Gdynianie dobrze rozpoczęli środowe spotkanie, bo po trzech minutach po punktach Romana Szymańskiego prowadzili 10:3. Z biegiem czasu to jednak gospodarze zaczęli dyktować warunki. Pod koniec drugiej kwarty przewaga wrocławian urosła nawet do dziesięciu oczek. Po spotkaniu trener David Dedek narzekał na postawę swoich podopiecznych w pierwszej odsłonie.
- Znów weszliśmy w mecz za miękko. Szczególnie w drugiej kwarcie było to widoczne - podkreślał opiekun Asseco. Po przerwie gdynianie wzięli się do pracy i po dwóch minutach zredukowali straty do pięciu oczek - 40:45. Wówczas jednak przez blisko trzy minuty żadnej ze stron nie udało się zdobyć punktów. Impas przełamali gospodarze, którzy znów odjechali gościom z Trójmiasta.
- W drugiej połowie zagraliśmy tak, jakbyśmy chcieli grać. Wygraliśmy zbiórkę i walczyliśmy do samego końca. Zatrzymaliśmy Śląsk na sześciu zbiórkach w ataku, co jest dla nas świetnym wynikiem. W dodatku straciliśmy tylko 15 punktów z szybkiego ataku, co jest dużym krokiem do przodu w naszej grze, w porównaniu do poprzednich meczów - dodawał trener Asseco.
W końcówce gdynianie mieli swoje okazje, ale próby Łukasza Seweryna, jak i A.J. Waltona okazały się niecelne. Ta porażka nieco komplikuje sytuację Asseco, ale nadal wszystko jest w rękach graczy Davida Dedka. - Nasze wejście do play-offów jest uzależnione od wyniku w Tarnobrzegu - zaznacza opiekun Asseco. Gdyby gdynianom powinęła się noga w spotkaniu z Jeziorem, to wówczas muszą liczyć na zwycięstwo Śląska w starciu z AZS Koszalin.