polskiej lidze. Świetnie kreował grę swoich kolegów i na pewno pomógł im bardzo w odniesieniu zwycięstwa. My z kolei znowu zagraliśmy tak, że nie mogliśmy dyktować naszych warunków gry, a ciągle musieliśmy gonić wynik - tłumaczy wspominany Łukasz Koszarek.

Rzeczywiście, Anwil już w drugiej kwarcie prowadził 30:22, a w trzeciej 53:42, lecz chwila nieuwagi i zejście z parkietu Szubargi w końcówce trzeciej kwarty sprawiły, że przed ostatnią odsłoną Asseco Prokom miał tylko pięć punktów do odrobienia (54:59). Gdy zaś Koszarek trafił trójkę w połowie czwartej kwarty, mistrz Polski objął prowadzenie 67:65.

- Myślę, że zagraliśmy z dobrym zaangażowaniem. W pierwszej połowie mieliśmy sporo problemów z obroną, ale w drugiej atak z kolei pozwolił nam wrócić do gry. Wpadło kilka rzutów po wypracowanych akcjach i zaczęło grać się nam lepiej - mówi reprezentant Polski, dodając - Ja naprawdę, po raz pierwszy od dawna, czułem, że ten mecz możemy spokojnie wygrać. Niestety w końcówce nie potrafiliśmy go "zamknąć".

Po rzucie Alexa Ackera gdynianie prowadzili jeszcze 69:67, ale po chwili potężnym wsadem popisał się Ryan Wright i był remis, zaś w samej końcówce seria rzutów wolnych Szubargi i Marcusa Ginyarda sprawiła, że nawet szczęśliwy rzut Ackera o tablicę zza łuku nie zabrał włocławianom zasłużonego zwycięstwa.

- Zabrakło nam w końcówce dokładnych podań pod kosz. Zamiast spokojnie budować akcje bliżej kosza, częściej decydowaliśmy się na rzuty z daleka i niestety to nie było najlepsze rozwiązanie. Nie ma co ukrywać, jesteśmy w mentalnym dołku, jesteśmy w poważnym kryzysie. Nie ma w naszej grze automatyzmu, zdecydowanie za dużo myślimy na parkiecie i stąd bierze się ta nasza gra dużo poniżej oczekiwań - wyjaśnia Koszarek.

Warto zaznaczyć, że Anwil wygrał w Gdyni po raz pierwszy odkąd ekipa przeniosła się do tego miasta. Po raz ostatni natomiast włocławianie wygrali z mistrzem Polski na wyjeździe w... kwietniu 2008 roku, czyli wtedy, gdy w barwach Anwilu grał Łukasz Koszarek. - Doskonale pamiętam tamten mecz, ale nie zdawałem sobie sprawy, że po tym spotkaniu Anwil nie wygrał w Sopocie czy Gdyni ani razu. Cóż, wtedy rzuciłem kilka trójek i mój zespół wygrał. Teraz tego zabrakło - kończy rozgrywający.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×