Gregg Popovich nie zakończy kariery razem z Duncanem

East News / Tim Duncan
East News / Tim Duncan

Gregg Popovich powiedział przed kilkoma laty, że zakończy karierę wtedy, gdy zakończy ją Tim Duncan. Trener San Antonio Spurs zmienił zdanie.

Jest takie powiedzenie, które pojawia się w ustach komentatorów za każdym razem, kiedy San Antonio Spurs odniosą kolejny sukces - że w życiu można być pewnym tylko śmierci, podatków i San Antonio Spurs.

Spurs są najlepszą drużyną NBA w ostatnim 15-leciu. Licząc od sezonu regularnego 1999/2000, za każdym razem wygrywają minimum 50 meczów. Zrobili to nawet w sezonie 2011/12, skróconym przez lokaut do 66 spotkań.

Od 1997 roku, gdy wybrali z numerem 1 draftu Tima Duncana, duet Popovich-Duncan zdobył pięć tytułów mistrzowskich. Tyle samo co Kobe Bryant i Los Angeles Lakers, ale Lakers w ostatnich 15 latach nie awansowali do playoffów trzykrotnie. Spurs są w nich zawsze.

Duncan ma już 39 lat i przed nim być może ostatni rok kariery. W lipcu podpisał dwuletni kontrakt, ale drugi sezon jest opcją gracza. Może odstąpić od niego za rok i powiedzieć "koniec". Popovich swój nowy kontrakt podpisał w 2014 roku i jest to umowa na pięć sezonów. Zarabia ok. 11 mln dol. rocznie - najwięcej spośród trenerów NBA. Ale przed kilkoma laty powiedział, że "gdy tylko Duncan zdecyduje się odejść, to pójdę grzecznie za nim".

Spurs jednak nie chcą kończyć. W Drafcie 2011 ukradli z nr 15 Kawhi'a Leonarda, który ma już na koncie nagrodę MVP Finałów 2014, a w lipcu tego roku zdjęli z rynku wolnych agentów prawdopodobnie najlepszego spośród tych, którzy byli realnie do wzięcia - LaMarcusa Aldridge'a.

- Musiałem złożyć przyrzeczenie, gdy podpisywaliśmy kontrakt z LaMarcusem - powiedział Popovich w wywiadzie telewizyjnym dla ESPN. - Nie mogłem mu powiedzieć 'LaMarcus, bardzo chcielibyśmy Cię mieć, a teraz do widzenia, papa'. Więc zobowiązałem się, że będę jego trenerem. Muszę wypełnić moje przyrzeczenie.

Duncan i Manu Ginobili "kończą" już kariery od kilku dobrych lat, ale wciąż są wartościowymi graczami w NBA, zwłaszcza Duncan. 38-letni Ginobili jednak z sezonu na sezon znaczy coraz mniej. Tony Parker ma dopiero 33 lata, za to bardzo duży przebieg i w tym roku sprawia wrażenie, że to co najlepsze już za nim. To Aldridge i Leonard mają przedłużyć hegemonię Spurs, która nie zawsze kończy się tytułem mistrzowskim, ale praktycznie co roku stawia Spurs w gronie faworytów do tytułu.

W najbliższym sezonie Spurs znów są jednym z głównych kandydatów do mistrzostwa, a Popovich będzie miał za zadanie wprowadzić Aldridge'a - potencjalnie najlepszego strzelca drużyny - w grę opartą na ruchu piłki. W grę opartą na pozornie prostych koszykarskich zasadach, że piłka jest szybsza niż gracz z piłką i że piłka często zmieniająca pary rąk dodaje drużynie energii i synergii.

Tymczasem Aldridge miał w swojej poprzedniej drużynie Portland Trail Blazers tendencje do długiego przetrzymywania piłki. Nie były to poziomy głaskania jej, jakie wykazuje choćby Carmelo Anthony, ale Aldridge potrafił zatrzymywać ruch piłki w Portland.

Potrafił go zatrzymywać efektywnie, bo zdobywał dużo punktów.

Bo jeśli jest jedna rzecz, której brakowało San Antonio w poprzednim sezonie, to jest to właśnie gracz, który od czasu do czasu będzie potrafił wziąć piłkę w ręce i zagrać jeden na jednego. Takim zawodnikiem jest właśnie Aldridge, który w zeszłym sezonie, wg Synergy Sports, zdobył 596 punktów w grze tyłem do kosza (nr 2 w NBA).

- Będę z przyjemnością patrzył co robi i motywował go by był jeszcze lepszy - powiedział Duncan, który w podobnym położeniu postawił Davida Robinsona, gdy przychodził do Spurs przed osiemnastoma laty.

Ostatniej wiosny Spurs niespodziewanie przegrali w I rundzie playoffów z Los Angeles Clippers. Mimo tego, że Clippers grali praktycznie szóstką zawodników. W kluczowych momentach serii mieli kłopoty ze zdobywaniem punktów. Nawet Spurs potrzebują graczy z wysokim indywidualnym talentem i 30-letni Aldridge może stać się kimś kogo sprowadzenie wysunie Spurs przed resztę drużyn w tej super-wyrównanej na szczycie Konferencji Zachodniej.

I chyba nikt nie chce, żeby Popovich żegnał się z NBA za rok, za dwa... Może tylko rywale, których upokarza i dziennikarze, których raz po raz zawstydza.

Tak więc nie zapomnij o podatkach.

Komentarze (0)