Larry Bird - z piekła do raju cz. V

Larry Bird na parkietach NBA spędził trzynaście sezonów. Notował średnio 24,3 punktu, 10 zbiórek oraz 6,3 asysty . Przez całą karierę występował w jednym klubie - Boston Celtics.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Przed pozyskaniem chłopaka z West Baden Celtowie ostatni tytuł mistrzowski wywalczyli w roku 1976. Po udanej kampanii 1979/80, w przerwie poprzedzającej kolejne rozgrywki pozyskali m. in. Roberta Parisha i Kevina McHale’a, stając się tym samym poważnymi pretendentami do tytułu. Niesamowity bilans uzyskany w poprzednich zmaganiach udało im się jeszcze poprawić na 62-20, co dawało pierwsze miejsce zarówno w Konferencji Wschodniej, jak i całej NBA. Larry po raz drugi z rzędu liderował drużynie w punktach oraz zbiórkach. Pod wielkim wrażeniem jego umiejętności był Red Auerbach - prezydent Celtics, a wcześniej ich coach, który latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych poprowadził team ze stanu Massachusetts do dziewięciu tytułów mistrzowskich. - Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak szybki to zawodnik - mówił zmarły w 2006 roku Auerbach. - Nie miałem również pojęcia, że tak dobrze potrafi walczyć na tablicach. Słyszałem, że jest niezły w ataku, ale nie sądziłem, że jest równie dobry w obronie. Nie wiedziałem także o jego zdolnościach przywódczych i umiejętności motywowania kolegów z drużyny. Nie posiadałem informacji o jego charakterze, czy odporności na ból. W ciągu trzydziestu dziewięciu lat pracy nigdy nie miałem do czynienia z zawodnikiem, który kochał grać bardziej niż Larry. Nazywałem go najbardziej profesjonalnym profesjonalistą. Można było go znokautować, a on wstawał i dalej walczył. W kampanii 1980/81 lider Boston Celtics swoją klasę potwierdził nie tylko w sezonie zasadniczym. Play-off's również należały do niego, a finał Konferencji Wschodniej przeciwko Philadelphii 76ers przeszedł do historii ze względu na niesamowitą pogoń podopiecznych Billa Fitcha, którzy od stanu 1-3 potrafili doprowadzić do wyrównania. Pod koniec starcia numer siedem, decydującego o awansie do wielkiego finału ligi, wydawało się, że wysiłki Celtów pójdą jednak na marne, gdyż team z Juliusem "Dr. J" Ervingiem na czele prowadził w końcówce już 89:82. Przechwyt Birda zaliczony na liderze gości sprawił tymczasem, że ekipa ze stanu Massachusetts wróciła do gry, kończąc ją ostatecznie wynikiem 91:90 na swoją korzyść.
W serii decydującej o mistrzostwie Celtowie spotkali się z czempionami Konferencji Zachodniej - Houston Rockets. Po sześciu potyczkach mogli otworzyć szampany. Larry już w drugim sezonie pobytu w lidze zawodowej sięgnął po to co najcenniejsze. Choć nagrodę MVP finałów zgarnął jego klubowy kolega Cedric Maxwell, w pamięci kibiców na zawsze pozostanie zagranie Birda z meczu numer jeden. Larry po chybionym rzucie z prawego skrzydła zdołał zebrać piłkę, przełożyć ją w powietrzu z prawej do lewej ręki i wykończyć akcję zgrabnym floaterem. Obrońca Rakiet, Robert Reid, mógł tylko podziwiać kunszt absolwenta Indiana State University. Tamta noc definitywnie należała do niego - rzucił 18 "oczek", dokładając do tego 21 zbiórek. Red Auerbach nazwał go mierzącą 6 stóp i 9 cali wersją Boba Cousy'ego. Sam zainteresowany był natomiast świadom swoich nieprzeciętnych umiejętności chyba aż za bardzo. - Czasami myślę, że jestem najlepszym graczem w tej lidze – mówił nieskromnie w pomeczowej rozmowie. Kolejny przebłysk geniuszu chłopaka z West Baden miał miejsce w starciu kończącym finałową serię przeciwko Rockets. Celtowie prowadzili w Teksasie różnicą już siedemnastu "oczek", kiedy to gospodarze ruszyli do odrabiania strat i zniwelowali je do zaledwie trzech punktów. Wtedy jednak celnym rzutem zza linii 7,24 metra Larry odciął Rakietom dopływ paliwa, co ostatecznie przesądziło o tytule dla zawodników Billa Fitcha. - Wszystko było w moich rękach - wspomina tę akcję Bird. - Kiedy piłka trafiła do kosza, moje serce zaczęło walić. Lata osiemdziesiąte to czas wielkiej rywalizacji pomiędzy Larrym Birdem a Magikiem Johnsonem oraz Boston Celtics a Los Angeles Lakers, których gwiazdami byli ci dwaj legendarni gracze. Obaj mieli świat u stóp, łącząc popisy na parkietach z występami w reklamach. Ekipa ze stanu Massachusetts sięgnęła w tym czasie po trzy ligowe tytuły, team z Kalifornii wygrywał natomiast pięć razy. Oba kluby w finałach spotykały się trzykrotnie - raz zwyciężyli Celtowie Birda (1983/84), a dwukrotnie lepsi okazywali się Jeziorowcy Johnsona (1984/85, 1986/87). Choć Larry i Magic konkurowali niemal na każdym polu, bo ich ekipy walczyły o najwyższe cele, a oni sami o statuetki MVP, to mimo wszystko potrafili się zaprzyjaźnić. W 1985 roku sponsorująca ich firma Converse zaproponowała nakręcenie reklamówki w rodzinnych stronach Birda. Magic zaakceptował pomysł, ale w głębi duszy strasznie się denerwował, ponieważ nigdy wcześniej nie rozmawiał prywatnie ze swoim rywalem. Lody przełamał jednak obiad w domu mamy asa Celtów. - Wyściskała mnie w progu i chyba tym mnie kupiła - wspomina Johnson. - Potem zasiedliśmy z Larrym do stołu i szybko zorientowaliśmy się, że jesteśmy do siebie bardzo podobni. Obaj pochodzimy ze Środkowego Zachodu i obaj dorastaliśmy w biedzie. Rodzina i koszykówka są dla nas najważniejsze. Wtedy całkowicie zmieniłem swoje zdanie na temat Larry'ego Birda. To był dopiero wstęp do przyjaźni. Po występie w reklamie trzeba było wrócić do codzienności na parkietach NBA, a tam nie było miejsca na sentymenty. - Obaj pragnęliśmy wygrywać mistrzostwa - mówi ówczesny lider Boston Celtics. - Kiedy wróciliśmy w szeregi swoich drużyn, wszystko co zdarzyło się u mnie w domu poszło w zapomnienie aż do czasu jak przeszliśmy na sportową emeryturę. Nie bez powodu to jednak Larry Bird był jedną z pierwszych osób, które Magic Johnson w listopadzie 1991 roku poinformował o tym, że wykryto u niego wirusa HIV. - Los nas ze sobą połączył już w czasach uczelnianych - mówi Johnson. - Ciągle myśleliśmy o sobie, o tym co robimy i jak robimy. Wiedziałem, że Larry chciałby się o tym dowiedzieć ode mnie. Cieszę się, że udało mi się z nim wtedy porozmawiać. Chciałem być OK i wiedziałem, że on będzie mnie wspierał. Tamta telefoniczna rozmowa z Magikiem była jedną z najbardziej emocjonalnych chwil w życiu Birda. Choć Johnson żyje do dziś i ma się dobrze, to na początku lat dziewięćdziesiątych wiadomość o zakażeniu wirusem HIV brzmiała niemal jak wyrok śmierci. - Sprawiałem wrażenie niezwykle odpornego, lecz i tak potrzebowałem przyjaciela, który by mi po prostu powiedział: "hej, stary, jestem tutaj, masz moje wsparcie i zrób co masz zrobić, żeby być tu z nami jak najdłużej - opowiada Magic.
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
Bird w ciągu trzynastu sezonów spędzonych w NBA wywalczył nie tylko trzy mistrzostwa ligi, a sięgnął również po multum wyróżnień indywidualnych. W rozgrywkach 1983/84 otrzymał dwa najważniejsze - MVP sezonu zasadniczego oraz MVP finałów, prowadząc Celtics do bilansu 62-20 i triumfu 4-3 nad Los Angeles Lakers w jednej z najbardziej niezapomnianych serii finałowych w dziejach. Rok później ekipa ze stanu Massachusetts wygrała w regular season o jeden mecz więcej. Larry'ego znowu uznano najlepszym zawodnikiem tej fazy rozgrywek, lecz porażka z Jeziorowcami w wielkim finale 2-4 sprawiła, że statuetka w ogóle go nie cieszyła. - Jeśli twoim celem jest wygranie mistrzostwa i nie udaje ci się tego celu osiągnąć, to jesteś przegranym - mówił.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×