Po spotkaniu trener Darius Maskoliunas mówił żartobliwie, że jego rodak przejął w jego zespole "rolę" Kobe Bryanta. Wcześniej odgrywał ją Michał Michalak, który w starciu ze Stelmetem Zielona Góra zdobył 31 punktów. Po tamtym spotkaniu Sarunas Vasiliauskas nazwał Michalaka "polskim Bryantem". Tę ksywkę przejął teraz litewski skrzydłowy - Eimantas Bendzius.
[ad=rectangle]
Zawodnik w meczu z Polskim Cukrem Toruń oddał aż 16 rzutów - zdobył 14 punktów. To była zaplanowana strategia sopocian. - Bendzius oddał 16 rzutów, ale miał się w tym meczu otworzyć w ataku, rozszerzyć obronę torunian. Wiedzieliśmy, że będzie go krył Denison. Litwin jest od niego dwa razy szybszy i chcieliśmy to wykorzystać. Miał grać z nim jeden na jednego. Reszta zawodników robiła mu miejsca, a Bendzius miał rzucać - tłumaczy litewski szkoleniowiec.
Zawodnik miał co prawda 31-procentową skuteczność z gry, ale udowodnił, że umie kreować sobie pozycje rzutowe. - Nie chodziło nawet o sam rzut. Litwin często atakował obronę, wymuszał pomoc z drugiej strony. Były takie dwie akcje, kiedy dzięki takim zagraniom trafiliśmy dwie trójki z narożników - podkreśla Darius Maskoliunas.
Bendzius coraz pewniej czuje się w barwach Trefla Sopot. Litwin ma spory kredyt zaufania u trenera Maskoliunasa - 24-letni zawodnik na parkiecie średnio spędza prawie 28 minut. W tym czasie przeciętnie zdobywa 12 punktów.
Dużą zaletą Litwina jest fakt, że może z powodzeniem grać na pozycji numer cztery. Tak chociażby będzie w Radomiu, kiedy w składzie nie będzie Marcina Stefańskiego.