David Robinson - Admirał pełną gębą - cz. IV

- Kiedy ludzie opowiadali mi, że mógłbym przejść na zawodowstwo, wybuchałem śmiechem - opowiada David Robinson. - Koszykówka była dla mnie tylko jednym z wielu zajęć.

W tym artykule dowiesz się o:

Syn Ambrose'a i Fredy mówił swoje, ale w mediach już rozpoczęła się dyskusja na temat tego, czy powinien kończyć studia na Akademii Marynarki Wojennej, czy może zmienić uczelnię, unikając w ten sposób pięcioletniej służby w US Navy i torując sobie drogę do NBA. O praktycznie niemożliwym do powstrzymania, szybkim i zwinnym wielkoludzie z Navy Midshipmen pisał nawet słynny magazyn "Sports Illustrated", a perspektywa zarabiania setek tysięcy dolarów tylko za grę w basket zaczęła w końcu wiercić mu dziurę w głowie. Chłopak jednak twardo obstawał przy swoim. - Być może nie jestem tak dobry, jak niektórzy opowiadają - mówił. - W tej chwili nie widzę żadnego powodu, żeby odejść z Akademii. To ciężka szkoła życia, ale jestem tu szczęśliwy.

Oprócz Davida Robinsona pierwszą piątkę Midszypmenów w sezonie 1984/85 tworzyli Vernon Butler, Kylor Whitaker, Cliff Rees oraz Doug Wojcik. Team pod wodzą Paula Evansa zakończył zmagania z fantastycznym bilansem 26-6, wygrywając konferencję ECACS i kwalifikując się do turnieju NCAA, z którego odpadł w drugiej rundzie po porażce 59:64 z Maryland. Sportowy rozwój Davida objawił się nie tylko wywalczeniem miejsca w startowej piątce, a przede wszystkim niesamowitą poprawą statystyk. Robinson z przeciętniaka stał się prawdziwym "wymiataczem", notując średnio 23,6 punktu, 11,6 zbiórki oraz 4 bloki. Był również niesłychanie skuteczny, trafiając do kosza z ponad 64-procentową skutecznością.

David podczas drugiego roku studiów mierzył już 213 centymetrów. W trakcie kampanii pobił również kilka wieloletnich rekordów szkoły, zdobywając najwięcej punktów i zbiórek oraz zapisując na swoim koncie najwięcej meczów z 30 lub więcej "oczkami". Za swoje osiągnięcia został wybrany do pierwszej piątku konferencji oraz otrzymał tytuł zawodnika roku ECACS. Perspektywa gry w NBA nagle stała się naprawdę realna, a po gracza Midshipmen zgłosiły się uczelnie mające topowe zespoły koszykarskie, czyli Notre Dame, UCLA, Kentucky, Indiana oraz Georgetown. Regulamin NCAA jednak jasno stanowił, że w przypadku przenosin zawodnik musi odbyć roczną karencję, a to stawiało pod znakiem zapytania jego dalszy sportowy rozwój. Po rozmowie rodziców Davida z władzami Akademii okazało się natomiast, że ze względu na wysoki wzrost obowiązkowa służba w US Navy czekająca chłopaka po zdobyciu dyplomu mogłaby zostać skrócona do dwóch lat lub całkowicie anulowana. To brzmiało ciekawie. Zresztą Robinson nigdy nie myślał poważnie o przenosinach, gdyż najbardziej liczyło się dla niego wykształcenie. - Lubię koszykówkę i jest ona dla mnie wspaniałym wyzwaniem - powiedział pewnego razu trenerowi Evansowi. - Ale ona jest tylko jedną z wielu części mojego życia. Jeśli będę musiał, to sobie bez niej poradzę.

- Moje dwa pierwsze lata w Annapolis to garść cudownych doświadczeń - wspomina David. - Edukacja stała na najwyższym poziomie. Uwielbiałem tamtejszych ludzi, pływanie statkami w okresie letnim oraz inne ciekawe aktywności. To wszystko uczyniło mnie lepszym oraz bardziej zdyscyplinowanym człowiekiem. W kampusie byłem odizolowany od świata zewnętrznego i mogłem skoncentrować się na nauce. Nie było imprez, bractw czy innych wspólnot. Nic nas nie rozpraszało i mogliśmy myśleć tylko o studiach i pracy jaką mieliśmy do wykonania. Po zakończeniu nauki Robinson miał zagwarantowane pięcioletnie zatrudnienie w marynarce wojennej z pensją 20 tysięcy dolarów rocznie, zakwaterowaniem oraz wyżywieniem. Przy pieniądzach pobieranych przez graczy NBA wyglądało to marnie, a chłopak rzeczywiście miał warunki, żeby trafić do ligi zawodowej. Gdyby jednak nie udało mu się uniknąć pięcioletniej służby w US Navy, mógłby zostać profesjonalnym graczem dopiero w wieku dwudziestu siedmiu lat. - Wiedziałem, że moja decyzja może oznaczać utratę wielkich pieniędzy - wspomina. - Ale człowiek nie staje się automatycznie szczęśliwy, gdy przybywa mu zer na koncie.

Żeby zakończyć wszelkie spekulacje, środkowy Midszypmenów w końcu wystosował oficjalne oświadczenie, w którym poinformował, że nigdzie się nie rusza z Akademii. - Mam wszystko pod kontrolą i robię to, co chcę - napisał. - Niczego nie żałuję. Przybyłem tu po nauki, ale teraz moje cele trochę się rozmyły. Prasa wprowadziła wiele zamieszania. Koszykówka pojawiła się nagle i tak naprawdę wszystko co z nią związane dopiero się zaczyna. Nie wiem jeszcze jak wiele znaczy dla mnie ten sport.
[ad=rectangle]
W wakacie poprzedzające trzeci rok studiów David wraz z reprezentacją Stanów Zjednoczonych wziął udział w Pucharze Williama Jonesa. Obecność wśród najlepszych zawodników akademickich podziałała na niego inspirująco. - Przed startem kolejnego sezonu rozmawiałem z nim, a on powiedział mi wtedy, że już nie może doczekać się treningów. Nigdy wcześniej tak nie mówił - wspomina Hootie Liebert, ówczesny współlokator Robinsona. Tymczasem w przedsezonowym rankingu Navy Midshipmen znaleźli się wśród dwudziestu najlepszych zespołów akademickich w kraju, a ich center zaczął odbierać od dziennikarzy dziesiątki telefonów z prośbami o wywiady i krótkie wypowiedzi.

Paul Evans należał do starej szkoły trenerów, którzy nie zagłaskiwali swoich zawodników, a dezaprobatę wyrażali krzykiem. Podczas treningów nie tolerował lenistwa i momentami ciężko mu było dogadać się z Davidem. Pewnego razu uznał, że młody center nie przykłada się wystarczająco do ćwiczeń i wrzasnął: - Wynocha z sali! Myślał, że tymi słowami zmotywuje chłopaka, ale Robinson po prostu wyszedł, będąc nieźle wkurzonym na coacha.

fot. Steve Lipofsky
fot. Steve Lipofsky

W perspektywie czasu jednak metoda szkoleniowca nie okazała się taka zła. Podrażnione ego środkowego Midshipmen nakazywało udowodnienie czegoś trenerowi. W kampanii 1985/86 David ponownie był liderem swojego teamu, prowadząc go do bilansu 30-5, pierwszego miejsca w konferencji CAA oraz finału regionalnego NCAA, przegranego 50:71 z Duke. Zdobywał średnio 22,7 punktu, dokładając do tego 13 zbiórek, 1,7 przechwytu oraz 5,9 bloku. Na parkiecie był liderem z prawdziwego zdarzenia i totalnym dominatorem, dzięki czemu dorobił się przydomku "Admirał". Po dotkliwej porażce z Duke, pozbawiającej Midszypmenów awansu do Final Four NCAA, nazwał swoich kompanów bandą mięczaków i przestał rozmawiać z prasą na kilka tygodni. Co ciekawe, nikt nawet nie próbował dyskutować z jego zdaniem.
[nextpage]
Dalsze postępy czynione przez środkowego ekipy ze stanu Maryland zostały docenione w postaci wyboru do drugiej piątki All-America oraz nagrody dla gracza roku konferencji CAA. W lipcu "Admirał" udał się natomiast wraz z reprezentacją Stanów Zjednoczonych do Hiszpanii, gdzie wziął udział w mistrzostwach świata. Amerykanie sięgnęli tam po złoty medal, pokonując w finale 87-85 Związek Radziecki. David rozegrał całkiem udany turniej, w decydującym pojedynku zdobywając aż 20 "oczek". Pozostałą część lata chłopak spędził odpoczywając na Hawajach oraz służąc na pokładzie lotniskowca.

W międzyczasie Napoleon McCallum z Akademii Marynarki Wojennej został wybrany przez Los Angeles Raiders w drafcie NFL. Zawodnik dostał od US Navy pozwolenie na łączenie obowiązków wojskowego z karierą zawodowego futbolisty, więc istniało prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że w przypadku gdyby Robinson załapał się do NBA, również zastosowano by taryfę ulgową.

Przed rozgrywkami 1986/87 Paul Evans zmienił otoczenie i przeniósł się do Pittsburgha. W związku z tym ekipę Navy Midshipmen przejął jego dotychczasowy asystent - Pete Hermann. Davidowi bardzo odpowiadała taka sytuacja, gdyż z poprzednim szkoleniowcem często trudno mu było znaleźć wspólny język, a z jego prawą ręką rozumiał się bez słów. Uzmysłowił sobie również, że basket może stać się jego sposobem na życie. - W zeszłym roku nie byłem jeszcze tego pewien - mówił. - Teraz jednak wiem już, że chcę grać zawodowo. Bóg dał mi wzrost i umiejętności, a ja mam zamiar z tego skorzystać. Gdybym dwa lata temu czuł to co teraz, może podjąłbym inną decyzję i nie został na uczelni.

Zmagania 1986/87 "Admirał" rozpoczął od 36-punktowej zdobyczy przeciwko North Carolina, a już tydzień później rzucił 43 "oczka" w starciu z Michigan, ustanawiając tym samym rekord kariery. Na początku 1987 roku marynarka wojenna podjęła decyzję co do jego przyszłości. Chłopak po uzyskaniu dyplomu miał odsłużyć dwa lata w US Navy, a potem przez cztery kolejne jako rezerwista uczestniczyć w letnich szkoleniach. Wydano również zgodę na jego ewentualny udział w igrzyskach panamerykańskich oraz igrzyskach olimpijskich. O rychłej karierze zawodowca "Admirał" musiał więc zapomnieć, ale skrócenie czasu służby pozwalało mu jeszcze spoglądać w przyszłość z optymizmem.

Navy Midshipmen w kampanii 1986/87 znów byli najlepsi w swojej konferencji. Zakończyli sezon z łącznym bilansem 26-6, docierając do pierwszej rundy turnieju NCAA, gdzie doznali bolesnej porażki 82:97 z Michigan. W trakcie rozgrywek David miewał naprawdę popisowe mecze. W potyczce przeciwko James Madison uzbierał 45 "oczek" i 21 zbiórek, a jego końcowe statystyki to 28,2 punktu, 11,8 zebranej piłki 2,1 przechwytu oraz 4,5 bloku. Center kompletny. Zwieńczające jego akademicką karierę starcie z Michigan miało symboliczny wymiar. "Admirał" występował na parkiecie z numerem "50" i właśnie wtedy rzucił 50 punktów, ustanawiając swój nowy rekord.

W czerwcu 1987 roku eksperci nie mieli wątpliwości, że David Robinson jest najlepszym zawodnikiem, zgłoszonym do draftu NBA. Na liście znajdowały się jeszcze takie późniejsze sławy jak Reggie Miller, Horace Grant, Kevin Johnson czy Scottie Pippen, ale środkowy Midszypmenów był wyraźnie ponad nimi. Zdobył garść wyróżnień: miejsce w pierwszej piątce All-America, statuetki dla gracza roku według Associated Press, NABC, UPI, USBWA i magazynu "Sporting News" oraz prestiżowe nagrody Jamesa Naismitha, Johna Woodena oraz Adolpha Ruppa. Wszystkie karty znajdowały się również w rękach "Admirała". W związku z nadchodzącą dwuletnią służbą w US Navy młodzieniec nie musiał się godzić na pierwszą lepszą propozycję kontraktu. Mógł odrzucić wszystkie oferty i przystąpić ponownie do draftu za rok, a potem ewentualnie znów zrezygnować i poczekać aż stanie się wolnym agentem. Taki status wyraźnie poprawiłby jego pozycję w negocjacjach warunków finansowych umowy i umożliwiłby dołączenie do Byków Michaela Jordana, Jeziorowców Magica Johnsona lub Celtów Larry'ego Birda.

Loterię wygrali pogrążeni w kryzysie San Antonio Spurs i od razu zasygnalizowali, że wybiorą Davida i są gotowi poczekać na niego dwa lata. - To wspaniały sportowiec - mówił generalny menadżer Ostróg. - Kiedy będzie miał obok siebie dobrych graczy, stanie się jeszcze lepszy.

Od połowy czerwca 1987 roku "Admirał" stacjonował w bazie marynarki wojennej w Kings Bay w stanie Georgia. Jako asystent oficera budowniczego zarabiał 315 dolarów tygodniowo, a w sierpniu władze US Navy zgodnie z umową zwolniły go ze służby na czas igrzysk panamerykańskich w Indianapolis. Reprezentacja USA do turnieju koszykówki przystępowała jako murowany faworyt, zdobywając osiem z dziewięciu dotychczas rozdanych złotych medali. Amerykanie zawiedli jednak na całej linii, ulegając w finale Brazylii 115:120. David na przestrzeni całych zmagań nie błyszczał, a w starciu o złoto miał problemy z faulami, wobec czego nie był w stanie pokazać pełnego wachlarza swoich umiejętności. Do bazy wrócił z poczuciem wstydu oraz wielkiego rozczarowania. - Kings Bay to malutka mieścina, a w jej pobliżu nie ma miejsca, w którym można pograć na poważnie w basket - próbował się tłumaczyć. Wyniki jednak poszły w świat i jeszcze przez długi czas ciągnęły się za świeżo upieczonym inżynierem.

- Podpiszesz kontrakt ze Spurs? - pytali natarczywie dziennikarze po tym jak ekipa z San Antonio oficjalnie wybrała "Admirała" z numerem pierwszym w drafcie. Włodarze Ostróg robili dosłownie wszystko, żeby przekonać do siebie młodego środkowego. Oferowali wysokie zarobki oraz gwarantowali zbudowanie konkurencyjnego zespołu, którego Robinson miał być siłą napędową. Ba, wyczarterowali samolot, żeby wraz z rodziną mógł zobaczyć miasto oraz przywitać się z fanami, których na lotnisko przybyło aż siedmiuset. - David, David, David! - krzyczeli. - Podpisz, podpisz!

fot. Steve Lipofsky
fot. Steve Lipofsky

Po wizycie w ekskluzywnym klubie golfowym, rejsie statkiem oraz kolacji w najlepszej restauracji "Admirał" nie mógł tak po prostu odmówić szefom Spurs. - Potrzebuję trochę czasu do namysłu - rzekł, po czym uścisnął wszystkim dłonie na pożegnanie. 6 listopada 1987 roku klamka zapadła. David Robinson parafował w hali HemisFair Arena ośmioletni kontrakt z Ostrogami wart 28 milionów dolarów, stając się w ten sposób najlepiej opłacanym zawodnikiem sportów zespołowych.

Koniec części czwartej. Kolejna już w najbliższy piątek.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Gregg Lewis and Deborah Shaw Lewis - The Admiral: The David Robinson Story, Sports Illustrated, People, Mens Fitness, espn.go.com.

Poprzednie części:
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. I
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. II
David Robinson - Admirał pełną gębą cz. III

Komentarze (1)
avatar
ziemo86
2.09.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Przepraszam, że tekst pojawił się w serwisie w sobotę rano zamiast w piątek wieczorem. Niestety zaistniał problem natury technicznej i mam nadzieję, że to było pierwszy i ostatni raz :)