Trefl przyjechał do Radomia po niespodziewanej porażce we Wrocławiu. W stolicy Dolnego Śląska przegrał 73:86, więc z dużą chęcią rehabilitacji przystąpił do pojedynku na Mazowszu. Widać to było od początku spotkania, gdyż narzucił rywalom swój rytm gry i objął prowadzenie.
- Po pierwsze chcę pogratulować chłopakom, bo po wyraźnie słabym meczu we Wrocławiu tym razem pokazali, że mają chęć, energię i charakter. Wiedzieli, że grają na bardzo trudnym terenie przeciwko dobremu przeciwnikowi, jakim jest Rosa Radom. Wszyscy się starali, zostawili serce na boisku - podkreślił po zakończeniu sobotniej konfrontacji Darius Maskoliunas.
Losy wygranej ważyły się jednak do ostatnich sekund, a mało brakowało, aby gospodarze doprowadzili co najmniej do dogrywki, a może i zwycięstwa. Pomimo triumfu, litewski szkoleniowiec zauważył kilka mankamentów w postawie swojej drużyny. - Mogę powiedzieć, że u nas bardzo źle pracowała obrona jeden na jeden. Nie wykonywaliśmy jej tak, jak postanowiliśmy przed meczem. Nie wszystko wychodziło, ale walką, chęcią chłopaki wygrali to spotkanie - zwrócił uwagę.
Zdaniem opiekuna, jego podpieczni niejako sami pozwolili doprowadzić do emocji w decydujących fragmentach spotkania. - Fakt, że końcówka mogła być dużo łatwiejsza dla nas, bo rozegraliśmy kilka akcji jak juniorzy, nie trafialiśmy spod kosza, daliśmy rzucać lepszym strzelcom z obwodu, kiedy mogliśmy użyć zwykłego faulu i wtedy by nie było tak łatwych punktów Rosy - zaznaczył.
Trener ekipy z Trójmiasta jest pod wrażeniem tego, jak rozwija się klub z Radomia. - Chcę pogratulować zespołowi Rosy i całej organizacji, bo ta drużyna jest już w "szóstce", a dla tego młodego klubu to jest duże osiągnięcie. Brawo, tak trzymać - komplementował.
Zapytany na konferencji prasowej przez jednego z dziennikarzy o to, czy Rosa będzie w stanie pokrzyżować szyki czołowym drużynom Tauron Basket Ligi w drugim etapie rozgrywek, odpowiedział bez wahania: - Nie wątpię w to i jestem pewny, że nikomu nie będzie łatwo grać w radomskiej hali.