[b]
Karol Wasiek: Kto zdobędzie mistrzowski tytuł? Heat czy Spurs?[/b]
Kamil Łączyński: Miami! Zdecydowanie. Chciałbym, żeby była to siedmiomeczowa seria, bo to jest koszykówka na najwyższym światowym poziomie i to naprawdę człowiek chce to oglądać.
Spurs wydają się być bardzo niewygodnym rywalem dla Heat. To może być niezwykle ciężka seria dla mistrzów NBA.
- To prawda. Ja jestem oczywiście kibicem Miami Heat, ale wydaję mi się, że faworytem tej serii jest właśnie San Antonio Spurs, bo grają bardziej stabilniejszą koszykówkę niż Heat, którzy mają wiele wzlotów i upadków. Nie wiadomo tylko, jak zareagują na fakt tak długiej przerwy pomiędzy meczami. Heat cały czas grali, a San Antonio głównie trenowało. Jednakże podkreślam, że to Spurs przystępują w roli faworyta do tej rywalizacji.
Kogo premiuje system meczów 2-3-2 w finale?
- Jest to specyficzny układ, ale myślę, że żadnej z drużyn on specjalnie nie premiuje. Uważam, że na tę chwilę więcej szans ma po prostu San Antonio Spurs.
Aczkolwiek mecze z Indiana Pacers były dla Miami Heat znakomitym przetarciem przed finałem. Zgodzisz się?
- Czasami mi się to po prostu nie podoba, że niektóre zagrania nie mają nic wspólnego z koszykówką. Ja rozumiem, że jest to wojna, walka, ale niektóre faule są po prostu przesadzone. Mówi się dużo o flopowaniu.
Nie za dużo się o tym mówi?
- Możliwe. Przytoczę tutaj swój własny przykład. Sędziowie to też mogą potwierdzić, że ja zawsze staram się wymusić na arbitrach, żeby gwizdnęli przewinienie. To także jest sztuką, żeby wymusić coś na sędziach. To element koszykówki. Później niech liga się tym zajmuje.
Taki boiskowy makiawelizm.
- Dlaczego nie? Ktoś wymyślił ten faul ofensywny i jeśli ktoś umie dobrze bronić to niech z niego korzysta. Trzeba to wykorzystywać. Liga, a nie sędziowie powinna rozstrzygać takie sytuacje.
Pacers i Bulls chcieli wygrać z Heat taką "brudną" grą, ale im ostatecznie się nie udało. Rozumiem, że taka gra nie przypadła ci do gustu?
- To mi się absolutnie nie podobało. Uważam, że trash-talking jest jak najbardziej w porządku, ale na boisku powinno być nieco więcej "dżentelmeńskich" zagrań. To kiedyś powiedział Kobe, kiedy doznał tej poważnej kontuzji, że ci gracze o "statusie" gwiazd powinny być bardziej chronieni. Wiadomo, że niektórzy zawodnicy wychodzą na nich jak "wściekłe" psy, którzy mają za zadanie wyprowadzić ich z równowagi.
LeBronowi Jamesowi coraz bliżej do Michaela Jordana?
- Ja bym ich absolutnie nie porównywał. LeBron James to kompletny zawodnik i to mi się bardzo w nim podoba. Na boisku potrafi zrobić niemal wszystko. On już od dawna dominuje tę ligę. LeBron gra bardzo równo przez cały sezon. Nie ma wzlotów i upadków. Co ważne, przejął on także kontrolę nad rozgrywaniem końcówek, czego mu brakowało grając w Cleveland.