Larry Bird - z piekła do raju cz. V
W sezonie 1986/87 Larry Bird w dalszym ciągu zachwycał, notując jeszcze lepsze statystyki niż rok wcześniej, ale tym razem statuetki MVP przypadły Magikowi Johnsonowi, który poprowadził Lakers do najlepszego bilansu w lidze oraz finałowego triumfu nad Celtami 4-2. To był początek zmierzchu wielkiej ekipy z Bostonu oraz absolwenta Indiana State University. W kolejnych zmaganiach on sam potrafił wprawdzie wznieść się na szczyt swoich umiejętności, wypracowując najwyższą średnią oczek w karierze (29,9), lecz zdało się to na nic, gdyż Celtics ulegli w finale Konferencji Wschodniej nowej potędze NBA - Detroit Pistons. W kampanii 1988/89 było jeszcze gorzej - Celtowie pod wodzą nowego szkoleniowca, Jimmy'ego Rodgersa, z ledwością zakończyli zmagania na plusie, a Bird stracił niemal całe rozgrywki ze względu na kontuzje stóp. Przygoda z play-off's zakończyła się dla ekipy z Boston Garden już w pierwszej rundzie, a katem ponownie okazał się team Tłoków pod wodzą Chucka Daly'ego.
Po straconym sezonie Larry zdołał powrócić na parkiet i prezentować poziom all-star, choć blask jego gwiazdy nie był już tak intensywny jak w latach, w których zdobywał mistrzowskie tytuły oraz statuetki MVP. Wszystko przez bóle pleców, które w kampaniach 1990/91 i 1991/92 zmusiły go do opuszczenia łącznie 59 gier fazy zasadniczej. Po Celtach na Wschodzie najpierw dominowali "Bad Boys" z Detroit, a potem Chicago Bulls z Michaelem Jordanem. Ekipę ze stanu Massachusetts stać było co najwyżej na półfinał konferencji, a gdy w rozgrywkach 1991/92 Larry musiał opuścić cztery z siedmiu spotkań tej fazy przeciwko Cleveland Cavaliers, dotarło do niego, że dalsze eksploatowanie wycieńczonego organizmu nie ma już sensu. Przyjął jeszcze powołanie do reprezentacji USA na igrzyska w Barcelonie, gdzie jako członek legendarnego Dream Teamu swoją wspaniałą karierę ukoronował złotym medalem olimpijskim. - Ciężko mi podejmować ten krok, ponieważ zostawiam coś, co kocham - mówił na specjalnie zwołanej konferencji prasowej. - Muszę jednak to zrobić. Nie chcę kończyć w ten sposób, ale nie mam wyjścia.
Trzykrotny mistrz NBA na turnieju olimpijskim zagrał we wszystkich ośmiu meczach swojej drużyny, notując średnio 8,4 punktu, 3,8 zbiórki 1,8 asysty. Atmosfera w reprezentacji Stanów Zjednoczonych podczas igrzysk w Barcelonie była fantastyczna. Brian McIntyre, wiceprezydent NBA ds. public relations, trzymał w swoim pokoju hotelowym około osiemdziesiąt piłek do koszykówki i chciał, żeby cały "Dream Team" podpisał każdą z nich. Jako ostatni swoje autografy miał złożyć Larry Bird. - Jaki jest najlepszy czas? - zapytał zawodnik Boston Celtics. - To zajmuje od ośmiu do dwudziestu minut - odpowiedział McIntyre. - Mam zamiar być najszybszy - rzucił Larry, po czym zaczął podpisywać piłki. Skończył po czterech minutach i trzydziestu sekundach z triumfalnym uśmiechem na ustach.
Wielkość Larry'ego Birda dobitnie obrazuje to, że podczas swojej kariery aż dwunastokrotnie nominowano do udziału w tradycyjnym Meczu Gwiazd. Z powodu ciężkiej kontuzji powołanie do zespołu Wschodu ominęło go tylko w sezonie 1988/89, a w kampaniach 1990/91 i 1991/92 urazy nie pozwoliły mu na wzięcie udziału w imprezach w Charlotte oraz Orlando. Pochodzący z West Baden koszykarz najcieplej wspomina All-Star Game 1982 w East Rutherford, kiedy to z dorobkiem 19 "oczek", 12 zbiórek i 5 asyst został ogłoszony MVP spotkania.Koniec części piątej. Kolejna (ostatnia) już w najbliższy piątek.
Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.
Bibliografia: Sports Illustrated, Mark Shaw - Larry Legend, Larry Bird - Drive: The story of my life, npr.org, basketball-reference.com.
Poprzednie części:
Larry Bird - z piekła do raju cz. I
Larry Bird - z piekła do raju cz. II
Larry Bird - z piekła do raju cz. III
Larry Bird - z piekła do raju cz. IV