Grzegorz Kukiełka: Pasja ponad wszystko

Grzegorz Kukiełka to jeden z nowych graczy Anwilu. Portal WP SportoweFakty odkrywa zawodnika jako ciekawego rozmówcę. 32-latek opowiada o swoim pobycie na Węgrzech, miłości do koszykówki, tatuażach, przyjaźni z Jakubem Dłoniakiem i firmowych blokach.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

WP SportoweFakty: W wieku 32 lat chyba już nie stresujesz się przed rozpoczęciem kolejnego sezonu?

Grzegorz Kukiełka: Adrenalina zawsze jest i wyzwala pozytywne emocje. Ja wiem, że mam swój wiek, tego nie oszukam, wiem że bliżej końca, ale nie składam broni. Nie odpuszczam. Dobrze czuję się fizycznie, kontuzji nie mam, gram kolejny sezon. Dla mnie zawsze liczyło się tylko, by grać w koszykówkę. Dla mnie basket to podróż przez życie i zawsze stawiałem na to, by grać. Jak mnie trener nie chciał, albo był jakiś obcokrajowiec na mojej pozycji, to wolałem pójść gdzieś indziej, byleby grać.

Jesteś zadowolony ze swojej kariery?

- Może gdybym jeszcze raz mógł ją przeżyć, zrobiłbym coś innego. To jednak niemożliwe. Może wyjechałbym wcześniej zagranicę? Nie mam pojęcia. Zawsze byłem daleko od tej "elity" trenerskiej czy agentów, w rodzinie też brakowało sportowych tradycji. Wszystkie decyzje podejmowałem więc sam i pewnie czasami płaciłem za to frycowe. Może jak będę miał dziecko i jak ono złapie bakcyla, to będę w stanie jemu doradzić lepiej przez to moje doświadczenie.

Nie miałeś tradycji koszykarskich? To skąd ta pasja?

- W latach 90-tych wszyscy oglądaliśmy Michaela Jordana i Chicago Bulls. Do dzisiaj mam serię kart UpperDeck z "Bykami". I wszyscy znamy słynne "Hej, hej tu NBA!" na Programie Pierwszym. Można powiedzieć, że się wkręciłem, a granie zaczęło się od rozgrywek międzyszkolnych. A że byłem dobry, przechodziłem kolejne szczeble, aż powołali mnie do kadry makroregionu. To była siódma albo ósma klasa podstawówki. Pojechałem na tę kadrę, a tam trener Jarosław Zawadka z miejsca uznał, że będę liderem tego zespołu. I tak grałem w tych kadrach młodzieżowych, razem np. z Robertem Skibniewskim, Arturem Bajerem, Piotrkiem Stelmachem aż do seniorów. Niestety, w pierwszej reprezentacji nigdy nie dostałem szansy. Najpierw trafiłem na Erika Elliotta uwielbianego przez trenera Andrzeja Kowalczyka, w kadrze byli też Andrzej Pluta i Wojciech Szawarski. Dla mnie brakowało miejsca.
Grzegorz Kukiełka w akcji rzutowej podczas jednego ze sparingów Grzegorz Kukiełka w akcji rzutowej podczas jednego ze sparingów
Żałujesz jeszcze dziś?

- Zawsze mówię sobie, że było nas wielu w kadrach czy wcześniej w SMS PZKosz Warka, a jednak dzisiaj gra w ekstraklasie tylko garstka. Nie każdemu jest dane wiele lat grania na najwyższym szczeblu, a mnie to się udało. Nie mam czego żałować, robię to co kocham, a w przyszłości chciałbym trenować nastolatków. I wpajać im by nie do końca ufali trenerom czy agentom, ale też kierowali się własnym sercem, a także trenowali wtedy, gdy na sali robi się pusto i każdy z kolegów z drużyny jest już w domu. Chciałbym by młodzież tak podchodziła do sportu, a nie by sport był tylko dodatkiem do fajnych butów kupionych pod kolor koszulki zespołu.

Irytuje cię młode pokolenie?

- Nie, raczej śmieszy. Te wszystkie media społecznościowe, zdjęcia, selfie... To takie mało skupiające na koszu. Sam mam tylko Facebooka, ale prawie w ogóle z niego nie korzystam. To taki zbiór wiedzy bezużytecznej. Ale OK, każdy ma swoją drogę.

Sam byłeś młody...

- I jako młody chłopak musiałem podejmować dorosłe decyzje. Rodzice szybko się rozwiedli, wyjechali, mama do Niemiec. Od zawsze musiałem troszczyć się o siebie, nigdy nie miałem żadnej protekcji. To, że będę grał w koszykówkę wyszło prosto z serca i było oczywistością. Jeździłem na mecze, na kadry, potem zainteresowała się mną Polpharma, z którą podpisałem trzyletni kontrakt.

To był dobry ruch?

- Tak. Zespół prowadzony był wówczas przez trenera Tadeusza Hucińskiego. Przyszedł Szymon Szewczyk, był Wiaczesław Rosnowski, Grzegorz Mordzak, Tomasz Briegmann. Szykowaliśmy się wówczas do awansu do ekstraklasy, ale niestety przegraliśmy nieoczekiwanie w 1. rundzie play-off. Na szczęście już rok później wszystko potoczyło się dobrze. Awansowaliśmy do ekstraklasy, mieliśmy bardzo fajną ekipę z Georgem Reesem, Johnem Thomasem, potem doszedł Joe McNaull. Jako beniaminek weszliśmy do play-off, a ja zostałem uznany debiutantem sezonu. Paradoksalnie jednak, po tamtych rozgrywkach nie przedłużono ze mną kontraktu, nie dostałem też powołania do reprezentacji Polski...

Co się zacięło?

- Nie. Nie załamałem się i po prostu poszedłem tam, gdzie mnie chcieli, czyli do Astorii Bydgoszcz. Niestety, tam też trafiłem na niezbyt dobre warunki. Obiecywano mi, że będę zmiennikiem Litwina Arvydasa Cepulisa, a tymczasem do drużyny nieoczekiwanie dołączył też młody Michał Chyliński wypożyczony z Unicaji Malaga. I nagle zrobiło się ciasno, a ja z drugiej opcji stałem się trzecią.

Czy Grzegorz Kukiełka zaliczy udany sezon we Włocławku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×