- Chcieliśmy się odkuć za tę ostatnią porażkę z AZS Koszalin. Pamiętaliśmy, w jakich okolicznościach tam wówczas przegraliśmy. W naszych głowach cały czas był ten mecz. W sobotę udało się zrewanżować i z tego się cieszę - podkreśla Przemysław Zamojski, gracz Stelmetu Zielona Góra.
[ad=rectangle]
Przypomnijmy, że 8 lutego zielonogórzanie byli o krok od zwycięstwa, ale w samej końcówce dali sobie wyrwać 14-punktową przewagę, którą mieli w połowie czwartej kwarty. Stelmet wziął w sobotę srogi rewanż za tamtą wpadkę. Teraz zielonogórzanie byli znaczniej bardziej skoncentrowani, co wpłynęło na końcowy wynik. - Chcieliśmy uniknąć tych przestojów, które ostatnio się nam przydarzały. Cieszymy się, że tego udało nam się uniknąć - zaznacza Zamojski.
Zielonogórzanie zagrali zdecydowanie lepiej niż ze Śląskiem Wrocław. Akademicy z Koszalina nie mieli za dużo do powiedzenia w tym spotkaniu. - AZS zagrał nieco mniej fizycznie od Śląska, byliśmy na to przygotowani. Narzuciliśmy swój styl gry, na który AZS nie do końca umiał odpowiedzieć. Ograniczyliśmy poczynania Woodsa, Vrbanca. Nie daliśmy się im w ogóle rozkręcić. Na dodatek nasza gra wyglądała bardzo dobrze - przyznaje gracz Stelmetu.
W niedzielnym finale zielonogórzanie zmierzą się z Rosą Radom, która dość niespodziewanie pokonała Energę Czarnych Słupsk. Co będzie kluczem do zwycięstwa w tym spotkaniu? - Musimy ograniczyć Gibsona i Taylora. To są ich motory napędowe. Jeśli to uda się nam zrobić, to będzie dobrze. Rosa jest bardzo groźna z dystansu. Musimy na to zwrócić uwagę - ocenia Zamojski.