Może sprawimy kolejną niespodziankę? - rozmowa z Łukaszem Wiśniewskim, graczem AZS Koszalin

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Łukasz Wiśniewski z AZS Koszalin nie ma żadnych wątpliwości: Patrząc przez pryzmat tych czterech pojedynków to śmiało można rzecz, że byliśmy lepsi - uważa jeden z liderów Akademików.

[b]

Karol Wasiek: Gratulacje za awans do półfinału Tauron Basket Ligi. Dokonaliście rzeczy, która jeszcze ponad tydzień temu wydawała się niemożliwa do zrealizowania.[/b]

Łukasz Wiśniewski: Dokonaliśmy coś, czego w Koszalinie jeszcze nigdy nie było - czy walka o medale mistrzostw Polski. Jest wielka euforia w naszej szatni. Nie ma co tego ukrywać.

Można powiedzieć językiem sportu, że ich "po prostu pobiliście" w tym ćwierćfinale. W każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła prezentowaliście się lepiej - zaczynając od agresji, zaangażowaniu a kończąc na taktyce.

- Wszystkie te cztery spotkania były bardzo ciekawe dla kibiców. Były zacięte do samego końca, czego przykładem są dwie dogrywki. Jeśli patrząc przez pryzmat tych czterech pojedynków to śmiało można rzecz, że byliśmy lepsi i zasłużenie awansowaliśmy do półfinału.

Łukasz Wiśniewski: Byliśmy lepsi w serii od Trefla Sopot
Łukasz Wiśniewski: Byliśmy lepsi w serii od Trefla Sopot

A jeśli miałby pan wymienić czynniki, które przyczyniły się do tego awansu?

- Było kilka elementów: konsekwentna gra w obronie przeciwko Treflowi, która jak widać skutkowała, zaangażowanie, dobra energia na boisku. To wszystko funkcjonowało.

[b]

Od siebie dorzuciłbym także: całkowite wyłączenie z gry Filipa Dylewicza.[/b]

- Wyłączenie Filipa było jednym z założeń przed tym meczami ćwierćfinałowymi. Można powiedzieć, że w obronie wykonaliśmy kawał dobrej roboty.

Trzeba też odnotować bardzo umiejętną grę w ataku pozycyjnym. Jednym z takich przykładów jest chociażby pańska gra tyłem do kosza przeciwko Frankowi Turnerowi.

- Dokładnie. Nie da się ukryć, że mieliśmy przewagę w aspekcie warunków fizycznych. Chcieliśmy w ten sposób zdobywać punkty i na pewno to funkcjonowało.

Dobrze funkcjonowała także wasza ławka rezerwowych, która dostarczała wiele cennych punktów.

- Każdy, który wchodził na parkiet to zostawił serce. Artur Mielczarek wykonał rewelacyjną pracę, Igor Milicić trafiał ważne trójki.

Co prawda nie udało wam się zatrzymać Adama Waczyńskiego, ale tylko on był dla was realnym zagrożeniem, bo inni nie potrafili doszlifować do jego formy.

- Wszystkich się nie udało upilnować. Adam Waczyński kolokwialnie mówiąc trochę nam "nawrzucał", ale to my wygraliśmy i to my się cieszymy.

Może ta gra w dolnych "szóstkach" paradoksalnie wyszła wam na dobre?

- Myślę, że ta gra w dolnych "szóstkach" dużo nam dała. Nabraliśmy pewności siebie, zrobiliśmy parę zwycięstw z rzędu. Graliśmy z niewygodnymi rywalami. Mecze z Radomiem, gdzie podobnie jak w Treflu jest niski rozgrywający, pomogły nam przygotować się do serii z sopocianami.

Dla pana zwycięstwo z Treflem Sopot miało jakieś szczególne znaczenie?

- Ja bym tak sprawy nie stawiał. W poprzednim roku grałem dla Trefla, ale w tym jestem już w AZS Koszalin i na tym się koncentruję. Fajnie, że udało się dokonać czegoś, czego nie było jeszcze w Koszalinie.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)