Jeszcze pół roku temu, po letnim zgrupowaniu reprezentacji Polski, bardzo dużo mówiło się o deficycie wśród polskich rozgrywających. A o tych, którzy w kadrze się wówczas znajdowali, że grają nierówno, że nie mają wystarczającego doświadczenia, że za często w łatwych sytuacjach tracą piłki, że popełniają zbyt dużo przewinień. Lekarstwem na obwodowe braki polskiej kadry miała być naturalizacja amerykańskiego zawodnika. Przez media przewinęły się dziesiątki kandydatów do uzyskania polskiego paszportu, bardziej, bądź mniej związanych z naszym krajem. Konkretów wciąż jednak brak, i na chwilę obecną, nie wiadomo, czy któryś z obcokrajowców wzmocni drużynę Muliego Katzurina.
Początek naszych, rodzimych rozgrywek pokazał jednak, że takie "wzmocnienie" kadry, nie jest niezbędne. Życiowe sezony rozgrywają w Anwilu Włocławek Łukasz Koszarek i w Atlasie Stali Ostrów Wielkopolski Krzysztof Szubarga. Obaj, w porównaniu z zeszłymi rozgrywkami i chociażby też z letnim obozem, poczynili duże postępy, i o kreowanie przez nich gry na dobrym poziomie, podczas wrześniowego Eurobasketu, nie powinniśmy się już chyba obawiać.
Kto wie, a być może już w niedalekiej przyszłości, w gronie podstawowych, polskich rozgrywających, będziemy wymieniać też Kamila Łączyńskiego. Zawodnik Polonii Gaz Ziemny Warszawa spełnia kryteria w myśl przepisu o "polskim młodzieżowcu", ale i tak na parkiecie przebywa dłużej, niż wymagane dziesięć minut, co wychodzi mu tylko na dobre. Łączyński to bez dwóch zdań wielki talent, który o swojej grze, miał już okazję usłyszeć wiele ciepłych słów. - Pochwały oczywiście są miłe, jednak wszystko trzeba odpowiednio zrównoważyć. Jedni chwalą, drudzy ganią. Jeśli z mojej gry zadowolony jest trener i w jego oczach zyskuje uznanie, wtedy i ja mogę czuć się szczęśliwy. A wszystkie komentarze "in plus" na temat mojej osoby traktuję jako pozostałość, otoczkę do całości - powiedział portalowi SportoweFakty.pl Łączyński.
20-latek, prócz wielkiego potencjału i nieprzeciętnych umiejętności, ma niestety równie dużego pecha. W ciągu tylko ostatnich kilku miesięcy zmuszony był oraz co gorsza - jest też obecnie, zmagać się z dwiema groźnymi, wymagającymi dłuższego leczenia kontuzjami. Na początku roku, w meczu z Anwilem Włocławek, powrócił po ponad dwumiesięcznej pauzie spowodowanej urazem kolana. Po zaledwie 90 sekundach znów musiał przedwcześnie opuścić parkiet, bowiem nabawił się tym razem kontuzji ręki. - Kamil zaraz na początku, tuż po swoim powrocie doznał kolejnego urazu. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy i w pełni formy powróci na parkiet - wyjawił naszemu serwisowi Wojciech Kamiński, szkoleniowiec Polonii. - Obecnie przechodzę rehabilitację. W najbliższą środę z ręki zostaną mi zdjęte szwy i być może już po tym, za pozwoleniem lekarza, będę mógł wznowić lekkie treningi. Dotychczas nawet takie nie były możliwe. Doznałem dość skomplikowanej kontuzji, złamania kości śródręcza z przemieszczeniem i dodatkowo jeszcze spiralnie. Ja osobiście chciałbym jak najszybciej wrócić do gry, aczkolwiek wszystko zależy od tego, jak mój organizm przyjmie śrubki, jakie mi wstawiono podczas operacji. Jest to ciało obce, dlatego też potrzeba trochę czasu. Na dodatek kontuzjowana jest prawa ręka, czyli w moim wypadku - rzucająca, więc musi być sprawna na 110 procent - opisał całą sytuację młody rozgrywający "Czarnych Koszul". Wcześniej Łączyńskiemu także zdarzały się kontuzje. W maju 2007 roku zerwał więzadła krzyżowe, a dziesięć miesięcy później, nadciągnął więzadła poboczne.
Marzeniem 20-latka jest gra w seniorskiej reprezentacji Polski, jednak on sam zdaje sobie sprawę, że bez zdrowia, wyznaczonego przez siebie celu, nie będzie mógł zrealizować. - Moje marzenia? Cóż, najpierw chciałbym, aby dopisywało mi zdrowie oraz by przestały mnie prześladować kontuzje. A później to się zobaczy. W przyszłości chciałbym występować w koszulce narodowego zespołu, a jak dobrze pójdzie, to może też w dobrej, zagranicznej lidze - zakończył koszykarz stołecznej Polonii.