Po niespodziance we Wrocławiu: Amerykanie mówią, że play-off'y to jest czas weteranów

W drugim meczu finałów I ligi koszykówki Śląsk Wrocław niespodziewanie przegrał z grającym w osłabieniu zespołem z Krosna. Jedni zagrali z zębem i charakterem, a drudzy przestraszyli się presji.

Nikt nie przypuszczał, że grający praktycznie w siódemkę zespół PBS Bank Efir Energy MOSiR Krosno będzie w stanie przeciwstawić się drużynie WKS-u Śląsk Wrocław, która jest zdecydowanym faworytem do awansu do TBL. W poniedziałek we Wrocławiu doszło jednak do ogromnej niespodzianki, bowiem zwycięstwo odnieśli właśnie zawodnicy z Krosna. - Gdybyśmy wyszli na boisko i każdy grałby dla siebie, to te mecze by się skończyły do 40 punktów, i w sobotę byłoby po zabawie. Od początku wiedzieliśmy, że tylko jako monolit i jedność jesteśmy w stanie nawiązać walkę. Musimy rzucać się po piłkę, walczyć o nią, grać nie na sto procent, ale na dwieście i wtedy będzie dobrze - mówił po meczu Marcin Salamonik.

Koszykarze Śląska od początku poniedziałkowego starcia grali nie najlepiej, ale zdołali dogonić rywali, którzy początkowo objęli prowadzenie. Potem znów jednak zespół z Krosna zaczął nadawać ton rywalizacji. - Pewien problem psychologiczny jest na pewno. Czy on jest związany ze stresem czy z jakimś innym stanem, tego w tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć, bo w meczach z drużyną z Torunia też mieliśmy troszkę problemów. Trzeba wziąć pod uwagę jeszcze jedną rzecz - trzeba przyznać, broń Boże nikogo nie obrażam i nie patrzę mu w metrykę, ale taka jest prawda - jest paru zawodników w drużynie z Krosna, którzy są bardzo doświadczeni. Głowy mają spokojne, grają na luzie, swobodnie. To im ułatwia grę. W naszej drużynie też mamy oczywiście zawodników ogranych, bo ciężko powiedzieć, że Kikowski czy Hyży tacy nie są. Są też jednak tacy, którzy jeszcze w życiu o nic nie walczyli. Teraz nagle urośli do miana wielkich faworytów i fantastycznych graczy, którzy muszą wprowadzić ten Śląsk to ekstraklasy. Nie chciałbym jednak, żeby to brzmiało w ten sposób, że to jest jakaś katastrofa. Jeszcze raz powtarzam - to jest faza play-off. Jest 1:1, ale to nie koniec żadnej rywalizacji. Inni oprócz nas, trenerów, powiedzą tym zawodnikom młodszym w szatni swoje przemyślenia, sposoby walczenia ze stresem i dawania sobie z tym rady. Efekty na pewno będą pozytywne - stwierdził Jerzy Chudeusz, asystent pierwszego trenera Śląska.

Na finały do zespołu Śląska powrócił Adrian Mroczek-Truskowski. - Cieszymy się, że Adrian wrócił do zespołu. To jest doświadczenie, które na pewno się w kolejnych meczach przyda - zaznaczył Chudeusz. Sam kapitan nie chciał doszukiwać się pozasportowych przyczyn porażki WKS-u. - Gramy w pierwszej lidze, występują tu profesjonalni koszykarze. Ich całe koszykarskie życie polega na tym, żeby wrzucić tą okrągłą rzecz do obręczy. Myślę, że to nie ma znaczenia czy hala jest krótsza, dłuższa, czy ma 10 tysięcy czy 300 miejsc. Jeżeli my mamy wygrać ten finał i osiągnąć, udźwignąć na swoich barkach cel, jaki klub nam postawił, to ja nie przyjmuję tłumaczenia, że obręcze są za grube. Albo się trafia, albo nie. W poniedziałek nie trafialiśmy, ale zrobimy wszystko, abyśmy trafiali w Krośnie. Tego się trzymajmy - zaznaczył Mroczek-Truskowski.

Z jego zdrowiem jest już natomiast wszystko dobrze. - Czuję się bardzo dobrze. Fizjoterapeuci mnie przygotują do następnych meczów i będę gotowy na sto procent. Jeżeli trenerzy będą chcieli ze mnie skorzystać, to będę do wykorzystania - wyjaśnił koszykarz.

Faworyzowany zespół z Wrocławia ma sporo problemów z ambitnie grającymi zawodnikami z Krosna, a także... - Nasi gracze podkoszowi nie spisali się tak, jak powinni. Wiedzieliśmy, jaki drużyna z Krosna preferuje styl grania w obronie, tu nie było jakiejś wielkiej niespodzianki. My jednak się nie sprawdziliśmy. Jest olbrzymi problem z procentem, ze skutecznością rzutów zwłaszcza tych z obwodu. Drużyna z Krosna broni jak broni, ale niczym to nas nie usprawiedliwia. Zagraliśmy źle i trzeba wyciągnąć z tego wnioski i grać dalej. Trzeba się bić dalej, włożyć do tego więcej niż serce. Jest jeszcze jedna rzecz. Nie wiem z czego to wynika tak do końca, ale nie widać radości. Drużyna przeciwna zagrała z wielką radością, z uśmiechem na twarzy, z przyjemnością. U niektórych naszych zawodników nie bardzo to wyglądało, żeby mieli z tego radość. Jak ktoś kocha koszykówkę, idzie na mecz... Dla mnie, jako trenera, każdy mecz to jest święto. Ja idę z radością, wielką chęcią na takie spotkanie. Oczekuję tego też od zawodników. Myślę, że tak będzie przy najbliższych spotkaniach - podkreślił Chudeusz.

W ostatnich meczach nieskuteczny był też Paweł Kikowski. Czy w Krośnie ten zawodnik będzie spisywał się już lepiej? - Nie jestem w stanie odpowiedzieć, czy Kikowski w Krośnie trafi 10 na 10. To jest oczywiście kwestia dnia, sytuacji rzutowej. My oddawaliśmy wiele rzutów z całkowicie otwartych pozycji i one nie wpadały. To jest problem. Żeby tej sytuacji przeciwdziałać musi się grać tę najprostszą grę. Grę do środka, nie na zewnątrz. Albo najpierw do środka, a potem na zewnątrz - podsumował asystent pierwszego trenera Śląska Wrocław.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Komentarze (0)