19 punktów zdobył w pierwszych trzech meczach sezonu Paweł Kikowski, trafiając zaledwie sześć (dwa razy za dwa i cztery trójki) z 23 prób z gry. W przypadku 28-letniego zawodnika nie sprawdziło się zatem powiedzenie do trzech, ale do czterech razy sztuka.
[ad=rectangle]
W niedzielę bowiem Kikowski był kluczową postacią ekipy King Wilków Morskich Szczecin w starciu z Anwilem Włocławek. W Hali Mistrzów polski obrońca zdobył bowiem tyle samo punktów, co w dotychczasowych trzech pojedynkach - 19. I choć skuteczność koszykarza nadal pozostawiała wiele do życzenia (5/13 z gry w meczu, w sezonie - 11/36), to jednak widać symptomy lepszej gry. To właśnie Kikowski brał na siebie ciężar zdobywania punktów w końcówce meczu, gdy raz po raz wymuszał przewinienia rywali i podwyższał dorobek zespołu z linii osobistych.
- Myślę, że kluczem do wygranej było to, że nie poddaliśmy się w trudnych momentach, wspieraliśmy się i walczyliśmy do końca, choć przecież w trzeciej kwarcie Anwil zagrał bardzo dobrze - komentował Kikowski.
Szczecinianie prowadzili po pierwszej połowie 38:29, ale rzeczywiście, trzecia odsłona zdecydowanie należała do gospodarzy, którzy wygrali ją 31:17 i przed decydującą częścią meczu wyszli na prowadzenie 60:55. W końcówce jednak zwycięstwo wyrwali goście, głównie dzięki Kikowskiemu, który - co warte podkreślenia - od 11. minuty meczu grał z trzema przewinieniami na koncie.
- Rzeczywiście, trochę pofaulowałem na początku, ale potem udało się wytrwać na parkiecie. Myślę, że zagraliśmy mądrzej, niż we wcześniejszych meczach i przede wszystkim zagraliśmy lepiej w defensywie (dotychczas Wilki Morskie traciły ponad 79 oczek w każdym spotkaniu - przyp. M.F.), niż miało to miejsce wcześniej. A gdybyśmy nie przespali trzeciej kwarty, to byłoby jeszcze lepiej. Dlatego cieszymy się z wygranej, ale wiemy, że musimy pracować dalej - podsumował 28-latek.
W najbliższy weekend Wilki Morskie zmierzą się z Treflem Sopot u siebie