Jak roślinki w szklarni - I część wywiadu z Piotrem Pamułą, rzucającym Anwilu Włocławek

- Jesteśmy jak roślinki w szklarni, ale mam wrażenie, że od tego, iż zawodnicy mogą skupić się tylko na treningach, tworzy się coś fajnego mówi - Piotr Pamuła, nowy gracz Anwilu w I części wywiadu.

Michał Fałkowski: Czujesz presję związaną z faktem, że nadchodzący sezon określi cię w pewien sposób: albo powrócisz do ścisłego grona najlepszych polskich koszykarzy albo wypadniesz nieco na margines?

Piotr Pamuła: Myślę, że jak się zacznie sezon to presja na pewno się pojawi. Będzie ona się pojawiać pewnie wtedy, gdy drużyna przegra jeden czy drugi mecz, ale na razie o tym nie myślę. Obecnie aklimatyzuję się w nowym otoczeniu, które wydaje się być naprawdę przyjemne i przyjazne oraz liczę na to, że ten sezon będzie dla mnie pozytywny. Na razie wszystko zapowiada się optymistycznie.

Co przemawia za faktem, że ten sezon może być dla ciebie tym, nazwijmy to umownie, odbudowującym twoją karierę?

- Był taki okres w Gdyni, gdy dostałem minuty i potrafiłem to wykorzystać. Było pół sezonu w Koszalinie u Andreja Urlepa, gdzie byłem zawodnikiem pierwszego planu, to zresztą najlepszy moment w mojej karierze. Było wreszcie kilka bardzo udanych lat w Warszawie, gdzie może nie towarzyszyła nam wielka presja, ale potrafiłem grać skutecznie, zdobywać punkty, walczyć w obronie. To wszystko pokazuje, że umiem grać w koszykówkę. I przede wszystkim, nie chcę zadawać sobie pytań: "czy dam radę, kiedy dam radę". Wolę nastawić się pozytywnie.

Ale chyba nie jest tak łatwo nastawić się pozytywnie po tym jak przez pół roku albo siedziało się na ławce rezerwowych albo leczyło kontuzję?

- Miałem momenty zwątpienia, choć agent mówił mi, żebym był spokojny i jakiś klub na pewno znajdziemy. Ok, jakiś tak, ale przecież chodziło o klub, w którym mógłbym się rozwijać, a nie znowu siedzieć na ławce...

...chodziło o to, by nie powielić błędu, tak jak to wyszło z Asseco Prokomem Gdynia...

- (chwila zastanowienia) Dzisiaj, z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że to był błąd, ale gdy podpisywałem kontrakt w Gdyni, to wszystko malowało się ładnie. Ale fakt, tego lata chodziło o to by jednak znaleźć klub, który zagwarantuje mi spokojny rozwój. Miałem tak naprawdę dwie propozycje: ze Słupska i z Włocławka, przy czym oferta z Włocławka pojawiła się nieco później. Wszystko się przeciągnęło troszeczkę, ale ostatecznie cieszę się z tego, jaki obrót sprawy przybrały. Podpisałem dwuletnie kontrakt i naprawdę nie mam powodu do narzekania.

Jakie składowe wpłynęły na to, że podjąłeś decyzję o podpisaniu umowy z Anwilem?

- Kilka przyczyń. Przede wszystkim postać trenera, z którym mam kontakt od dłuższego czasu. Gdy kilka lat temu przechodziłem z Warszawy do Koszalina, miałem również możliwość przejść do PBG Basketu Poznań, gdzie trenerem był właśnie Milija Bogicević. Ostatecznie poszedłem do AZS, ale z trenerem miałem kontakt i zawsze jak się spotykaliśmy, odnosił się do mnie pozytywnie. Dodatkowo, szkoleniowca gorące rekomendowali mi Michał Sokołowski i Mateusz Bartosz, którzy mówili, że na treningach jest ciężko, ale ćwiczenia są urozmaicone z indywidualnym podejściem do każdego.

Oczywiście, wiele słyszałem również na temat organizacji klubu i przyznam szczerze, że jestem bardzo zbudowany tym, co zastałem. Jak przyjechałem do Włocławka, to mieszkanie załatwiłem w ciągu 45 minut, a np. o Internet w ogóle nie musiałem się martwić. Nad wszystkim czuwa kierownik drużyny Hubert Śledziński i chyba nie ma godziny w ciągu dnia czy nocy, by nie odebrał telefonu. Zresztą, zawsze się śmieję, że on jest w ciągłej gotowości, bo gdy dzwonię, to słyszę tylko jeden sygnał, a potem "Tak, słucham?" (śmiech). Kolejna postać, która buduje pozytywny wizerunek klubu to Dominik Narojczyk, trener przygotowania motorycznego. To świetny fachowiec, który wie jak opiekować się koszykarzami. No i oczywiście nie mogę nie wspomnieć o czterech trenerach...

Piotr Pamuła jeszcze w trykocie Asseco Prokom Gdynia
Piotr Pamuła jeszcze w trykocie Asseco Prokom Gdynia

Dla ciebie, jako rzucającego, istotny będzie pewnie kontakt z Andrzejem Plutą?

- Właśnie to chciałem powiedzieć. Andrzej Pluta to człowiek, od którego mam nadzieję się bardzo dużo nauczyć i ten fakt jego obecności w sztabie trenera Bogicevicia będę chciał wykorzystać w stu procentach. Zresztą, dyspozycyjność trenerów, możliwość wcześniejszego przyjścia na halę, porzucania na kosz po treningu czy możliwość swobodnego korzystania z siłowni, to też były czynniki, które przemawiały za Anwilem.

[b]

Stanąłbyś w szranki np. w konkursie trójek z trenerem Plutą?[/b]

- Czy bym stanął? Na pewno! Ale czy bym wygrał, to już inna kwestia (śmiech). Nie ukrywam jednak, że jestem tu również po to, by szlifować mój rzut i kto może mi w tym pomóc, jak nie Andrzej Pluta? Już teraz treningi momentami wyglądają tak, że główny szkoleniowiec oddaje kilku zawodników w ręce właśnie trenera Andrzeja, co bardzo mi się podoba.

Trochę jesteście jak roślinki w jakiejś cieplarni, na które każdy dmucha i chucha, by grzały się w słońcu i dobrze rosły...

- Może trochę tak to wygląda, że jesteśmy jak roślinki w szklarni, ale mam wrażenie, że od tego, iż zawodnicy mogą skupić się tylko na treningach i meczach, tworzy się coś fajnego. Klub Anwilu funkcjonuje naprawdę bardzo skutecznie, a ja twierdzę, że o ostatecznym sukcesie decyduje każdy detal. Nawet taki jak odnowa biologiczna, pomoc kierownika zespołu, dyspozycyjność trenerów wobec graczy. Może to jest ze trzy procent całego sukcesu, może pięć, ale jednak jest.

Wkrótce druga część wywiadu.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.|

Źródło artykułu: