Fani Anwilu Włocławek, którzy zaledwie w połowie wypełnili trybuny Hali Mistrzów na mecz ze Stelmetem Zielona Góra, przecierali oczy ze zdumienia na początku spotkania. Rottweilery grały z polotem, impetem i przede wszystkim - bardzo skutecznie. W pierwszej kwarcie wypracowali sobie przewagę (27:17), którą w drugiej byli w stanie obronić (46:36).
[ad=rectangle]
- Na początku meczu fatalnie spisywaliśmy się w ataku. To było coś strasznego. Oddawaliśmy rzuty z nieprzygotowanych pozycji, rzucaliśmy w trudnych sytuacjach i ogółem pozwoliliśmy by Anwil nas zdominował - tłumaczy Quinton Hosley.
Podstawową różnicą, która dzieliła obie drużyny była zespołowość. Podczas gdy włocławianie pracowali na parkiecie kolektywnie i już do przerwy mieli na koncie 13 asyst, Stelmet bazował na indywidualnych akcjach. Trafiając 12 z 31 rzutów z gry (tylko trzy akcje kończyły się asystami), zielonogórzanie nie mieli argumentów tej części spotkania.
- Co się działo z nami w pierwszej połowie? To, co działo się z nami w innych meczach. Weszliśmy w mecz bardzo miękko. Anwil dominował nad nam agresywnością, fizycznością, a my nie zrobiliśmy nic, by przerwać ich passę oraz zmniejszyć intensywność spotkania. Zdecydowanie daliśmy się stłamsić - dodaje amerykański skrzydłowy.
Wszystko zmieniło się jednak wraz z nadejściem drugiej połowy. Choć Anwil nadal prowadził (w pewnym momencie nawet 52:39, ale po trzech kwartach tylko 59:55), optyka meczu zmieniła się całkowicie. To Stelmet przejął inicjatywę i zaczął korzystać ze swoich mocnych stron.
- Gdybyśmy w pierwszej połowie grali tak, jak graliśmy po przerwie, wynik rozstrzygnąłby się dużo szybciej. Na pewno przydało nam się to, że w przerwie w szatni trener nami wstrząsnął. Powiedział nam, żebyśmy przestali grać jak dziewczyny, a zaczęli jak profesjonalni koszykarze i tak właśnie się stało. Poleciało parę przekleństw, było parę męskich słów - mówi Hosley.
Ostatecznie Stelmet uruchomił się w momencie, w którym było to najbardziej konieczne. Od stanu 68:67 dwie trójki trafili Przemysław Zamojski i Aaron Cel, a po chwili ważne punkty (na minutę przed końcem meczu) zdobył właśnie Hosley. Amerykanin zanotował też ważną zbiórkę w obronie i ogółem zakończył mecz z dorobkiem 15 punktów (6/12 z gry), pięciu zbiórek i dwóch asyst. A Stelmet wygrał 77:74.
- Ostatnie dni nie były łatwe. Zmienił się trener, przegraliśmy w lidze, przegraliśmy w europejskich pucharach, mieliśmy kilka męczących podróży i teraz w końcu zgarnęliśmy zwycięstwo - kończy Amerykanin.