Gotowy umrzeć za to, co się kocha - wywiad z Rubenem Boykinem, skrzydłowym Anwilu Włocławek

Forma skrzydłowego Anwilu Włocławek Rubena Boykina pozostawia wiele do życzenia również dla niego samego. Amerykanin wierzy jednak, że w kluczową fazę sezonu wejdzie z lepszą dyspozycją.

Michał Fałkowski: Przed wami bardzo istotne spotkanie z AZS Koszalin. Jeśli wygracie, już teraz zapewnicie sobie grę w górnej szóstce, która jest tak blisko...

Ruben Boykin: Dokładnie tak. Nie będziemy chcieli odkładać niczego i czekać do ostatniego spotkania sezonu zasadniczego. Najważniejsze to wygrać w Koszalinie i pokazać, że zła passa jest już za nami.

Jakiś specjalny plan na to spotkanie?

- Nie, wszystko zaczyna się i kończy na tym jak będziemy grać w defensywie. Oglądaliśmy materiały wideo z udziałem AZS Koszalin i zauważyliśmy, że w przypadku gdy rywale pozwalali im się rozpędzić, to wówczas przegrywali mecz.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

AZS ma ostatnio sporo problemów w postaci zmian kadrowych czy nienajlepszej atmosfery w zespole. To będzie miało znaczenie?

- Myślę, że nie, bo nie ważne jakie problemy cię trapią, i w tak chcesz wygrać mecz. Nie ważne czy masz za sobą nowego trenera czy starego, czy obok ciebie gra nowy zawodnik czy nie - zawsze chcesz wygrać. Tak przynajmniej mi się wydaje.

Ale brak kluczowego rozgrywającego, a takim był zwolniony ostatnio Robert Skibniewski, musi odbić się na ich grze...

- Być może tak, ale my z pewnością się na tym nie koncentrujemy. Nie byłoby to zbyt poważne gdybyśmy swoich szans upatrywali w tym, że wśród naszych rywali nagle zabrakło jakiegoś zawodnika.

A czy będzie miało znaczenie to, że przez kilka dni w ostatnim czasie najpierw trenowaliście bez swojego pierwszego trenera (Milija Bogicević wyjechał do Serbii w celach formalno-prawnych - przyp. M.F.) czy podstawowego rozgrywającego (Krzysztof Szubarga wziął udział w Meczu Gwiazd)?

- Gdybyśmy ten mecz grali tydzień temu, to kto wie jak to wszystko by było. Ale teraz? Szubi wrócił dokładnie tydzień temu, trenera nie było tylko trzy czy cztery dni... Nie sądzę by to miało jakieś znaczenie. Ostatni tydzień przepracowaliśmy przecież w pełnym składzie.

Trener Bogicević uczulał was na jakichś konkretnych zawodników AZS?

- Niespecjalnie. Zwracał uwagę na to, że oni są silni jako zespół, a nie jako pojedynczy gracze.

Zmieniając nieco temat - jak oceniłbyś swoją formę w tym sezonie?

- Nie jest tajemnicą, że nie gram w tym sezonie tak, jakbym chciał. Osobiście jestem zdania, że znam swoją bolączkę i cały czas nad nią mocno pracuję. Oglądam dużo nagrań z meczów czy treningów, szukam u siebie błędów i na treningach staram się je poprawić. Zostaję na hali, gdy wszyscy idą już do szatni i rzucam, rzucam, rzucam... bo to jest mój problem. I jednocześnie liczę, że zła karta w końcu się odmieni.

Jeśli się odmieni na najważniejsze mecze w sezonie, każdy szybko zapomni o słabszym sezonie zasadniczym...

- Życzę sobie tego bardzo. Nie straciłem wiary we własne umiejętności i mam świadomość tego, że jestem milion razy lepszy niż to, co gram podczas meczów. Nie chcę jednak niczego robić na siłę. Przecież nie mogę skupiać się na sobie i nagle zacząć na siłę szukać punktów. Nie chcę grać samolubnie, nie umiem tak. Przede wszystkim myślę o zespole, dlatego bardzo mocno angażuję się w walkę na tablicach i staram się robić wszystkie te małe rzeczy, które są ważne dla wygrywania.

Pamiętasz jedną z naszych wcześniejszych rozmów? Gdy zapytałem cię skąd czerpiesz energię do gry długo nie mogłeś znaleźć odpowiedzi. Wobec tego pytam jeszcze raz - skąd czerpiesz energię i motywację do gry w momencie, w którym twoja forma nie jest taka, jak byś chciał.

- Jeszcze kilka miesięcy temu bardzo mocno stresowałem się tym, że nie gram tak, jak chociażby było to przed sezonem. Biłem się z myślami i niepotrzebnie potęgowałem stres, co w efekcie powodowało to, że mało sypiałem i nadal nie grałem dobrze. Teraz staram się pracować nad sobą, a nie się zamartwiać. W koszykówkę gram od lat i grałem już przeciwko kilku bardzo dobrym koszykarzom, bardzo dobrym zespołem, miałem sukcesy i porażki. Wiem w czym jestem najlepszy, wiem co umiem robić i co muszę robić, by wrócić do dobrej gry. Kluczem jest siła mentalna. Nie chcę niczego zmieniać. Nadal pracuję jak najlepiej umiem i nadal wierzę, że to przyniesie korzyści.

Masz wsparcie ze strony trenerów?

- Tak, dużo ze mną rozmawiają i zawsze są na każde moje zawołanie, jeśli tylko chcę zostać po treningu i ćwiczyć. Poza tym zachęcają do ciągłej pracy nad sobą i pilnują bym myślał pozytywnie. Myślenie pozytywnie ma sens...

Bardzo często podkreślasz owe "myślenie pozytywnie". Zresztą, o ile mnie pamięć nie myli, taki masz pseudonim w sieci i login do wielu kont portali społecznościowych...

- To prawda. Positive_energy41 ("pozytywna energia", a 41 to numer z jakim gra Amerykanin - przyp. M.F.). Uważam, że co by się nie działo, w życiu zawsze trzeba myśleć pozytywnie.

To dla ciebie słowo-klucz w życiu?

- Tak, to takie moje motto. Drugim natomiast jest "być gotowym umrzeć za to, co się kocha".

I są rzeczy, za które jesteś gotowy umrzeć?

- Dwie. Rodzina i koszykówka. W każdej ciężkiej chwili w życiu mogę liczyć na moją rodzinę, a koszykówka często jest nie tylko pracą czy pasją, jest również odskocznią od problemów. Dlatego zawsze staram się żyć w zgodzie z moim motto i nawet teraz, gdy nie idzie mi tak, jakbym sobie tego życzył, myślę pozytywnie. A każdy nowy dzień przynosi możliwość realizacji małych celów, które składają się na te najważniejsze.

Komentarze (0)