Michał Fałkowski: Poprzedni sezon miał dla Anwilu Włocławek smak słodko-gorzki. Zgodzisz się?
Arvydas Eitutavicius: Ja osobiście miałem bardzo udany sezon. Tak, nie boję się użyć tego stwierdzenia - udany. Pomimo kontuzji, która wykluczyła mnie na kilka miesięcy, pomimo czwartego miejsca, Włocławek będę wspominał bardzo dobrze. Byłem częścią świetnego zespołu, klub o mnie nie zapomniał, gdy doznałem kontuzji, a dodatkowo byłem otoczony fajnymi kolegami. No i fani. Byli świetni, choć zdecydowanie lepiej dopingowali nas pod koniec sezonu.
Mówisz, że masz za sobą udany sezon pomimo kontuzji i pomimo braku medalu. Co było gorsze? Pauza przez trzy miesiące czy dopiero pierwsze miejsce za podium?
- Ciężkie pytanie... Większe rozczarowanie i smutek towarzyszyły mi jednak w momencie, gdy przegraliśmy bitwę o trzecie miejsce. Kontuzja, jak ciężka by ona nie była, to pewien integralny element gry, który łatwiej zaakceptować niż porażkę. A brak medalu? To jest porażka. Największa szkoda, że przegraliśmy tę rywalizację na własne życzenie.
Prowadziliście wysoko w pierwszym meczu...
- Tak, a potem pozwoliliśmy rywalowi przejąć kontrolę nad meczem. Ciężko było się po tym podnieść. Do tej pory tego żałuję...
Ale mimo wszystko twierdzisz, że sezon był pozytywny. Ciężko w to uwierzyć...
- Ale tak jest. Sezon był długi, kilka miesięcy, więc można znaleźć pozytywne rzeczy. Zawsze dowiesz się albo nauczysz czegoś nowego.
A czego ty, doświadczony bądź co bądź zawodnik, nauczyłeś się we Włocławku?
- Gdy masz 30 czy 31 lat niekoniecznie uczysz się nowych rzeczy pod względem taktyki czy strategii gry. Gdzieś to wszystko się w końcu powiela, a różni jedynie szczegółami. Natomiast zawsze możesz nauczyć się czegoś nowego o kraju, o ludziach, poznać inną kulturę, język. Mi Polska przypadła do gustu.
Wróćmy do koszykówki - niemalże przez cały rok byłeś zmiennikiem Krzysztofa Szubargi, awansując do roli startera dopiero pod koniec sezonu ze względu na uraz kapitana Anwilu. Myślisz, że spełniłeś oczekiwania klubu, kibiców?
- Myślę, że zagrałem solidny sezon, biorąc pod uwagę te okoliczności, o których wspomniałeś. Oczywiste jest jednak, że najlepiej grałem pod koniec rozgrywek, kiedy otrzymałem więcej czasu na parkiecie. Niemniej jednak po kontuzji nie byłem już tym samym zawodnikiem, co wcześniej. Nie grałem na 100 procent możliwości. Byłem mocniejszy psychicznie, ale fizycznie słabszy.
Pauzowałeś ponad trzy miesiące. Chwile zwątpienia były czymś naturalnym jak rozumiem?
- To oczywiste. Momentami miałem dość. Wielką pracę wykonał jednak trener od przygotowania motorycznego, Dominik Narojczyk, który poświęcił mi wiele, wiele godzin, by doprowadzić mnie do formy. Również pracownicy klubu byli dla mnie oparciem; zachowywali się profesjonalnie i zapewniali mnie, że czekają spokojnie aż będę w stanie wrócić do gry. Ta kontuzja była pierwszą w mojej karierze i dzięki temu, że wróciłem na parkiet, jestem teraz o wiele mocniejszy psychicznie.
Teraz trenujesz normalnie?
- Tak, bez żadnych przeszkód.
I negocjujesz kontrakt z nowym pracodawcą?
- Raczej mój agent negocjuje. I nie z jednym, ale kilkoma. Na razie nie finalizujemy żadnych rozmów (rozmawialiśmy na pod koniec poprzedniego miesiąca - przyp. M.F.).
Sezon w Polsce sprawił, że nie musisz martwić się o przyszłość?
- Nie do końca. Jest tak samo, jak było wcześniej. Cały proces zainteresowania moją osobą już się rozpoczął, nad wszystkim czuwa mój agent i myślę, że niedługo podpiszę kontrakt.
Ponownie w Tauron Basket Lidze?
- Tauron Basket Liga ma dobry poziom. Myślę, że mógłbym tutaj ponownie zagrać.
W Internecie można było znaleźć informację, że zainteresowanie tobą wykazywała Polpharma Starogard Gdański...
- To jakieś plotki. Z tego co mi wiadomo nie było żadnego zainteresowania ze strony Polpharmy, ale fakt, nie jesteś pierwszą osobą, która o to pyta. Ogółem kilka klubów z Polski pytało o mnie, ale nie doszło do żadnych konkretów, więc nie ma teraz sensu o tym wspominać.
A Anwil? Wiem, że na pewnym etapie we Włocławku rozważano możliwość pozostawienia ciebie w zespole...
- Tak, dotarły do mnie takie informacje, coś było na rzeczy, ale też bez większych konkretów. To były raczej luźne rozmowy, które szybko się zakończyły. Zresztą, na razie nie podpisałem w ogóle żadnego kontraktu, ale nie śpieszę się. Rok temu z Anwilem związałem się w październiku i nie było w tym nic złego.