Intermarche Zastal Zielona Góra - MOSiR Krosno 75:77 (12:20, 24:19, 26:14, 13:24)
Drużyna z Krosna już w pierwszej kwarcie dała do zrozumienia zawodnikom Zastalu, że do Zielonej Góry nie przyjechała na wycieczkę. Po pierwszych dziesięciu minutach spotkania krośnianie prowadzili 20:12. Do połowy drugiej odsłony ekipa gości utrzymywała przewagę w granicach 10 punktów. Później do głosu doszli ''Zastalowcy'', którzy w trzeciej ''ćwiartce'' meczu wyraźnie nabrali wiatru w żagle. Zielonogórzanie kilkukrotnie zaskoczyli zespół MOSiR-u celnymi ''trójkami'', dzięki czemu wyszli na prowadzenie 55:45. Jednak tej przewagi nie potrafili utrzymać do końca potyczki. Zwycięzce tej konfrontacji musiały wyłonić ostatnie sekundy. Zastal prowadził 75:73, a piłka była w rękach przyjezdnych. Krośnianie w najważniejszej akcji meczu chybili cztery razy, ale za każdym razem zbierali piłkę, co dawało im możliwość ponownego rozegrania akcji. Udało się za piątym razem - zza linii 6,25 trafił Marcin Salamonik, który tym rzutem dał krośnieńskiej drużynie zwycięstwo.
AZS PWSZ OSRiR Kalisz - Resovia Rzeszów 64:58 (16:12, 21:19, 9:18, 18:9)
Wydawało się, że AZS Kalisz nie będzie miał większych problemów z pokonaniem Resovii. Jednak w rzeczywistości okazało się, że rzeszowianie wcale nie czuli się na straconej pozycji, i podjęli wyrównaną walkę z gospodarzami. Po pierwszej połowie kaliski beniaminek prowadził zaledwie 6 punktami (37:31). Nieznaczna przewaga gospodarzy sprawiła, że goście z Rzeszowa w trzeciej kwarcie dogonili kaliszan. Przed ostanią odsłoną na tablicy świetlnej widniał rezultat 46:49, i o niespodziankę mogło być nietrudno. Ale miejscowi w czwartej części meczu nie pozwolili podopiecznym Bogusława Wołoszyna na rozwinięcie skrzydeł i ostatecznie wygrali 64:58.
Siarka Tarnobrzeg - MKS Dąbrowa Górnicza 67:73 (23:16, 17:18, 13:15, 14:24)
Koszykarze Siarki Tarnobrzeg początku sezonie nie mogą zaliczyć do udanych, a powinni. Tarnobrzeżanie w dwóch pierwszych kolejkach rozgrywek zmierzyli się z beniaminkami - drużynami z Jeleniej Góry i Dąbrowy Górniczej. Ekipa ''Siarkowców'' w przerwie letniej została solidnie wzmocniona, a wspomniane zespoły nie są zaliczane do faworytów rozgrywek. Także wydawało się, że tarnobrzeski team nie będzie mieć problemów z pokonaniem obu ekip. Jednak teoria nie zawsze idzie w parze z praktyką, i o tym boleśnie przekonali się właśnie podopieczni Zbigniewa Pyszniaka, którzy po porażce z Sudetami przegrali z MKS-em Dąbrowa Górnicza. Tarnobrzeżanie mecz przeciwko śląskiemu teamowi rozpoczęli mocnym akcentem, wychodząc na prowadzenie 12:1. Po 30 minutach potyczki trzymali jeszcze korzystny wynik, ale w ostatniej kwarcie bardzo dobrze zagrali rywale, i to oni ostatecznie cieszyli się z triumfu.
PTG Sokół Łańcut - KS Sudety Jelenia Góra 73:62 (16:17, 20:14, 21:15, 16:16)
Beniaminek z Jeleniej Góry na początku drugiej kwarty prowadził nawet 11 ''oczkami'' (29:18). Przy tym stanie stało się jasne, że Sudety mogą sprawić kolejną po triumfie nad Siarką Tarnobrzeg niespodziankę. Jednak łańcucianie zaczęli odrabiać straty, w konsekwencji czego przewaga jeleniogórskiego teamu z każdą minutą topniała. Po pierwszej połowie Sokół miał już 5-punktową zaliczkę (36:31). Tego prowadzenia podopieczni Dariusza Kaszowskiego nie oddali już do końca meczu. W tym spotkaniu na wyróżnienie na pewno zasłużyli dwaj zawodnicy ekipy z Łańcuta - Tomasz Pisarczyk (12 punktów, 12 zbiórek, 4 bloki i 4 asysty) oraz Adrian Mroczek-Truskowski (16 punktów, 8 zbiórek, 4 przechwyty i 3 asysty).
ŁKS Sphinx Petrolinvest Łódź - Polonia 2011 Warszawa 67:98 (16:19, 21:20, 16:31, 14:28)
Drużyna z Warszawy już w drugiej kwarcie meczu dała łodzianom poważne powody do obaw. Koszykarze ze stolicy wyszli na wysokie prowadzenie 38:24. ŁKS jednak szybko zniwelował te straty, i w 3 minuty od tego stanu tracił do warszawian już tylko 2 ''oczka'' (37:39). W drugiej połowie Polonia 2011 znów się rozpędziła i przed ostatnią odsłoną miała przewagę 17 punktów (53:70). Ekipie prowadzonej przez Radosława Czerniaka nie udało już się ponownie nawiązać kontaktu z drużyną przyjezdnych. W czwartej ''ćwiartce'' potyczki ŁKS mógł już tylko czynić starania, aby rozmiary porażki w tej potyczce były jak najmniejsze. Ale nawet to się nie udało gospodarzom, którzy przegrali różnicą aż 31 punktów.
Żubry Białystok - ZKS Stal Stalowa Wola 66:71 (16:21, 20:16, 15:17, 15:17)
Potyczka w Białymstoku miała bardzo wyrównany przebieg. Wynik praktycznie przez całe spotkanie trzymał się na styku, a Żubry ze Stalą ''wymieniały'' się prowadzeniem. W pewnym momencie białostoczanie wygrywali 45:38 i byli na dobrej drodze do powiększenia przewagi. Jednak w podlaskiej ekipie coś pękło, ''Stalówka'' zdobyła aż 14 punktów z rzędu i wyszła na 7-punktowe prowadzenie. Później Żubry jeszcze się odbudowały i na trzy minuty przed końcem spotkania znów mieli przewagę (64:63). Ale to stalowowolanie w ostatnich najważniejszych fragmentach meczu trafiali, i gospodarze musieli pogodzić się z porażką po nie najgorszej potyczce.
Znicz Basket Pruszków - Asseco Prokom II Sopot 92:63 (27:19, 27:18, 16:10, 22:16)
Młoda ekipa z Sopotu rozpoczęła bardzo obiecująco i po kilku składnych akcjach prowadziła 9:2. Koszykarze rezerw Asseco Prokomu jednak dalej nie poszli za ciosem, a Znicz Basket błyskawicznie odrobił te straty i już po pierwszej kwarcie miał przewagę 8 punktów (27:19). W kolejnych odsłonach pruszkowianie wykorzystywali swoje doświadczenie, a sopocianie nie mieli nic do powiedzenia. Duża przewaga zespołu z Mazowsza sprawiła, że trener miejscowych, Bartłomiej Przelazły w ostatniej kwarcie desygnował do boju graczy z głębszych rezerw. Debiut na parkietach pierwszej ligi zaliczył nawet 17-letni Kacper Krajewski.
BIG STAR Tychy - KS AZS AWF Katowice 85:69 (20:13, 23:18, 25:16, 17:22)
Derby to z reguły pojedynki, które dostarczają kibicom wiele emocji. Jednak ta opinia nie potwierdziła się w meczu w Tychach, gdzie zmierzyły się dwie ekipy ze Śląska - miejscowy Big Star i AZS AWF Katowice. Tyszanie przeważali praktycznie od początku do końca spotkania. Po pierwszej połowie prowadzili 43:31. Ale to nie mogła być dla nich żadna chluba, gdyż katowicki beniaminek w obecnym sezonie uchodzi za jedną z najsłabszych drużyn pierwszej ligi. Ostatecznie podopieczni Tomasza Służałka wygrali 16 punktami. Mimo tego w całym meczu niczym nie zachwycili, a zespołem o wiele bardziej walecznym wydawał się AZS AWF, który w porównaniu z Big Starem (20 strat), bardziej ''szanował'' piłkę (10 strat).