Michał Spychała: Nie czułem się gotowy

Znicz Basket Pruszków pokonał Spójnię Stargard Szczeciński 87:81. Było to jedno z najtrudniejszych spotkań, jakie drużyna z Mazowsza rozegrała przed własną publicznością.

Patryk Neumann
Patryk Neumann
Pruszkowianie rozegrali już w Hali Znicz 12 spotkań. Wygrali 11 z nich i przegrali tylko z Miastem Szkła Krosno. Z pokonanych drużyn jedne z najtrudniejszych warunków postawiła Spójnia Stargard Szczeciński. - To był dobry mecz. Skuteczny z obu stron, z dobrą defensywą. Nie na darmo Spójnia ma najlepszą obronę w lidze. Rzucenie im 87 punktów to jest dla nas naprawdę dobry wyczyn. Stracenie 81 - nie są specjalistami od dużej ilości punktów, ale skuteczność z daleka była bardzo dobra. Dlatego też długo się trzymali. Cieszę się, że wygraliśmy różnicą sześciu punktów, a do tego tygodnia meczów nie bardzo mogłem się przygotować - powiedział trener Michał Spychała.

Przez cały mecz przewaga Spójni wynosiła maksymalnie pięć punktów. Gospodarze prowadzili siedmioma punktami, lecz dopiero w końcówce spotkania. Znicz był skuteczniejszy, choć rywale częściej trafiali za trzy punkty. O równowadze zaważyła jednak zdecydowanie większa liczba strat gospodarzy. Dzięki temu do przerwy goście prowadzili 42:39. - Straty były również w drugiej połowie, choć zrobiliśmy ich mniej. Pierwsza połowa to Pluta i "deska" Soczewskiego. Te dwie rzeczy trzeba było ograniczyć. Myślę, że zasłużyliśmy na zwycięstwo, ale mecz mógł się bardzo podobać - ocenił trener Znicza Basket.

Jego drużyna wyraźnie przeważała w rywalizacji pod tablicami. Duży wpływ na to miała nieobecność chorego Rafała Bigusa. Stargardzki center w pierwszym meczu między tymi drużynami zdobył 20 punktów i 16 zbiórek. - Jeżeli chodzi o nasz zespół, to brak Bigusa, o czym dowiedziałem się w dniu meczu to jest duża rzecz, bo ten człowiek robiłby różnicę na desce. Tym bardziej, że szybko wyfaulował się Bodych i został w sumie tylko Soczewski. Tak bywa. Też w zeszłym roku przyjechałem na najważniejszy mecz bez Linowskiego i walczyłem do końca. Tak samo Spójnia. Może i to zadziałało na korzyść Spójni, bo ilość punktów z obwodu jest dużą różnicą w stosunku do poprzednich meczów - analizował Spychała.

Wśród gospodarzy zabrakło kontuzjowanego Kamila Czosnowskiego. Na parkiecie pojawiło się ośmiu koszykarzy, a sześciu z nich zdobywało punkty. Znaczący wpływ na postawę drużyny miało jednak trzech liderów. Adam Linowski, Marcin Kowalewski i Adam Kaczmarzyk zdobyli łącznie 64 z 47 punktów. W pewnym momencie Linowski i Kowalewski mieli po 13 "oczek", a cały team 34. - "Kaczmar" do przerwy nic nie dał. Po przerwie dał 18, grał mądrze i dobrze. "Kowal" razi dystansem. Myślę, że trener Krutikow najlepiej to wiedział. Linowski poprzedni mecz zagrał słabo i cieszę się, że się odbudował. Grałem wąską ławką, ale wiedziałem, że na tak mądry zespół tak musi być i cieszę się z tego, że wytrzymali zawodnicy - chwalił swoich koszykarzy trener Znicza Basket.

Drużyna z Pruszkowa ze względu na udział kilku zawodników w rozgrywkach juniorów starszych oraz inne wydarzenia odbywające się w Hali Znicz musi radzić sobie z innym niż wszystkie zespoły terminarzem. Po środowym spotkaniu, w sobotę zagra w Sosnowcu z Zagłębiem, a 4 marca podejmie SKK Siedlce. - To jest kłopot. Bardzo zepsuły się mikrocykle, które mamy poukładane. Bałem się tego meczu, bo nie czułem się gotowy. Cieszę się, że tak się skończyło - przyznał nasz rozmówca. - Sezon zasadniczy zbliża się do końca i te mecze są o pozycje. Wygranie w Sosnowcu powoduje, że możemy być na piątym miejscu, a o tym przed sezonem chyba nikt nie myślał - dodał.

Najlepsza piątka 21. kolejki I ligi mężczyzn

Czy Znicz Basket Pruszków wygra w Sosnowcu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×