Michał Fałkowski: Chyba nie oczekiwaliście aż tak łatwego zwycięstwa?
J.P. Prince: Przede wszystkim to był dobry mecz z naszej strony. Zagraliśmy bardzo skutecznie i bardzo odpowiedzialnie. Nie chcę powiedzieć, że to był mecz jak sparing, ale na pewno Anwil ma obecnie zupełnie inną sytuację, niż my.
Różnica klas była aż nadto widoczna...
- Tak, była. Wystarczy spojrzeć w statystyki. 94 punkty rzucone, aż 31 asyst zanotowanych. To zwycięstwo to wysiłek całego zespołu.
[b]
To Anwil pozwolił wam zagrać aż tak skutecznie?[/b]
- Szczerze mówiąc: Anwil mnie nie interesuje. Koncentruję się na własnej drużynie i na naszych problemach. Czyjeś problemy mnie w ogóle nie interesują, dlatego powiem: to my zagraliśmy tak, że Anwil nie miał nic do powiedzenia.
Pamiętasz poprzednie starcie z tą drużyną?
- Oczywiście, że pamiętam. To było dobre spotkanie, oczywiście lepsze i bardziej wyrównane, niż to, które zagraliśmy dzisiaj. Przede wszystkim, Anwil miał wówczas w składzie Deividasa Dulkysa, który robił przewagę.
Myślisz, że z nim w składzie Anwil walczyłby o coś więcej, niż tylko o czwarte miejsce przed play-off?
- Zdecydowanie. Ale to przecież była decyzja klubu, żeby sprzedać Dulkysa. Owszem, słyszałem, że on również nie robił problemów z odejściem, też chciał wykorzystać szansę, ale jednak przede wszystkim to klub podjął decyzję o sprzedaży. I choć finansowo pewnie zyskał, to jednak sportowo stracił.
Wróćmy do meczu - obserwowałem twoją grę. Wyglądało jakbyś był myślami gdzieś z boku, a mimo to grałeś bardzo skutecznie.
- Byłem skoncentrowany na meczu. I robiłem to, co do mnie należało.
Nie mówię, że nie, ale jednocześnie grałeś na dużym luzie...
- Jedno drugiego nie wyklucza.
Jesteś bardzo dyplomatyczny w swoich wypowiedziach. Co studiowałeś podczas nauki w college'u?
- Nauki polityczne (śmiech).
I wszystko jasne. Czy PGE Turów przystąpi do fazy play-off z pierwszego miejsca?
- Jestem tego pewien. To był nasz cel od początku sezonu i teraz jesteśmy od niego tylko o krok. Chcemy być pierwsi przed play-off, bo to zawsze pomaga. Masz tę świadomość, że w razie jakiegoś problemu ostatni mecz grasz u siebie.
W poprzednim sezonie PGE Turów również był pierwszy, miał przewagę parkietu do samego finału, a jednak przegrał...
- Bo mnie tutaj nie było (śmiech)! A poważnie mówiąc - przeszłość nie ma żadnego znaczenia w kontekście obecnego sezonu.
Czekając na ciebie, prawie ogłuchłem od muzyki, którą puszczaliście w szatni. Nie za szybko świętujecie?
- Muzykę gramy zawsze i wszędzie, przed każdym meczem i po każdym zakończeniu. To dobrze na nas wpływa. Wtedy na parkiecie umiemy połączyć motywację z luzem. Jesteśmy zdeterminowanym, ale i wyluzowanym zespołem.
[b][url=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
[/url][/b]