Skandalista Dennis Rodman cz. III

Związek Dennisa Rodmana z Annie Bakes początkowo zahaczał o idyllę. - Cieszył się, że jest ze mną. Tryskał humorem i był delikatny. Po prostu mnie kochał - mówi ówczesna partnerka gwiazdora NBA.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Para zamieszkała w domu "Robaka" w stanie Michigan w czerwcu 1987 roku. Niedługo później koszykarz oświadczył się swojej dziewczynie. Sielanka nie trwała jednak w nieskończoność, bowiem wkrótce potem przyjaciel doniósł Annie, że Rodman nie jest jej wierny. Podczas gdy Bakes odwiedzała w Sacramento swoich rodziców, jej narzeczony miał się spotykać z innymi kobietami. Annie nigdy nie miała jednak dowodów mogących pogrążyć koszykarza. - Chciałabym wrócić do domu i na przykład znaleźć brązowe włosy na poduszce. On mógł zmienić pościel, ale moja narzuta wyraźnie pachniała perfumami – opowiada. W czerwcu 1988 roku miarka się jednak przebrała - Bakes, która była wówczas w szóstym miesiącu ciąży, złożyła w sądzie pozew przeciwko swojemu narzeczonemu. Dennis miał stosować wobec niej przemoc fizyczną. - Sprowadził mnie do parteru, a potem ciągnął po schodach, brzuchem do dołu - opisuje zachowanie Rodmana. Cała sprawa skończyła się jednak ugodą, bowiem Annie wciąż miała nadzieję, że mężczyzna w końcu się opamięta i zrozumie, że to ją naprawdę kocha, i że pozostałe kobiety były dla niego tak naprawdę tylko jednorazowymi przygodami. Właśnie dlatego po zerwaniu zaręczyn pozwalała mu widywać się z córeczką. - Kocham Alexis - zapewniał "Robak" w czasie jednego z widzeń, kiedy akurat został zauważony przez dziennikarzy.

W 1988 roku Dennisowi daleko było do "bad boya", jakim stał się pięć lat później, lecz afera z przemocą domową nadszarpnęła lekko jego wizerunek medialny. Koszykarz chwilowo nie był już wrażliwym facetem marzącym o zamieszkaniu z rodziną na farmie w Oklahomie, a damskim bokserem, który zasłużył sobie na los jaki go spotkał. Prawdziwych kibiców prywatne życie ich idola niewiele jednak obchodziło. Rodman mógł liczyć na zainteresowanie fanów wszędzie, gdzie się pojawiał. Szczególnie cieszyły go oznaki sympatii ze strony najmłodszych. - To niesamowite, jaki wpływ na dzieci mają ludzie tacy jak my - mówi kręcąc głową. Koszykarz z wielką chęcią przywołuje historię pewnego chłopca, który wrócił do domu z podbitym okiem. Dziecko już w drzwiach poskarżyło się ojcu: "Graliśmy w basket na podwórku i taki jeden chłopak uderzył mnie w twarz". Tata zapytał: "Ale dlaczego?", na co usłyszał odpowiedź: "Bo grałem w obronie jak Dennis Rodman". - Dzieci powtarzają mi: chcę być taki jak ty, grać w obronie jak ty. To sprawia, że człowiekowi od razu się robi ciepło na sercu - opowiada "Robak".

Dennis Rodman jeszcze kilka lat wstecz nie miał widoków na dostanie się na prestiżowy uniwersytet i późniejszą karierę w NBA, a w 1990 roku był już podwójnym mistrzem ligi zawodowej. W rozgrywkach 1989/90 zagrał w niemal wszystkich spotkaniach Tłoków, zaliczając 43 występy w pierwszej piątce w sezonie zasadniczym oraz 17 w play-off's. Pochodzący z Trenton zawodnik notował średnio 9,7 zbiórki oraz 8,8 "oczka" na mecz. Pomimo niewielkich zdobyczy punktowych ze skutecznością 59,5% był najlepszym pod tym względem graczem w NBA. Dzięki swoim spektakularnym umiejętnościom defensywnym otrzymał tytuł Obrońcy Roku, a także został wybrany do pierwszej piątki najlepszych defensorów NBA. Wisienką na torcie stał się natomiast występ w lutowym Meczu Gwiazd, który odbył się w Miami. "Robak" wchodząc z ławki spędził na parkiecie 11 minut i zapisał na swoim koncie 4 punkty i 4 zbiórki. Wschód, który reprezentował, triumfował nad Zachodem 130:113. Po meczu przybił piątkę z... Larrym Birdem. Gwiazdor Celtics szepnął zawodnikowi Piston kilka miłych słów. - To sprawiło, że poczułem się fantastycznie - wspomina Rodman.
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
Detroit Pistons sezon zasadniczy 1989/90 zakończyli z fantastycznym bilansem 59-23. Lepiej spisywali się tylko Los Angeles Lakers (63-19). W play-off's "Bad Boys" rozprawili się najpierw do zera z Indianą Pacers, później nie dali szans New York Knicks, pokonując ich 4-1, a w finale konferencji ponownie zmierzyli się z Chicago Bulls i niezłomnym Michaelem Jordanem. - Uwielbiam pilnować gości takich jak on. Jordan może zrobić z każdym rywalem co tylko zechce - opisuje "Robak". Tym razem ekipa z Detroit zwyciężyła po siedmiomeczowym maratonie, w którym pomógł jej atut własnego parkietu. Byki okazały się dla Tłoków znacznie bardziej wymagającymi rywalami niż Portland Trail Blazers, z którymi team pod wodzą Chucka Daly'ego spotkał się w finale ligi. Dennis Rodman ze względu na problemy z kolanem musiał się oszczędzać, lecz jego drużyna osiągnęła koszykarski Mount Everest już po pięciu spotkaniach.

"Robak" poza trofeami kocha również adrenalinę. Tej w barwach Pistons dostarczały mu niezliczone pojedynki z "Jego Powietrznością" Michaelem Jordanem. - Pamiętam mecz, który miał miejsce w zeszłym roku. Wydaje mi się, że to było w play-off's. Wtedy pilnowałem "MJ'a" i sprawiłem, że przekroczył limit fauli - wspominał po zakończeniu rozgrywek 1989/90. W czwartej kwarcie Rodman wymusił szarżę Jordana, a Michael musiał opuścić parkiet, gdyż było to jego szóste przewinienie. - Podskoczyłem z radości chyba z pięć razy i wykrzyczałem: "Boże, nareszcie! Nareszcie!". To był jeden z moich najlepszych występów" - dodał ówczesny gracz Detroit Pistons.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×