Tak naprawdę zielonogórzanie sami "wpędzili" się w te kłopoty. Mogli już w czwartym spotkaniu zapewnić sobie przepustkę do wielkiego finału. Prowadzili nawet do przerwy 35:30, ale później kompletnie wypadli z obiegu i dali się rozpędzić Treflowi Sopot, który skrzętnie to wykorzystał. Wygrał ostatnią kwartę 24:8 i doprowadził do wyrównania w tej serii.
[ad=rectangle]
Czy zielonogórzanie obudzą się na piąte, najważniejsze spotkanie? - Nie ma co ukrywać, że końcówkę spotkania numer cztery zagraliśmy fatalnie. Teraz czas się obudzić, zagrać równo przez całe 40 minut i wówczas będę spokojny o końcowy wynik - zaznacza Przemysław Zamojski, gracz Stelmetu Zielona Góra, który zauważa, że drużyna wykonała plan na te dwa spotkania w Sopocie.
- Wiedzieliśmy, że w Ergo Arenie nie będzie łatwo. Spodziewaliśmy się trudnych pojedynków. Tego nie ukrywać. Mieliśmy w Sopocie wygrać co najmniej jeden mecz i to nam się udało zrobić - podkreśla gracz Stelmetu, który apeluje jednak o zachowanie spokoju przed tym najważniejszym spotkaniem.
- Mielibyśmy problem, jakbyśmy byli już poza sezonem, bo takie już głosy słyszeliśmy. Nie przejmujemy się jednak tym. Jedziemy do siebie. Jesteśmy dalej w grze. Będziemy na pewno walczyć, żeby udowodnić, iż jesteśmy lepszym zespołem - ocenia Zamojski.