Magic Johnson - po prostu showtime cz. V
Gdy Magic Johnson po raz pierwszy pojawił się w szatni Los Angeles Lakers w hali Great Western Forum i spojrzał w lustro, miał w oczach łzy. - Wtedy uświadomiłem sobie jak daleko zaszedłem - wspomina.
Magic zamieszkał w Culver City w mieszkaniu, które wyszukał dla niego Jerry Buss. Nie było to nic specjalnego, ale odpowiadało potrzebom koszykarza przerażonego wysokością cen w Kalifornii. Cieszył się, że z jego lokum łatwo było dojechać w trzy kluczowe miejsca: do hali Great Western Forum, na lotnisko oraz na Loyola Marymount University, gdzie Jeziorowcy odbywali treningi. W ciągu pierwszego roku spędzonego w LA młody zawodnik nie wypuszczał się samochodem nigdzie indziej. - W Lansing mieliśmy jedną autostradę i trzy główne ulice - mówi. - Tutaj autostrad było więcej niż mogłem sobie wyobrazić i wszystko oddalone od siebie o mile.
Jerry Buss, doktor chemii, w 1979 roku kupił w pakiecie zespoły Los Angeles Lakers, Los Angeles Kings (hokej) oraz halę Great Western Forum za sześćdziesiąt siedem i pół miliona dolarów. Co ciekawe, białoskóry naukowiec, starszy od Magika o ponad dwadzieścia pięć lat, stał się jego najlepszym przyjacielem na początku przygody z Jeziorowcami. Panowie chodzili do restauracji, na podwójne randki czy do kasyna. - Niektórzy koledzy z drużyny byli zazdrośni o to, że kumpluję się z właścicielem, ale Jerry zapraszał zawsze całą drużynę - tłumaczy Johnson. - Ja byłem po prostu jedynym, który te zaproszenia przyjmował. Niemniej jednak Jerry traktował mnie szczególnie dobrze. Ponadto uczynił z meczów Lakersów prawdziwe show, co miało ogromny wpływ na całą ligę.Earvin jako niezwykle ambitny chłopak chciał się pokazać z jak najlepszej strony już podczas obozu przygotowawczego Jeziorowców do sezonu 1979/80 w Palm Springs. Podczas gdy doświadczeni zawodnicy nie wysilali się w treningowych gierkach, on biegał, skakał, rzucał i podawał za dwóch. - Johnson zapieprza jak młody jeleń - śmiał się Norm Nixon.
-
sir Zgłoś komentarz
i redagować np: www.poland.nba.com? MG zgodzi się zostać honorowym ambasadorem Strony? -
Bubas Zgłoś komentarz
wolę walki i kochali sport, do którego byli stworzeni. Każdy z nich był wyjątkowy i każdy wyprzedzał swoją epokę. Prowadzili grę w sposób w jaki nikt przed nimi nie grał. Tym samym wytyczyli szlaki dla współczesnej koszykówki. Wiele z tego co wnieśli do basketu dzisiaj jest w repertuarze najlepszych playerów. Ciężko wskazać, który odcisnął największe piętno. Najczęściej kopiowany jest Jordan (we fragmentach, bo w całości się nie da), zdarza się raz na jakiś czas charyzmatyczny wojownik w stylu Birda. Najbardziej unikalny był chyba jednak Magic, miał swój styl (wynikający również z fizyczności) i tak jak on do dzisiaj nikt nie gra. A jednocześnie był gościem, który przełamał stereotyp niskiego rozgrywającego, wprowadził wymienność pozycji, czyli udowodnił, że możliwe są rzeczy, które obecnie traktujemy jako naturalne w baskecie. Lubię oglądać te stare mecze z ich udziałem. Każdy z tych graczy od razu przykuwa uwagę. Wiadomo było, że zaraz po tym jak przejmą piłkę wydarzy się coś niezwykłego. Podania bez patrzenia Magica, wiszący w powietrzu Jordan (obrońcy już opadli), czy Larry rzucający w końcówce trójki patrzący nie na kosz, tylko pod nogi na linię, żeby jej nie przekroczyć. Pisz Pan dalej. -
sir Zgłoś komentarz
Abdul-Jabbar, SF = A.C. Green, SG = Kobe Bryant, PG = "Magic"... który skład dowolnego teamu wszechczasów pokonałby ww. "gwiazdozbiór"? To właściwie Pat Riley stworzył jako pierwszy schematy gry inside-outside oraz run&go w ekipie Jabbara-Magica-Coopera-Worhy'ego, AC Greena, mając w składzie atletycznych i umiejących grać na 2-3 różnych pozycjach graczy. Dekadę później jak wszyscy pamiętamy, gra "trójkątami" doskonale wpasowała się w ekipie Jordana-Pippena-Granta pod kier. kolejnego wielkiego coacha - Phil Jacksona. LAL i Riley byli tu prekursorami. To była naprawdę nowa jakość gry i przez dekadę nikt poza Celtics Birda nie był w stanie im dorównać. Szkoda, że NBA nie zawitała do TVP2 10 lat wcześniej... inaczej się ogląda mecze na żywo a inaczej po latach... a mimo to oraz upływu ponad 30 lat, pamiętam co prawda jak przez mgłę, jak w części sportowej wieczornego dziennika telewizyjnego redaktor podawał nazwy zespołów wygrywających finał koszykówki amerykańskiej: Lakers i Celtics i pokazywali po jednej akcji ich najlepszych zawodników też wymienianych z nazwiska: Johnson i Bird... 30 lat minęło a łza w oku wciąż się kręci... ale ani słowa o zawodnikach o polsko brzmiących nazwiskach np. Mike Gminski. Praktycznie w każdym zespole NBA jest ślad naszych rodaków, czy to zawodnik, trener (Mike Krzyzewski) czy działaczy/współwłaścicieli i to jest miłe i pocieszające Nasza obecność w NBA od dawien dawna. Czyż nie byłoby satysfakcjonujące dla tych pionierów z Polski uwieńczenie ich sukcesu zdobyciem tytułu mistrza NBA przez MG w obecnym składzie poza jedną wymianą: w miejsce Nene Kev Durant? :) -
___15___ Zgłoś komentarz
nie ma nawet kolegi co przyjarał partię pieczywa..?? e no lipa... -
___15___ Zgłoś komentarz
nikt?? nic?? co to ma być, oblewanie ukończenia podstawówki czy co..? dobranoc w morde jeża -
___15___ Zgłoś komentarz
dłuuuugi wpis miało być -
___15___ Zgłoś komentarz
dżizas kur... ja pier... znów coś wcisnąłem i zmazało mi cały dłuuuugo wpis... fak !!! pijany już jestem,ale żyję ziemo !! pozdrowiska