Robert Skibniewski nie powinien być w kadrze - rozmowa z Jackiem Łączyńskim, byłym reprezentantem Polski

Jacek Łączyński uważa, że Mike Taylor przyznał się do błędu, pozwalając odejść z kadry Dardanowi Berishy. Jednocześnie twierdzi, iż w reprezentacji nie powinno być w tym roku Roberta Skibniewskiego.

Robert Skibniewski wrócił do składu reprezentacji Polski. Jak Pan odbiera tę decyzję?

Jacek Łączyński: Mówiłem już wcześniej, że Skiby z moralnego punktu widzenia w ogóle nie powinno być w kadrze. Nie grał w żadnym klubie przez ostatnie sześć miesięcy. Ale jak już dostał powołanie, to powinien jechać jako trzeci rozgrywający. Uważam, że na duże imprezy mistrzowskie należy zabierać właśnie trzech playmakerów. Nie zaryzykowałbym z dwoma rozgrywającymi, bo może być tak, że jeden zachoruje, złapie kontuzję i jest problem. To pierwsza sprawa. Druga jest taka, że uważałem, że powinien być Kamil Łączyński, po to żeby, za dwa lata nie okazało się, że nie mamy rozgrywającego przygotowanego do prowadzenia reprezentacji. No chyba że zagra dwóch Amerykanów, ale... przecież nie może.
[ad=rectangle]
Szkoda Berishy?

- Berisha podobno sam był niezadowolony ze swojej roli i zgłosił się do trenera. To dziwne, bo byłem przekonany, że jak trener Mike Taylor ogłaszał skład, to wszyscy doskonale wiedzą, jaką mają odgrywać rolę w drużynie. Okazuje się, że Berishy nie pasowało to, że gra mało lub jako rozgrywający, czego raczej nie potrafi. Nasi trenerzy potrafią jednak tak kombinować. Wystarczy przypomnieć, jak próbowali Adama Waczyńskiego jako playmakera. Całe szczęście, że w porę się zreflektowali.

Czyli to słuszny wybór?

- Generalnie uważam, że dobrze się stało. Bo, tak jak już powiedziałem, na takiej imprezie, powinniśmy mieć trzech rozgrywających. A jeśli chodzi o Berishę, to uważam, że nie odstawał od innych zawodników. Może nie miał wielkich przebłysków, ale odkopaliśmy chłopaka po kilku latach, więc należało mu dać szansę. Coś jednak nie zagrało. Mówi się też, że nie było między nim a zespołem chemii, że nie bronił. Według mnie to jest błąd trenerski. Nie powinno być przecież tak, że najpierw bierze się zawodnika, a następnie rezygnuje z niego za pięć dwunasta. To przyznanie się do winy, że coś zrobiliśmy źle, ale może wyjdzie na dobre, tak jak w zeszłym roku z Adamem na "jedynce".

Do EuroBasketu już niespełna dwa tygodnie, a okazuje się, że dokonujemy dość istotnej zmiany w rotacji.

- Oczywiście każdy trener ma swoją koncepcję, ale moim zdaniem zabieranie dwóch rozgrywających byłoby błędem. Dirk Bauermann też wziął dwóch. Gdyby był trzeci, taki na przyszłość, teraz być może nie byłoby problemu. Ale żaden trener nie myśli perspektywicznie. Mamy w kadrze młodych na innych pozycjach, Ponitkę, Karnowskiego, zapomniano o rozegraniu. Z rotacją nie będzie problemu, bo każdy z rozgrywających jak będzie potrzeba może również zagrać jako rzucający.

Trener Mike Taylor dość szybko ogłosił dwunastkę, która miała zagrać na ME.

- Nie rozumiem, dlaczego zawodnicy zostali odstrzeleni tak szybko. Dlaczego taki Robert Skibniewski nie mógł zostać z reprezentacją dłużej? Chodziło o pieniądze? Co by było, gdyby się rozsypał nagle któryś z wysokich zawodników? Wówczas sięgnęlibyśmy po Adama Hrycaniuka? Kto wie, co on od czasu rezygnacji z niego robił albo jak trenował. W przypadku Skibniewskiego, przez ostatni tydzień dostał mocno w kość Anwilu, obecnie jest na innej bazie treningowej i znów musi się przestawiać, to nie najlepsze dla zbudowania formy. W reprezentacji nie powinno dochodzić do takich sytuacji. Miejmy nadzieję, że z trzema rozgrywającymi pójdzie nam lepiej.

Pana zdaniem nagle okazało się, że Skibniewski jest potrzebny kadrze?

- Nie chodzi o to, że jest teraz potrzebny. Tylko trener miał wybór między Skibniewskim a Hrycaniukiem. Tylko oni znali dobrze taktykę. Innego wyboru na dobrą sprawę nie było. Dlatego sądzę, że to po prostu była jedyna opcja. Nie sądzę, aby taka była rzeczywiście koncepcja trenera, chociaż może... Ale pewnie gdyby Berisha nie poszedł do trenerów i nie powiedział, że chce grać więcej minut, to taka sytuacja nie miałaby miejsca.

Trener Mike Taylor grał już Koszarkiem i Slaughterem na boisku. Może szukał zabezpieczenia?

- Wiemy, że trener lubi różne kombinacje. To on przecież próbował przed rokiem w eliminacjach Waczyńskiego na rozegraniu, ale po dwóch meczach nagle zorientował się, że to błąd. Na szczęście Kamil Łączyński się spisał, pomógł zespołowi i osiągnięto cel. A mogło być różnie. Tutaj zatem pochwała dla trenera, że w porę zrozumiał swój błąd. Jeśli chodzi o Slaughtera i Koszarka, to wiele drużyn tak gra. Na razie obaj grają słabo, ale do mistrzostw jeszcze niespełna dwa tygodnie.

[nextpage]Stać nas jednak na to, aby rezygnować z Berishy? To przecież jeden z nielicznych koszykarzy, który ma charakter i potrafi w ważnym momencie rzucić punkty.

- To na pewno jest fighter. To taki chłopak, którego połowa trenerów będzie uwielbiała, a druga połowa nie lubiła, bo bywa nieodpowiedzialny. Osobiście lubię właśnie takich zawodników. Tylko, że jemu trzeba prosto powiedzieć, co ma robić. Powinien wychodzić na parkiet, szukać pozycji i rzucać. Jeśli trafia, to gra. Jeśli nie, jako że słabo broni, siada na ławce.

Pozostali zawodnicy na obwodzie w Hamburgu nie zachwycili.

- W ogóle z naszym zgraniem i formą nie jest jeszcze tak jakbyśmy chcieli. Gruszecki, Waczyński czy Zamojski potrafią raz zagrać fajnie, ale potem z kolei bardzo słabo. Zresztą ten ostatni trafił w ostatnich trzech meczach tylko jeden z dwunastu rzutów. Dla kogoś, kto jest strzelcem, jest to katastrofa. Niemniej trener na niego postawił i w niego wierzy. Miejmy nadzieję, że Przemek dojdzie do formy rzutowej w odpowiednim momencie.
[ad=rectangle]
Po rezygnacji Berishy moglibyśmy stworzyć drugi zespół.

- Padła zresztą gdzieś propozycja, aby reprezentacja zagrała mecz przeciwko Łączyńskiemu, Berishy, Chylińskiemu, Ignerskiemu i Lampe. To jednak dowód na to, że mimo iż nie mamy gwiazd światowego formatu, to jest trochę dobrych koszykarzy. Zresztą po nieudanych mistrzostwach przed dwoma laty pisałem, że tamta reprezentacja powinna osiągnąć znakomity wynik i powinna się zapisać w historii. Wiekowo nasi zawodnicy byli w idealnym momencie, mieliśmy naprawdę piękny materiał. Tylko, że się nie udało, mimo że mieliśmy doświadczonego trenera, którego zresztą ceniłem, bo znałem jego warsztat. Wtedy jednak zepsuliśmy sprawę. Szkoda, że do tej pory nie wiemy dlaczego i kto zawinił.

Po zwycięstwie nad Turcją i porażkach z Niemcami i Łotwą sporo mówi się o tym, że nasza reprezentacja lepiej wygląda bez Marcina Gortata niż z nim na parkiecie. Jakie jest Pana zdanie?

- Dyskusja rzeczywiście jest. Tak sobie możemy mówić, bo zagraliśmy fajnie z Turcją. Może po prostu dobrze broniliśmy przez fragment, a już mówimy, że bez Gortata lepiej. Przed nami trzy mecze, które należy wygrać, aby uwierzyć w swoje możliwości i bez żadnych eksperymentów powinniśmy przystąpić do mistrzostw. Poza tym nie jestem zwolennikiem tego, że ktoś mówi, że jest liderem albo że trener tak mówi. Lider to ten, który trzyma zespół w szatni, na ławce i na parkiecie mentalnie. A nie tylko rzuca najwięcej punktów. Lider się tworzy w czasie meczów. Nie jest przecież tak, że skoro ktoś jest liderem, to zaraz będzie w świetnej dyspozycji. Obawiałem się zresztą tego, że taka sytuacja może wywołać pewne zgrzyty i nieporozumienia. Tak chyba było dwa lata temu z Lampe i Gortatem. W ostatnich meczach do Marcina przechodziły piłki, które niekoniecznie musiały do niego trafić. Wiadomo, że on lubi akcje jeden na jeden, ale co z tego, skoro nie będzie nikogo na desce, bo przykładowo Kulig będzie wtedy na dystansie. Jeżeli Marcin będzie trafiał, to nie będzie problemu, ale jeśli nie... Niemniej Gortat to koszykarz światowej klasy, potrafi grać na wysokim poziomie. W zespole jest potrzebny ktoś, kto zanotuje 15 punktów i 10 zbiórek. Tylko, że to nie powinno wyłącznie na tym polegać. Można zdobywać dwa punkty, ale najważniejszy jest wynik, zwycięstwo.

Ale liczby nie kłamią i potwierdzają, że w Hamburgu bez Gortata graliśmy lepiej...

- Powiedziałem już, że najważniejszy jest wynik. Reprezentacja ma dwunastu graczy. Mają grać ci, którzy są w najlepszej dyspozycji, która przynosi efekty na boisku. Gortat jest potrzebny naszej reprezentacji, ale tak jak i pozostali, kiedy będzie grał dobrze. Rola trenerów jest tak dobierać piątkę na parkiecie, aby było z korzyścią dla zespołu.

Przez cały okres przygotowawczy mamy ogromny problem z defensywą. Pytanie tylko, czy zdążymy ją poprawić przed mistrzostwami?

- Mamy przebłyski jak w meczu z Turcją, ale to są jedynie fragmenty, których nie potrafimy powtórzyć czy też utrzymać na dłuższą metę. To są podstawy do zmartwień, zwłaszcza że nie wiemy, czy tego czasu na przygotowanie wystarczy. Mimo wszystko uważam, że ta reprezentacja ma spore możliwości i w obronie, i w ataku. Co prawda nasi zawodnicy nie są indywidualnie w jakieś kapitalnej dyspozycji, ale jeszcze trochę czasu zostało. W meczach o stawkę ważne będzie zaangażowanie, ambicja. Wierzę, że tego nie zabraknie. To jest najbardziej potrzebne w obronie. Prawdę mówiąc na mistrzostwach nie będę patrzył czy gramy ładnie, czy też nie. Mamy zwyciężać, żeby ludzie chcieli oglądać basket.

Źródło artykułu: