[b]
Karol Wasiek: Porozmawiajmy chwilę o środowym spotkaniu. Co stało się z drużyną Stelmetu Zielona Góra?[/b]
Quinton Hosley: Po prostu przegraliśmy mecz.
No tak, ale prowadziliście w pewnym momencie różnicą 17 punktów. To klasowym drużynom nie powinno się zdarzać.
- Zgodzę się z tak postawioną tezą. Asseco na tę ostatnią kwartę wyszło z takim przekonaniem, że może ten mecz wygrać. Walczyli do ostatniej sekundy i to przyniosło im oczekiwany efekt. Gospodarze bardziej chcieli tego zwycięstwa od nas, podobało mi się to, w jaki sposób walczyli o wygraną. Szukali różnych sposobów na zdobywanie punktów i to im się opłaciło.
[ad=rectangle]
Straciliście koncentrację w czwartej kwarcie? To była kwestia mentalna?
- Po części na pewno, ale tak jak powiedziałem wcześniej, zwróciłbym uwagę na fakt, że gospodarze grali z dużą ambicją, a nam w pewnym momencie jej zabrakło.
[b]
41 rzutów z dystansu - chyba nieco za dużo tych prób z waszej strony. Jak do tego podchodzisz?[/b]
- Ale zwróć uwagę na fakt, że większość rzutów była z otwartych pozycji, więc to nasza wina, że ich nie trafiliśmy. Wynikało to z tego, że Asseco odpuszczało nas na dystansie i w pewnych momentach była to jedyna droga na to, aby zdobywać punkty. Sam przestrzeliłem siedem takich rzutów i mam do siebie sporo pretensji. Wierzę, że w piątek będzie z moją dyspozycją znacznie lepiej.
Na parkiecie przebywałeś aż 45 minut. Ani na chwilę nie zszedłeś z boiska. Może to w jakikolwiek sposób wpłynęło na twoją dyspozycję rzutową?
- Znasz mnie - wiesz, że nie lubię szukać wymówek czy usprawiedliwień. Po prostu nie trafiłem i trzeba zrobić wszystko, aby to poprawić.
Ale bądź co bądź ze swojej formy możesz być chyba zadowolony. W play-offach grasz naprawdę solidnie.
- Dziękuję za te słowa, ale ja tak nie do końca jestem z siebie zadowolony. Swoją formę oceniam jako przeciętną. Zawsze po meczach patrzę na swoje statystyki, oglądam wideo i analizuję, co mogłem zrobić lepiej, aby gra zespołu wyglądała korzystniej.
Wielu twoich rodaków zawsze powtarza, że play-offy to czas wyjątkowy i magiczny. Również podzielasz to zdanie?
- Zdecydowanie. To czas, w którym główną rolę grają zawodnicy pierwszoplanowi. Gwiazdy świecą wówczas najjaśniej. Każdy mecz w play-offach jest bardzo ważny, aby przybliżyć się do celu, jakim jest mistrzostwo. Ja wróciłem do Zielonej Góry po to, aby znów cieszyć się z tego trofeum.
Czujesz się takim graczem na wielkie mecze?
- Tak. Zawsze czułem się takim graczem i wątpię, żeby to się zmieniło. Kocham mieć piłkę w najważniejszych momentach, tak aby przesądzać o losach danego spotkania. Tak zostałem wychowany i tego się w życiu trzymam, aby prowadzić swoje zespoły do zwycięstw.
Często ludzie mnie pytają, czy jestem takim liderem zespołu. Odpowiadam im, że staram się prowadzić tę drużynę na lepszą drogę. Nie chcę za dużo mówić o tym w mediach, nie szukam jakiegoś rozgłosu. Chcę skupić się na zespole, aby tam świecić przykładem dla innych zawodników. Staram się pomagać zespołowi, udzielać wskazówek, kiedy jest to koniecznie.
bicie głową