Fiodor Dmitriew: Napisz, że chcieli mnie w Los Angeles Lakers

- Nie powiem z kim rozmawiałem. To nie jest w ogóle ważne. Jestem graczem Anwilu. Albo jeśli musisz to napisz, że wybrałem Anwil Włocławek, choć chcieli mnie w Los Angeles Lakers! - mówi w wywiadzie Fiodor Dmitriew, skrzydłowy Anwilu Włocławek.

WP SportoweFakty: Czy to prawda, że nie miałeś wyjścia tylko byłeś skazany na koszykówkę?

Fiodor Dmitriew: Moja mama grała w koszykówkę, była mistrzynią Europy, natomiast mój tata przez wiele lat trenował dzieci. I to on zabierał mnie zawsze na halę. Można powiedzieć, że ja właściwie wychowałem się na hali, bo chodziłem z tatą zawsze wtedy, gdy miałem czas. Czyli... chodziłem ciągle.

Tata powiedział: Fiedja będzie grał w koszykówkę i koniec. Tak było?

- Jako dziecko zastanawiałem się, co chcę robić w przyszłości. I nie byłem pewien. Trochę grałem w piłkę nożną, ale tak jak mówiłem: zbyt dużo czasu spędzałem na hali, by pójść inną drogą. Bo początkowo to nie było tak, że tata coś zechciał i koniec. Tata zabierał mnie na koszykówkę, żeby zapełnić mi czas, żebym nie biegał z kolegami po ulicach, żebym nie wdawał się w jakieś dziwne towarzystwo. Wiadomo jak to jest. Młody chłopak potrzebuje wzorców. Także: tata niekoniecznie oczekiwał, że będę koszykarzem, ale miał nadzieję, że będę grał i że wyrosnę na zwykłego, normalnego człowieka.

Jesteś zwykłym, normalnym człowiekiem?

- Musisz zapytać kogoś innego.

Pytałem kilku osób, wiesz co najczęściej się powtarzało?

- Poczucie humoru?

Dokładnie.

- Słuchaj. Codziennie rano przychodzę na halę, rzucam do kosza, biegam, idę na siłownię, potem przerwa i wieczorem to samo. Musisz żartować, żeby nie zwariować! Nikt nie lubi trenować...

Fiodor Dmitriew i Piotr Stelmach - para skrzydłowych w Anwilu
Fiodor Dmitriew i Piotr Stelmach - para skrzydłowych w Anwilu

Nikt nie lubi trenować?

- Daj skończyć! Nikt nie lubi trenować, każdy woli grać. Zapytaj dowolnego koszykarza, każdy powie ci to samo. To zwykła rzecz i nie ma w tym nic niezwykłego.

Na jednym z treningów zaraz po twoim przyjeździe do Polski akurat trenowaliście wytrzymałość, siłę oraz kondycję, taki, w cudzysłowie, "cross fit". Potrafiłeś trenować na serio, ale wystarczyła chwila i wybuchałeś śmiechem z powodu jakiegoś żartu czy sytuacji.

- Tak jest i tak ma być. Musisz być odpowiednio skoncentrowany, gdy wykonujesz swoje ćwiczenie, ale też musisz znaleźć sobie trochę luzu. Kiedy jest relaks, kiedy jest przerwa, pijemy wodę, to wówczas trzeba coś powiedzieć, trzeba coś zrobić śmiesznego, żeby była energia do dalszej gry.

Dobrze się dobraliście - ty i Robert Tomaszek.

- Tak... Jakiś czas temu biegaliśmy wzdłuż parkietu i dostawaliśmy naprawdę nieźle w kość. Dobiegliśmy razem z Robertem, patrzę na niego, on na mnie, po czym pyta się "ile jeszcez? ". A ja na to: "Nie martw się, jutro też mamy dwa treningi!"

Musisz nauczyć się słowa "zgrywus".

- Koniecznie!

Wiesz jak czasem mówią na ciebie inni zawodnicy?


- Oczywiście, "Radziecki" (Dmitriew wypowiedział to słowo po polsku - przyp. M.F.)! Jest zabawne, nie mam nic przeciwko. Chłopaki się śmieją, ja się śmieję i jest w porządku. Będąc w Polsce zawsze udaję, że jestem Polakiem i staram się mówić po polsku, ale zawsze też ktoś się znajdzie, kto zapyta skąd jestem, a potem mówi, że domyślił się przez mój akcent. Muszę nad nim pracować...
[nextpage]Urodziłeś się jeszcze w Związku Radzieckim.

- Tak, ale jestem Rosjaninem, a moim krajem jest Rosja. Nigdy inaczej o sobie nie myślałem. Wiesz, ja jestem z tego kolejnego, następnego pokolenia. Być może moi rodzice czy dziadkowie mogli myśleć inaczej, bo pamiętają te czasy, gdy np. nie można było wyjeżdżać zagranicę. Moim jedynym obrazkiem dzieciństwa jest to, że od czasu mieliśmy banany. I one zawsze były zielone. Musieliśmy czekać aż zżółkną, aby można je było jeść...

Miał być wywiad z Dmitriewem-koszykarzem, a jest z Dmitriewem-człowiekiem. I choć to nie przeszkadza, porozmawiajmy o koszykówce. Który ze swoich dwóch sezonów spędzonych w Asseco Gdynia wspominasz lepiej? Ten zakończony mistrzostwem, w którym miałeś mniejszą rolę czy ten drugi, w którym odpadliście w ćwierćfinale, ale grałeś więcej minut.

- Oba były ciekawe. Gdy przychodziłem do Asseco nie zastanawiałem się ani chwili nad wyborem. Dołączyłem do ekipy, która miała obronić tytuł i grała w Eurolidze. I wszystko poszło po naszej myśli. W drugim sezonie natomiast moja rola była inna. Mieliśmy młody zespół, a ja byłem jednym z bardziej doświadczonych graczy i musiałem też trochę podpowiadać młodszym zawodnikom. I tamten sezon też był niezły. Zakończyliśmy rozgrywki w ćwierćfinale, przegrywając z Zieloną Górą 1-3. A mogło być inaczej, bo w czwartym spotkaniu było blisko. Gdybyśmy wygrali, to przy stanie 2-2 presja byłaby po stronie Stelmetu.

Prawdą jest, że rok temu miałeś grać w Koszalinie?

- Prawdą jest, że miałem ofertę, ale jednocześnie czekałem na ruch jednego klubu z Rosji. No i czekałem, czekałem, aż nagle tamten klub sprowadził kogoś innego, a w tym czasie AZS również już kogoś zatrudnił. Takie życie.

I wylądowałeś w Grecji, a następnie grałeś na Litwie razem z Adamem Łapetą u trenera Andreja Urlepa w Dzukiji Olita. Ogółem, od 2011 roku spędziłeś tylko jeden sezon w Rosji. Lubisz być obcokrajowcem w drużynie?

- Obcokrajowiec zawsze musi udowadniać, że jest lepszy od gracza rodzimego. Każdego dnia, na każdym treningu i w każdym meczu. Ale tak, lubię. Nawet pomimo tego, co powiedziałem i pomimo tego, że co roku mam te same problemy z wizą (śmiech).

Fiodor Dmitriew i jego koledzy wygrali Kasztelan Basketball Cup 2015
Fiodor Dmitriew i jego koledzy wygrali Kasztelan Basketball Cup 2015

Włocławek czekał na ciebie kilka tygodni...

- No tak, czekał. Tak samo jak ja teraz czekam na moją żonę i dzieci! Ale wracając do pytania, kiedy jesteś obcokrajowcem nie musisz martwić się o nic. Masz mieszkanie, masz samochód, pomagają ci w każdej sytuacji. Jako Rosjanin w Rosji, to wszystko to twój problem.

W ciągu ostatnich pięciu lat ten rok spędzony w Rosji miał miejsce w twoim macierzystym klubie, Spartaku Sankt Petersburg.

- Kochane San Pi (skrót od Sankt Petersburg - przyp. M.F.)! Tylko nieco mniej kochane, gdy musiałem wyjeżdżać na poranne treningi dwie godziny przed czasem! 20-25 kilometrów od mojego domu do hali i dwie godziny jazdy! Gaz, hamulec, gaz, hamulec, a w samochodzie ja słuchający muzyki i gadający do siebie. Dobrze, że benzynę mamy w Rosji tanią... Ale poważnie, kocham moje miasto.

Co takiego jest w tobie, że Tomas Pacesas najpierw ściągnął cię do Asseco, a następnie sprowadził na Litwę do Dzukiji Olita. Co takiego jest, że Igor Milicić najpierw chciał cię w AZSie Koszalin, a teraz chciał również w Anwilu?

- Dobrze gram, co?

Ty mi powiedz.

- No powiedziałem. Chyba dobrze gram (śmiech).
[nextpage]Trener Milicić powiedział mi: Fiodor jest jak drugi playmaker na parkiecie.

- Bardzo miło to słyszeć. Poważnie. Nigdy nie grałem dla statystyk. Nigdy nie rzucałem, gdy widziałem, że ktoś inny stoi na lepszej pozycji. Wolę podać, niż rzucić. Nigdy nie byłem samolubny. Chyba to ma znaczenie dla trenerów.

Ale rzucić też potrafisz. A może - przede wszystkim rzucić potrafisz, zwłaszcza za trzy.

- Trójka, da! A to też zabawna rzecz. Rzucać umiałem od zawsze, ale na początku swojej kariery nie korzystałem z tego elementu w ogóle. Przede wszystkim grałem tyłem do kosza i w ogóle bliżej kosza. Przysięgam, nie rzucałem w ogóle zza łuku. Dopiero później jakiś trener uznał, że gdy jest center, który potrafi oddać piłkę spod kosza na obwód i jednocześnie jest skrzydłowy, który umie trafić z daleka to trzeba z tego korzystać.

Ile trójek trafiłeś najwięcej w Polsce?

- Siedem. Przeciwko PGE Turowowi Zgorzelec. Filip Dylewicz na pewno mnie pamięta.

Pamiętam, gdy przyjechałeś z Asseco do Włocławka. Ludzie zastanawiali się: "Kto to jest ten niepozorny skrzydłowy, wygląda trochę jak misiek, a rzucił nam cztery czy pięć trójek?".

- No ja właśnie taki jestem. Przyjeżdżam, robię swoje, zespół wygrywa, ja macham do kibiców i mówię: "do zobaczenia w następnej rundzie", a potem wyjeżdżam (śmiech).

Zrobisz także swoje we Włocławku? Anwil jest po najgorszym sezonie w historii i chce bardzo mocno wrócić do play-off.

- Dobra, na koniec powiem coś serio... Wiesz dlaczego przyszedłem do Anwilu? Bo po najgorszym sezonie w historii może być tylko lepiej! Nic nie ryzykuję (śmiech)! No dobra, znowu nie wytrzymałem. Ale mówiąc poważnie: jestem pewien, że jesteśmy w stanie grać dobrą koszykówkę.

Wyniki sparingów potwierdzają twoje słowa.

- Wyniki nie są istotne. Kluczowe jest to, jak gramy. A ja uważam, że gramy coraz lepiej. Gdy przyjechałem do Włocławka, były dwa mecze z Polskim Cukrem Toruń. Teraz nasza forma jest zupełnie inna.

[b]

Jaki był dla ciebie ten okres przygotowawczy?[/b]

- Nie różnił się dla mnie niczym od poprzednich.

Trener Milicić oraz działacze klubu bardzo mocno zabiegali byś podpisał kontrakt z Anwilem. Rywalizowali z kilkoma innymi zespołami, w tym także z jednym z Rosji...

- ...Stop! Uprzedzę pytanie: nie odpowiem z kim rozmawiałem. Nie ma mowy. To już nie jest w ogóle ważne.

Kluby lubią podkreślać, że okazały się skuteczniejsze od innych w negocjacjach z graczem...

- Aha, no tak... No to napisz, że wybrałem Anwil Włocławek, choć chcieli mnie w Los Angeles Lakers! A co!

[b]Rozmawiał Michał Fałkowski

{"id":"","title":""}

[/b]

Źródło artykułu: