W sobotę Spójnia Stargard Szczeciński stoczyła drugi wyrównany pojedynek ze Śląskiem Wrocław. W pierwszej rundzie stargardzianie wygrali 80:75. Przed własną publicznością nie dali jednak rady i przegrali czterema punktami.
- Dobry mecz, ale przegrany. Zadecydowały niuanse. Mam trochę żal do ofensywnego faulu Pabiana. Dla mnie to była akcja dwa plus jeden, a nie faul ofensywny. W tym momencie prowadziliśmy i zamiast powiększyć przewagę za chwilę straciliśmy kontakt. Tak się w koszykówce zdarza - powiedział trener zachodniopomorskiej ekipy, Ireneusz Purwiniecki. - Pochwaliłem chłopaków za wielką wolę walki i determinację. Powiedziałem im, że jeżeli będą grali w innych meczach z takim zaangażowaniem i wprowadzimy jeszcze trochę zimnej głowy to spokojnie będziemy wygrywać. Trener zawsze po meczu myśli, że mógł inaczej. Takie, a nie inne decyzje personalne w trakcie zostały podjęte. Nie udało się wygrać, chociaż z liderem podjęliśmy mocną walkę - dodał.
Rzeczywiście, zajmująca odległe miejsce w tabeli Spójnia z czołowymi zespołami toczyła wyrównane boje. Podobnie, jak ze Śląskiem stargardzianie powalczyli w Kutnie. Mimo słabego bilansu w Stargardzie Szczecińskim wierzą, że zespół zdoła zakwalifikować się do fazy Play-off. Taki scenariusz mógłby prawdopodobnie zakładać kolejne pojedynki z Wojskowymi. Ostatniego ligowego przeciwnika w decydującej części rozgrywek wolałby uniknąć wrocławski koszykarz, Radosław Hyży. - Nie chciałbym tu grać, ponieważ to dobry zespół zajmujący nieadekwatne miejsce do poziomu, który ci zawodnicy prezentują - powiedział.
Oprócz obiecującej postawy swoich koszykarzy kibice Spójni muszą spojrzeć na terminarz. A on w najbliższym czasie nie jest łaskawy. Już w środę starcie z wiceliderem z Ostrowa Wielkopolskiego, a trzy dni później niełatwy pojedynek z Wikaną Start Lublin. - Nie będzie łatwych spotkań. Myślę, że mamy potencjał, żeby coś zdziałać. Liczę cały czas na powrót Szczepaniaka i Wróblewskiego - przyznał Purwiniecki, który ma nadzieję, że Bartłomiej Szczepaniak będzie do jego dyspozycji właśnie na kolejny mecz przed własną publicznością.
W ostatnim czasie do klubu powrócił wychowanek, Filip Dylik, który pół sezonu spędził w Poznańskiej Politechnice. W pierwszym ligowym meczu nie pojawił się jednak na parkiecie. - Filip walczy o miejsce w drużynie. Musi się wkomponować w taktykę. To nie jest takie proste. Zdecydował się u nas grać. Nie obiecywałem mu, że od razu będzie miał minuty. Niech walczy na treningach, bo skład jest szeroki - wyjaśnił sytuację nowego-starego koszykarza szkoleniowiec.